Możemy powiedzieć, że w II Rzeczypospolitej wychowało się pokolenie, które nazywamy „pokoleniem JP” – to pokolenie wychowane na ideałach Józefa Piłsudskiego - mówi Grzegorz Nowik prof. ISP PAN, wicedyrektor Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku.
Czy muzea historyczne są nam jeszcze potrzebne?
Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN czy Muzeum Śląskie odniosły sukces. Kiedy w połowie sierpnia zorganizowaliśmy dni otwarte Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, odwiedziło nas prawie trzy tysiące osób. Nie spodziewaliśmy się takiej frekwencji. Społeczeństwo jest ciekawe tego, jak było dawniej, odczuwa potrzebę obcowania z eksponatami, zabytkami. Jest ich na ekspozycji stałej niemało, ale naszym najcenniejszym „eksponatem” jest dworek z autentycznym, a częściowo zrekonstruowanym wyposażeniem: można tu m.in. zobaczyć ogródek warzywny Aleksandry – małżonki Józefa Piłsudskiego, obok którego znajdowała się plantacja drzewek morwowych i pasieka. Gospodarstwo było samowystarczalne, rodzina utrzymywała się z własnej pracy. Piłsudski przekazywał pensję na Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie i Szkołę Powszechną w Sulejówku. Zarabiał, pisząc, prowadząc odczyty i wykłady, udzielając wywiadów. Dodajmy, że dworek jest symbolem przełomu cywilizacyjnego, o którym też chcemy w muzeum opowiadać – był jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym budynkiem w okolicy, podłączonym do sieci elektrycznej, wyposażonym w wodę bieżącą i kanalizację. Bo niepodległość potrzebna jest w każdym wymiarze. Współczesne muzeum to jednak nie tylko kolekcja artefaktów. Przygotowany przez zespół prof. Janusza Ciska słownik biograficzny jest dostępny w internecie. Zamierzamy ten projekt poszerzyć o kolejne grupy żołnierzy, oficerów Wojska Polskiego lat 1918–1921, ochotników, którzy walczyli o niepodległość Polski, zaciągnęli się w Ameryce, aby wstąpić do armii gen. Józefa Hallera, czy żołnierzy Drużyn Bartoszowych (młodzieżowa organizacja przysposobienia wojskowego, która powstała w 1908 r. we Lwowie – red.).
Miałam wielkie szczęście zobaczyć już wystawę stałą. Zaintrygowało mnie zdjęcie, na którym gen. Wojciech Jaruzelski pozuje z książką o marszałku – więc i on sięgnął po ten symbol. Wystawa opowiada zresztą nie tylko o Piłsudskim, lecz też o jego „legendzie”, którą on sam budował, bo po zamachu majowym, o czym pisze prof. Andrzej Chwalba w „Przegranym zwycięstwie”, z podręczników szkolnych zniknęli ci, którzy latem 1920 r. mieli inne zdanie – marszałek zazdrośnie strzegł ojcostwa sukcesu Bitwy Warszawskiej.
Bitwy zawsze przegrywają i wygrywają wodzowie naczelni – to oni ponoszą całą odpowiedzialność. Wojnę polsko-bolszewicką badam od 30 lat: nie mam żadnych wątpliwości, że to Piłsudski podejmował najważniejsze decyzje, był autorem planu bitwy, dowodził. Mamy zresztą mnóstwo legend historycznych, np. mit ks. Skorupki wykreowali piłsudczycy w komórce propagandy Oddziału II Naczelnego Dowództwa, a konkretnie Juliusz Kaden-Bandrowski, bo tego potrzebowało społeczeństwo. Ono potrzebowało legendy o kapłanie, który poszedł na front wraz ze swoimi uczniami, dowodząc wartości słów o prawdzie i potrzebie ofiary. Legendy są potrzebą chwili i jeśli są prawdziwe, to trwają. Podobnie jest z legendą o najwybitniejszym współtwórcy niepodległości, która była silnym elementem państwowotwórczym w II RP. Czy legenda marszałka przetrwałaby, jeśli byłaby fałszywa? Żyła w Polskim Państwie Podziemnym i w PRL. Ja także wychowałem się na niej: przyrzeczenie harcerskie składałem przy kamieniu w Zielonej między Rembertowem a Warszawą, gdzie w kwietniu 1919 r. Piłsudski prowadził ćwiczenia Polskiej Organizacji Wojskowej.
Piłsudski sprawował dwie najważniejsze funkcje w Rzeczpospolitej, w najtrudniejszym dla niej okresie.
Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego. Nie ma w polskich dziejach wielu postaci, które sprawowałyby te funkcje jednocześnie, przed nim tylko Kościuszko i Traugutt. Dokonania Piłsudskiego są co najmniej równe zasługom tych postaci, jeśli ich nie przewyższają, bo są uwieńczone odzyskaniem niepodległości. Aby pozostać w zgodzie z prawdą, w muzeum pokazujemy też innych współtwórców niepodległości. Ukazujemy wkład wszystkich warstw społecznych i grup narodowych utożsamiających się z wizją wolnej Rzeczypospolitej, walczących o jej odrodzenie. Bo Józef Piłsudski walczył o Rzeczpospolitą, a nie wąsko rozumiane narodowe państwo. I to jedna z najważniejszych prawd, którą chcemy przekazać. Pragnął odrodzić dawną Rzeczpospolitą w nowym kształcie, choć jak wiemy, nie do końca mu się to udało.
Ostatnim elementem wystawy jest instalacja Jakuba Woynarowskiego i Fundacji Instytut Architektury, eksponowana na Międzynarodowym Biennale Architektury w Wenecji w 2014 r.
Tak, to kopia baldachimu znad wejścia do krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów na Wawelu. Zaprojektował go i wykonał prof. Adolf Szyszko-Bohusz, który wykorzystał elementy wcześniej symbolizujące władzę zaborców: granit z cokołów pomnika Bismarcka w Poznaniu, marmurowe kolumny z Soboru św. Aleksandra Newskiego w Warszawie, wybudowanego dla uczczenia 300-lecia dynastii Romanowów i wygnania Polaków z Kremla, oraz brąz z przetopionych austriackich armat. Zwiedzający wychodzi z przesłaniem umieszczonej na brzegach baldachimu inskrypcji „Corpora dormiunt, vigilant animae” – ciała śpią, dusze czuwają. Nie tylko dusza Józefa Piłsudskiego. Bo niepodległość, odpowiedzialność za Polskę jest nam, każdemu z nas – nawiązując do słów Jana Pawła II – zadana.
Osią wystawy jest myśl polityczna Piłsudskiego, na którą – o czym pisze pan w katalogu – składały się: niepodległość, socjalizm, orientacja zachodnioeuropejska i demokratyzm. Drugi z nich, socjalizm, jest z powszechnej świadomości wygumkowany.
Socjalizm jest pojęciem negatywnie obciążonym przez PRL. A u progu niepodległości był nie więcej niż ideą stworzenia systemu sprawiedliwości społecznej. Analizując program paryski Polskiej Partii Socjalistycznej, zobaczymy, że jego zdecydowana część została wdrożona dekretami przez Jędrzeja Moraczewskiego i Piłsudskiego w pierwszych miesiącach niepodległości. Od uwłaszczenia chłopów w XIX w. – przez obcych monarchów – był to największy przełom społeczny. Piłsudski nie zdecydował się jedynie na upaństwowienie własności prywatnej, choć nalegał na to, aby jedną z pierwszych ustaw nowego Sejmu była ustawa o reformie rolnej. Dlatego chciał – o czym w dziennikach wspomina Michał Pius Römer (polsko-litewski prawnik i polityk, niedoszły premier Litwy – red.) – aby marszałkiem Sejmu został Wincenty Witos. W ten sposób chłopi mieli otrzymać gwarancję, że nowe prawa i zdobycze socjalne, które otrzymali robotnicy – ośmiogodzinny dzień pracy, ubezpieczenia społeczne, prawa polityczne i wyborcze – zostaną rozciągnięte także na nich, zaś to, czego oczekiwała wieś – to reforma agrarna. Chciał przelicytować program bolszewików, iść z nim na Wschód i pokazywać, że polski program jest lepszy, bo mający oparcie w prawie i demokracji, woli narodu, a nie jednej partii.
Powiedział pan na początku, że „Niepodległość potrzebna jest w każdym wymiarze”.
