W nowym roku do kin wejdzie film fabularny pt. „Furioza”. Szeroka kinowa publiczność po raz pierwszy będzie miała okazję zobaczyć świat z perspektywy kibica, zwanego popularnie i pogardliwie kibolem. W oczekiwaniu na ten film warto przeczytać książkę Szymona Jadczaka „Wisła w ogniu”. Przede wszystkim po to, żeby zrozumieć sedno sporu o miejsce kibica we współczesnym społeczeństwie polskim.
Magazyn DGP 6 grudnia 2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Szymon Jadczak, „Wisła w ogniu. Jak bandyci ukradli Wisłę Kraków”, Otwarte, Kraków 2019 / DGP
Wizja Jadczaka jest bowiem dokładnym przeciwieństwem optyki twórców „Furiozy”. I filmowcy, i autor „Wisły w ogniu” zaglądają za kulisy, by pokazać kibicowski świat w sposób prawdziwy, autentyczny i wiarygodny. Prowadzą jednak odbiorcę w zupełnie przeciwstawnych kierunkach. Skupmy się tutaj na Jadczaku.
Ten znakomity dziennikarz śledczy, związany ze stacją TVN, jest autorem głośnych reportaży, w których opisał przejęcie władzy w Wiśle Kraków przez grupę kibicowsko-przestępczą, skupioną wokół niesławnego „Miśka”. Wypełniła ona pustkę po wycofaniu się z rządzenia klubem milionera Bogusława Cupiała. Nie ma w zasadzie takiego paragrafu, którego by nie podeptali. Bili, straszyli, oszukiwali, korumpowali. I co gorsza, nikogo i niczego się nie bali. Książka „Wisła w ogniu” opowiada tę historię jeszcze raz. Czyta się ją świetnie, bo Jadczak, prócz odwagi śledczego, ma też talent zajmującego narratora.
Szymon Jadczak, „Wisła w ogniu. Jak bandyci ukradli Wisłę Kraków”, Otwarte, Kraków 2019
A jednak. W swojej bezkompromisowości i odważnym dążeniu do obnażenia układu, Jadczak wpada w pułapkę typową dla gatunku dziennikarstwa, który uprawia. Nie ma w nim za grosz przewrotności i odwagi do zmierzenia się z mitem kibola. Przeciwnie. Jadczak w pełni ten mit obsługuje. Stając w długim ogonku autorów, którzy chcą wreszcie temu strasznemu kibolowi dokopać. Trochę wedle zasady „okej, wy opanowaliście stadionowe młyny i tacy jak my mogą tam dostać tzw. wpierdol. Ale tutaj w naszych mediach to my rządzimy. I w tych mediach to my spuszczamy wpierdol takim jak wy. Wprawdzie retoryczny, ale wpierdol. I nie myślcie, że się cackamy”.
Taką postawę widać u Jadczaka czasem wprost, a częściej między słowami. Kibol to dla niego agresywny, wręcz dziki, pozbawiony zasad moralnych niebezpieczny bandyta. Który uwłaszczył się na piłce nożnej. I przed którym zdrowe społeczeństwo ma się bronić. Z książek takich jak „Wisła w ogniu” dowiemy się wszystkiego na temat „Miśka” i jego ludzi. Ale nie poznamy kontekstu. Nie dowiemy się, skąd się wzięli kibole, jakie są ich głębsze motywacje. Jadczak nie przyzna im nigdy racji. Choćby nawet ją mieli. Nie powie, że oni też bywają ofiarami przemocy – ekonomicznej albo symbolicznej. Przemocy białych kołnierzyków, którzy traktują piłkę jak swoją własność. Przy zupełnym milczeniu mainstreamowych mediów, uznających takie zawłaszczenie jako coś zupełnie normalnego. Oburzenie przychodzi dopiero, gdy przykład z biznesmenów próbują brać kibole.
Tego wszystkiego tu nie ma. I dlatego po przeczytaniu „Wisły…” wybierzcie się do kina na „Furiozę”. Do którego to filmu niżej podpisany dorzucił swoje trzy grosze. Głównie po to, by opowieść o strasznym kibolu nie była jedną jedyną prawdą objawioną.