Około 1,2 tys. osób wzięło udział w poniedziałkowej demonstracji społeczności LGBT w centrum Poznania. Manifestacja miała związek m.in. z piątkowymi zatrzymaniami osób sprzeciwiających się aresztowaniu działacza LGBT. Podobne wiece odbyły się również w innych miastach, np. we Wrocławiu, Szczecinie i Białymstoku.

W piątek w związku z tymczasowym aresztowaniem Michała Sz., przedstawiającego się jako Małgorzata Sz. "Margot", przed warszawską siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii zorganizowano protest. Po przepychankach z policją zatrzymano łącznie 48 osób.

Michał Sz. jest podejrzany o popełnienie czynu chuligańskiego polegającego na udziale w zbiegowisku, zaatakowaniu działacza fundacji pro-life oraz niszczeniu mienia należącego do fundacji. Chodzi o zdarzenia z 27 czerwca. Podejrzanemu grozi do 5 lat pozbawienia wolności. W piątek sąd, po zażaleniu prokuratury, zastosował wobec Michała Sz. dwumiesięczny areszt tymczasowy.

W związku z wcześniejszymi wydarzeniami w Warszawie, w poniedziałek na ul. Półwiejskiej w Poznaniu Grupa Stonewall zorganizowała demonstrację pod hasłem "Poznań broni tęczy". Według szacunków policji wzięło w niej udział około 1,2 tys. osób.

Demonstranci mieli ze sobą transparenty z hasłami takimi jak: "Miłość może tylko łączyć", "Wszystkich nas nie zamkniecie", "Miłość, godność, różnorodność", "Nie damy się zastraszyć", "Tęcza nie zabija – homofobia tak". Tłum skandował m.in. "Tęcza nie obraża", "Tęcza to wszyscy".

Prezes Grupy Stonewall Mateusz Sulwiński w swoim przemówieniu przytoczył poniedziałkowy wpis prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka w mediach społecznościowych, który ocenił, że "wieszanie tęczowych flag na pomnikach i symbolach religijnych może obrażać uczucia wielu wierzących osób".

Sulwiński podkreślił, że w ostatnich miesiącach mieliśmy do czynienia w Polsce z najpoważniejszą nagonką na osoby homoseksualne od dekad. "I wtedy pan prezydent Jaśkowiak nie miał nic do powiedzenia. Pierwszy jego komentarz od wielu, wielu miesięcy dotyczy tego, że my też nie powinniśmy przesadzać. Serio?" – zaznaczył.

"To jest absurdalne, że od grupki dzieciaków, które robią spontaniczne happeningi wymaga się więcej niż od premiera tego kraju. To premier tego kraju powinien zachowywać się zgodnie z najwyższymi standardami moralnymi. To on powinien dbać o godność wszystkich obywateli. Tymczasem my, osoby LGBT+ mamy uważać na to, co robimy, co mówimy" – powiedział.

Zaznaczył, że wobec osób homoseksualnych jest stosowana odpowiedzialność zbiorowa. "Kiedy rząd tego kraju od wielu miesięcy dehumanizuje nas i stosuje wobec nas kampanię nienawiści. To jest absurd" – ocenił.

Posłanka Lewicy Katarzyna Kretkowska, okryta tęczową flagą, oceniła, że rządzący boją się działaczy LGBT. "Bo tęczowa solidarność jest siłą społeczną, z którą oni nie potrafią sobie poradzić" – oceniła.

Według Kretkowskiej tęczowa flaga stała się symbolem solidarności z wszystkimi grupami społecznymi "pomiatanymi, pogardzanymi czy traktowanymi gorzej". Powołując się na Biblię podkreśliła, że tęcza nie obraża uczuć religijnych. "Jest znakiem przymierza Nieba z Ziemią; tego, co boskie z tym, co ludzkie. To są bzdury, że tęcza obraża uczucia religijne i nie dajcie sobie tego wmówić" – zaznaczyła.

Poseł Koalicji Obywatelskiej Franciszek Sterczewski zwrócił się z apelem do parlamentarzystów, samorządowców oraz do przedstawicieli mediów. "Bądźmy sojusznikami osób LGBT. Tu nie chodzi o przywileje szlacheckie, tu chodzi o fundamentalne prawa człowieka. Róbmy swoje, jeszcze tęczowa Polska nie zginęła" – powiedział.

Rzecznik wielkopolskiej policji mł. insp. Andrzej Borowiak przekazał PAP, że w poniedziałkowym proteście wzięło udział około 1,2 tys. osób. Funkcjonariusze nie odnotowali żadnych incydentów w związku z demonstracją.