Przed Polską stało zadanie odrobienia zaległości XIX w., kiedy w Europie budowane były fundamenty nowoczesnej państwowości i ich różnorodnych instytucji. Uczymy się w szkole o zbrojnych i politycznych aspektach odzyskiwania niepodległości, zaś mniej o budowie struktur państwowych, samorządowych, o budowie społeczeństwa obywatelskiego, o aktywności społecznej obywateli. A II RP to ogromna erupcja aktywności społecznej, rozwój kultury i nauki, tworzenie powszechnej oświaty. To wykształceni inżynierowie, lekarze, agronomowie, prawnicy. A także rozbudowa infrastruktury komunikacyjnej, cywilizacyjnej. Gdy zadajemy sobie pytanie – jak Józef Piłsudski wracał z Magdeburga do Warszawy? – zdziwimy się, że przez Bydgoszcz, Toruń i Aleksandrów Kujawski, ponieważ nie istniało bezpośrednie połączenie kolejowe między Warszawą a Poznaniem, z którego łatwiej było dojechać do Berlina. Trzeba było więc budować nowe linie kolejowe, drogi, mosty – przed I wojną światową w zaborze rosyjskim, przez Wisłę – było ich raptem pięć, dziś na tym samym odcinku jest ich blisko 40. Trzeba było przeorientować produkcję przemysłu na potrzeby własne, stworzyć zbrojeniówkę. W latach 1918–1921 polski żołnierz walczył bronią, którą zdobył na zaborcach lub sprowadzaną z Francji. W 1939 r. wyłącznie wyprodukowaną w Polsce. Oczywiście pozostały ogromne dysproporcje społeczne i gospodarcze w rozwoju II RP, ale bilans otwarcia był dramatyczny. Należy pamiętać, z jakiego punktu startowaliśmy w 1918 r. Nie dało się tego zmienić w 20 lat, z czego mieliśmy tylko 18 lat pokoju. Sami dziś widzimy, ile dokonaliśmy w ciągu ostatnich trzydziestu lat, a ile trzeba nadal zmienić, wybudować, doskonalić. To wreszcie ustalanie zasad parlamentaryzmu oraz samorządności, przeprowadzenie powszechnych wyborów – pierwszy raz na ziemiach polskich; wyborów, w których po raz pierwszy mogły wziąć udział kobiety. Dramatem dla Józefa Piłsudskiego było to, że w Sejmie bardzo trudno było stworzyć trwałą większość, a obyczaje polityczne wyglądały nie lepiej – a może nawet gorzej – niż dzisiaj. Wizja odrodzonego państwa dramatycznie zderzyła się z praktyką.
Ważnym elementem wystawy jest instalacja z nagłówków prasy, która wychodziła przed zamordowaniem prezydenta Gabriela Narutowicza 16 grudnia 1922 r: „Polską rządzą Żydzi”, „Piłsudski zawalił drogę Narutowiczem”, „Kandydat obcych narodowości. Ich prezydent”, „Wszystko zło, co jest w Polsce, pochodzi od Witosa i Żydów”, „Polska dla Polaków”. W ten właśnie sposób ekspozycja opowiada tę tragiczną historię.
Fake newsy nie narodziły się dzisiaj. Mowa nienawiści była już wówczas obecna w polityce. Polecam uwadze książkę Ignacego Daszyńskiego „Wielki człowiek w Polsce”. Pisał ją na podstawie obserwacji sprawowania władzy przez Józefa Piłsudskiego w latach 1918–1922. Jest tam bardzo ważny fragment o jego kulturze osobistej, woli współpracy, współdziałania, przekonywania, łączenia wysiłków, dążenia do zgody i konsolidacji narodowej. Warto zestawić go z tym, co publikowała prasa narodowa i głosili niektórzy – aktywni politycznie – duchowni, np. ksiądz Kazimierz Lutosławski, fatalna postać w historii polityki. Nienawiść, zło i głupota, które wylewały się spod pióra Stanisława Strońskiego i z ust Lutosławskiego powinny być dla nas przestrogą. Nieumiejętność prowadzenia debaty i zawierania kompromisu była źródłem wszelkiego zła, była i jest zaprzeczeniem istoty demokracji. Nie udało się w tamtych latach, nie udaje się i dzisiaj.
Celem zamachu – w grudniu 1922 r. – nie miał być Narutowicz, tylko Piłsudski, który już od pierwszych dni urzędowania miał być pozbawiony władzy.
Pierwszy raz przez prawicowy przewrót przygotowywany przez księcia Eustachego Sapiehę i płk. Mariana Januszajtisa-Żegotę. Co robi z nimi Piłsudski? Jednego beszta, mówiąc, że „Polsce lepiej trzeba dziś służyć”, i czyni go ambasadorem, drugiego wysyła na front, żeby dowodził dywizją, w czym zresztą doskonale się sprawdził. Tak postępuje Piłsudski z zamachowcami. Jednak plany jego obalenia powstawały dalej, drugi zamach szykowali nań radykalni narodowcy w lipcu 1920 r., trzeciego dokonał ukraiński nacjonalista we Lwowie. Ofiarą czwartego, tego z grudnia 1922 r., został Gabriel Narutowicz, w zastępstwie Piłsudskiego.
Z obrazem Piłsudskiego jako demokraty kłócą się zamach majowy i proces brzeski. Choć wystawa porusza ten problem, mam wrażenie, że tworzy jednocześnie wciąż uładzony obraz marszałka, w opowieści o nim nad cieniami przeważają blaski.
