Producenci filmów i seriali wracają do pracy. Apelują o odpowiedzialność środowiska i powstrzymanie „złych praktyk rynkowych” oraz dyskutują o obsadzie… fotela szefa WFDiF
– Przed rozpoczęciem zdjęć przebadaliśmy całą ekipę na obecność koronawirusa – mówi Tadeusz Lampka, producent filmów i seriali. Tydzień temu wrócił na plan z produkcjami telewizyjnymi, w tym z najpopularniejszym tytułem „M jak miłość”.
Ministerstwo Kultury zaleca m.in. codzienne mierzenie temperatury wszystkim członkom ekipy filmowej – mając powyżej 37 stopni, nie można uczestniczyć w zdjęciach – ale niektórzy producenci zachowują jeszcze większą ostrożność. Np. na plan „M jak miłość” i „Barw szczęścia” nawet statysta nie wejdzie bez badania przesiewowego. Dodatkowe testy są przeprowadzane przed scenami, w których aktorzy występują blisko siebie. Rozdzielono garderoby, zatrudniono osoby zajmujące się regularną dezynfekcją pomieszczeń.
Tadeusz Lampka myśli też o powrocie do kręcenia filmów. – Chciałbym w tym roku zacząć zdjęcia do „Kogla-mogla 4”, kontynuacji „Siedmiu rzeczy” i może jeszcze jednego tytułu – mówi. Z produkcjami kinowymi jest jednak problem, którego nie ma telewizja. – Nie wiemy, jak długo potrwa, zanim po otwarciu kin widzowie uwierzą, że są tam bezpieczni – wskazuje Lampka.
W ostrym reżimie sanitarnym produkcja zajmie więcej czasu i będzie droższa –choć producenci nie podają, ile więcej muszą wydać.
Wystosowali za to apel „o odpowiedzialność środowiska filmowego”, tj. o powstrzymanie „złych praktyk rynkowych, stosowanych przez część podmiotów, które próbują wymuszać jednostronnie korzystne zmiany ogólnie przyjętych warunków kontraktów”. Jakie to podmioty? Tego nikt nie mówi wprost, nieoficjalnie można jednak usłyszeć, że np. agenci niektórych aktorów domagają się wyższych stawek. „Dramatyczne okoliczności, w których ucierpieli wszyscy, nie mogą skutkować wymuszaniem niesprawiedliwych rozwiązań prawnych i finansowych” – czytamy w apelu podpisanym przez przedstawicieli Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych, Polskiej Gildii Producentów, Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Stowarzyszenia Kin Studyjnych, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Polskiej Akademii Filmowej, Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni oraz firm United International Pictures i Monolith Films.
Część ekip filmowych zaczęła zdjęcia przed epidemią, ale musiała je przerwać w marcu. Tak było np. z „Raportem Pileckiego” w reżyserii Leszka Wosiewicza. Historyczna produkcja ze sporym budżetem ok. 40 mln zł weszła na plan latem ub.r. Producentem jest Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, a koproducentem jest TVP. Jak informuje WFDiF, zdjęcia zostaną wznowione w najbliższych tygodniach.
Wytwórnia powstała w październiku ub.r. z połączenia państwowych studiów filmowych: starej WFDiF, Studia Filmowego Kadr, Studia Filmowego Tor, Studia Filmowego Zebra, Studia Miniatur Filmowych i Studia Filmowego Kronika. Jak informował wtedy resort kultury, któremu podlega, w wyniku konsolidacji powstał podmiot o rocznych obrotach ok. 100 mln zł, mający być „poważnym partnerem biznesowym dla inwestorów zagranicznych”.
Niedawno WFDiF straciła jednak dyrektora – zmarł Włodzimierz Niderhaus, producent filmowy związany z wytwórnią od 1970 r. Jego obowiązki minister kultury powierzył Maciejowi Staneckiemu, który od grudnia ub.r. był wicedyrektorem WFDiF, a do marca ub.r. zasiadał w zarządzie TVP. SFP chce teraz rozpisania konkursu na stanowisko szefa wytwórni, bo to zagwarantuje „wybór najlepszego kandydata, który zatroszczy się o rozwój WFDiF – kluczowej instytucji polskiej kinematografii” – napisał do ministra kultury prezes SFP Jacek Bromski.
– W tej chwili jesteśmy skupieni na ograniczeniu skutków epidemii dla artystów i nie zastanawialiśmy się nad dalszymi krokami dotyczącymi obsadzenia stanowiska dyrektora WFDiF – mówi wiceminister kultury Paweł Lewandowski.