Pod podobnymi jak w Poznaniu hasłami ponad tysiąc osób manifestowało w poniedziałek pod Komendą Wojewódzką Policji we Wrocławiu w wyrazie solidarności z zatrzymanymi w piątek w stolicy aktywistami LGBT. Na manifestacji pojawili się m.in. posłowie Lewicy: Robert Biedroń, Krzysztof Śmiszek, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, a także posłanka Zielonych Małgorzata Tracz i wiceprezydent Wrocławia Sebastian Lorenc (PO).

Organizatorzy - Kultura Równości i Wrocław Razem - w zapowiedzi wydarzenia podkreślali, że mają dość "homofobii, transfobii i queerfobii w Polsce".

"Jesteśmy tutaj żeby zaprotestować przeciwko wykorzystywaniu aparatu państwowego do dyskryminacji mniejszości. To, co się wydarzyło się w piątek w Warszawie, to zastosowanie zbyt daleko idących środków ostrożności wobec osoby, która nie popełniła aż tak wielkiego przestępstwa" – mówił podczas zgromadzenia Łukasz Olszewski, współorganizator manifestacji.

Posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podziękowała zgromadzonym za solidarność i odwagę. "Jestem tutaj też dlatego, żeby zwrócić się do osoby, której słowa brzmiały mi w uszach, kiedy w piątek (w Warszawie - PAP) jeździłam od komisariatu do komisariatu. Te słowa brzmią: +Gdyby mój syn nie spotkał na swojej drodze policjantów, to by żył+. To słowa wypowiedziane przez ojca Igora Stachowiaka, który tutaj we Wrocławiu został niewinnie zatrzymany i zakatowany na śmierć (…). Chciałabym dzisiaj zapewnić, że te czyny będą zapamiętane" - podkreśliła.

W ocenie posła Krzysztofa Śmiszka, piątkowa noc była nocą hańby. "Widzieliśmy na własne oczy, jak cała siła państwa została skierowana przeciwko najsłabszym. Widzieliśmy, jak policja poniewiera młodych ludzi na ulicach, jak wrzuca ich do wozów policyjnych. (...) Ta noc pokazała, że nasze państwo jest silne tylko wobec słabych, ale jest słabe wobec tych, którzy są silni" – wskazywał.

Głos zabrał także wiceprezydent Sebastian Lorenc, który zapewnił, że we Wrocławiu "nie było, nie ma i nie będzie żadnej tolerancji dla łamania prawa, dla bicia osób nieheteronormatywnych, dla obrażania ich w przestrzeni publicznej".

Krzysztof Marcjan z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu poinformował PAP, że zgromadzenie przebiegło spokojnie i nie doszło do żadnych incydentów.

W Szczecinie około tysiąca osób zebrało się na placu Solidarności na manifestacji "Wszystkich nas nie zamkniecie! Szczecin solidarny z zatrzymanymi". Trzymali tęczowe flagi i transparenty z napisami m.in. "Stop nienawiści", "Jezus szedłby z nami" czy "Murem za Margot". W części placu, na której stoi pomnik Ofiar Grudnia 1970 r. ("Anioł Wolności") zgromadziło się natomiast około stu osób, których od demonstrujących oddzielał policyjny kordon. Podczas manifestacji skandowali m.in. "Tęczowi naziści" czy "Tu jest Szczecin, nie Bruksela, tu się zboczeń nie popiera".

"Jesteśmy tutaj dla Margot i innych zatrzymanych w piątek osób, by pokazać wsparcie" - mówiła Małgorzata Linkiewicz, jedna z organizatorek demonstracji w Białymstoku. Przemawiała do kolorowego tłumu, który zebrał się na Rynku Kościuszki. Demonstrujący przyszli z tęczowymi flagami, torbami, koszulkami i parasolami.

"Państwo, które nie broni obywateli nie jest dobrym prawem. Prawo, które pozwala na dehumanizację określonych grup społecznych, na dehumanizację osób LGBT+, na wygadywanie takich głupot jak tam, jest złym prawem" - mówiła Katarzyna Rosińska ze stowarzyszeni "Tęczowy Białystok" wskazując na zebraną po drugiej stronie rynku grupkę osób z akcji "Stop pedofilii" z transparentem: "Czego lobby LGBT chce uczyć dzieci", która chciała zagłuszyć demonstrację, puszczając z głośników głośno swoje hasła.

W pobliżu demonstrantów stanęła też kilkuosobowa grupa przeciwników z flagą Ruchu Narodowego i hasłami: "Konfederacja", "Margot do więzienia", "Murem za policją".

Rosińska powiedziała, że społeczeństwo w końcu musi powiedzieć dość. "To, co się dzieje od jakiegoś czasu w Polsce, to przemoc i nazwijmy to po imieniu" - mówiła Rosińska.

Demonstranci mieli ze sobą liczne transparenty z hasłami, m.in. "Nie wstydź się mnie Polsko". Skandowano też m.in. "Zamkniecie jedną, przyjdą następne".

Organizatorzy i podlaska policja nie podali liczby uczestników demonstracji.