Małgorzata Gersdorf zakończyła swoją kadencję I prezes SN 30 kwietnia 2020 r., dwa dni po premierze książki. Czas tzw. dobrej zmiany w sądownictwie, który przypadł na większą część jej kadencji, to dla bohaterki wywiadu okres nieustannej walki, której uznana radczyni prawna, profesor i w końcu sędzia wcale prowadzić nie chciała. Ale, czemu daje wyraz w wymownym tytule, czasem trzeba powiedzieć „nie”.
DGP
Zawiedzeni będą ci, którzy oczekiwaliby po lekturze informacji z życia osobistego I prezes. Gersdorf jedynie na marginesie wspomina o latach młodzieńczych, rodzinie i życiu prywatnym. Brak tu typowych dla gatunku dygresji czy anegdot. Nawet niezaprzeczalnie barwne postaci, jak chociażby Krystyna Pawłowicz, opisane są bez emocji. Znanych ludzi kwituje zwykle słowami „zdolny, ale…”, „prywatnie bardzo miły”, „kolega z uczelni”.
Rozczarują się czytelnicy spragnieni złośliwości czy personalnych przytyków. Opowiedziana historia skupia się przed wszystkim na czasie, jaki miał być ukoronowaniem długiej kariery, w biurze, które – jak podkreśla – „chodzi” samo, gdzie wystarczy podejmować decyzje. Los chciał inaczej. Według prof. Gersdorf jej dawny kontrkandydat na stanowisko I prezesa Lech Paprzycki Bogu dziękuje, że oszczędzono mu tego pyrrusowego zwycięstwa. Gersdorf na każdym kroku podkreśla zresztą, że być bojowniczką o wolne sądy wcale nie chciała, a pozycja na świeczniku nie leży w jej naturze – wydaje się, że bardzo chciałaby nie interesować się polityką, gdyby tylko polityka nie zainteresowała się nią.
Rozmowa z Sobczakiem jest pomyślana jako świadectwo, również historyczne. Świadczą o tym m.in. liczne przypisy, odnoszące się do osób znanych współczesnemu czytelnikowi. Nie brakuje też odniesień do nowych twarzy obozu władzy, młodych prawników firmujących swoimi nazwiskami i dorobkiem naukowym wprowadzane zmiany. Gersdorf negatywnie ocenia próby budowania w panujących warunkach kariery zawodowej, powtarza, że to „nie czas na awanse”. Zwraca uwagę, że partia rządząca pod płaszczykiem reform dokonuje wymiany kadrowej w sądownictwie, której celem jest zapewnienie nieskrępowanej możliwości rządzenia. Nie przebiera przy tym w słowach, a jeśli chodzi o ocenę zmian w sądownictwie, to w wywiadzie nie brak wyrazistych opinii. „Czasem te dzisiejsze ekscesy nazywane są falandyzacją, ale to nieporozumienie. W wykonaniu Falandysza to była finezja prawna, a dzisiaj widzimy walenie maczugą. Jednak patrząc na to, co dzieje się obecnie, nie można usprawiedliwiać Falandysza, bo te jego inteligentne kombinacje dały początek nowemu zjawisku, nad którym teraz ubolewamy” – mówi bohaterka wywiadu.
Jako szkodliwą ocenia nagonkę medialną na rzekome patologie w środowisku sędziowskim. Wskazuje na nieodpowiedzialność polityków, którzy podważając autorytet sędziów, uderzają w podstawy demokratycznego państwa.
Próżno jednak w wywiadzie szukać pogłębionej autorefleksji czy krytyki własnych, różnie przecież ocenianych, zachowań I prezes. Można jednak, przynajmniej po części, zrozumieć gęstą atmosferę, w jakich podejmowano w ostatnich latach strategiczne dla polskiego porządku prawnego decyzje. Gersdorf, jak to prawniczka, nie ucieka w egzaltacje, nie ma tu rozbudowanych opisów dylematów i stanów psychicznych – to raczej oszczędna w przymiotniki relacja. I tylko czasem bohaterka tej rozmowy niepozornym słowem zdradza, jak trudną rolę przyszło jej odegrać.
Zapewne moment, w którym obecnie się znajdujemy, nie jest końcem rozpoczętego w 2015 r. przez rządzących procesu – jednak zakończenie kadencji Małgorzaty Gersdorf w SN z pewnością stanowi zamknięcie pewnego etapu, a wywiad jest jego podsumowaniem.