Pokazaliśmy okoliczności i przyczyny wewnętrzne i zewnętrzne zamachu majowego, racje stron, dylemat Piłsudskiego i całej RP. Dla niego był to konflikt dwóch naczelnych zasad jego myśli politycznej: silnego państwa i systemu demokracji parlamentarnej. Zamiarem Piłsudskiego było zademonstrowanie – i tylko zademonstrowanie prezydentowi – że nie można dopuścić do władzy tych, którzy mieli krew Narutowicza na rękach, a więc prawicy narodowej. Czy można złamać prawo w imię wyższej racji? Była to dramatyczna sytuacja. Jestem daleki od pochwalania tej metody rozwiązywania konfliktów politycznych – i jako kraj nie mamy się czym chwalić. Ale Polska nie była tu jednak wyjątkiem.
Napisał pan w katalogu, że Józef Piłsudski „przykładał ogromną wagę do imponderabiliów – czynników pozamaterialnych: duchowych, trudno uchwytnych, niemierzalnych, pozostających często poza sferą realnej oceny – a jeszcze trudniejszych do przedstawienia na wystawie – ale mających bardzo często istotny, jeśli nie decydujący, wpływ na realizację zasadniczych celów czy podejmowanie konkretnych decyzji”. Na początku naszej rozmowy mówił pan, że ludzie chcą obcować z eksponatami. Państwo uosabiane jest np. w sędziowskim łańcuchu, Orderze Orła Białego i te elementy wystawy robią ogromne wrażenie.
Jestem z wykształcenia historykiem, ale z wewnętrznego powołania wychowawcą harcerskim. Ważna jest dla mnie w ocenie postaci – osobowość, siła wewnętrzna. Tę świadomość niewątpliwie miał marszałek, powtarzający za Napoleonem, że nie tylko liczba armat decyduje o zwycięstwie, ale duch żołnierza, jego morale, a to potrzebne jest nie tylko w armii, ale każdemu człowiekowi, całemu społeczeństwu, w każdej epoce. Dlatego vigilant animae, pamiętając, że wystawę rozpoczynamy od egzemplarza „Króla Ducha” Juliusza Słowackiego, czytywanego małemu Ziukowi przez matkę, bo matka – jak sam napisał – go do tej roli przygotowywała.
Na wystawie znalazło się ostatnie zdjęcie Józefa Piłsudskiego – bardzo chorego. Podpisano je: „Schorowany Marszałek czuł, że nie zdąży zapewnić Rzeczpospolitej bezpieczeństwa. Nie widział godnego następcy. Już wcześniej mówił z niepokojem: «Wy tej Polski nie utrzymacie»”. Spróbujmy dokonać bilansu: nie chcę mówić o winie, ale na ile to był błąd samego Piłsudskiego, że po jego odejściu elity faktycznie „tej Polski nie utrzymały”?
Rodzice ponoszą odpowiedzialność prawną za dzieci tylko do 18. roku życia. Później każdy z nas odpowiada sam za siebie. Jest też pewna zbiorowa odpowiedzialność, odpowiedzialność moralna, ale również polityczna. Możemy powiedzieć, że w II Rzeczypospolitej wychowało się pokolenie, które nazywamy „pokoleniem JP” – to pokolenie wychowane na ideałach Józefa Piłsudskiego – to pokolenie, które zdało egzamin podczas II wojny, stworzyło Polskie Państwo Podziemne, największą w naszych dziejach ochotniczą strukturę, nie tylko wojskową, ale prowadzącą działalność we wszystkich dziedzinach życia, walczące i pracujące w imię ideałów, którym życie poświęcił Józef Piłsudski. To było pół miliona ludzi, nie można więc powiedzieć, że jego idee odeszły w niebyt. Natomiast w otoczeniu marszałka nie znalazł się rzeczywiście człowiek, który podjąłby jego dzieło, w takiej skali jak czynił do marszałek. Ale to Józef Piłsudski i jego legenda wychowali pokolenie, które walczyło podczas II wojny. Był też wzorem dla tych, którzy walczyli o suwerenność, niepodległość i sprawiedliwość społeczną w PRL. Nie możemy powiedzieć, że niczego po sobie nie zostawił. To, co mu się na pewno nie udało, to zbudowanie bloku państw między Bałtykiem a Morzem Czarnym, bloku, który – w jego zamyśle – miał na lata zabezpieczyć Polskę przed imperializmem rosyjskim i niemieckim. A pierwszy z nich nadal pozostaje zagrożeniem, nie tylko dla nas. I dziś to powinno być przesłaniem do budowy mocnych relacji z jednej strony z blokiem politycznym, jaki tworzy Unia Europejska i struktury NATO, a z drugiej do tworzenia jak najlepszych relacji z Ukrainą, Łotwą, Litwą, Estonią. I niezapominanie o Białorusi oraz Kaukazie. Geopolityka jest nadal aktualna.
Oficjalne otwarcie Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku nastąpiło w przededniu 100. rocznicy Bitwy Warszawskiej. Placówka miała zostać udostępniona zwiedzającym 11 listopada, lecz z powodu pandemii pozostaje zamknięta