Od chwili zesłania na Syberię przez kilkanaście kolejnych lat Bronisław i Józef Piłsudscy praktycznie nie utrzymywali ze sobą kontaktu. I niezależnie od siebie podczas wojny rosyjsko-japońskiej szpiegowali na rzecz wrogich stron.
W 1887 r. bracia Piłsudscy postanowili zabić cara. Bronisław – miał wtedy 21 lat, studiował w Petersburgu prawo i jak większość studentów dał się wciągnąć w konspiracyjną działalność antyrządową. „Idea carobójstwa, że tak powiem, unosiła się w powietrzu” – określał ówczesne nastroje Siergiej Nikonow, kolega Bronisława z organizacji Frakcja Terrorystyczna Narodnej Woli.
Mózgiem przedsięwzięcia był Polak – Józef Łukaszewicz. Bronisław nie był w organizacji bardzo ważną postacią. W jego mieszkaniu drukowano program, pośredniczył w kontaktach ze spiskowcami z Wilna, skąd ściągnięto materiały wybuchowe. Jeszcze mniejsze było zaangażowanie jego młodszego brata Józefa, który, będąc wówczas w Wilnie, przenocował wysłannika organizacji i oprowadził go po mieście. Dla carskiego wymiaru sprawiedliwości były to jednak fakty dostatecznie obciążające.
Zamach na Aleksandra III, który zaplanowano na 13 marca 1887 r., nie doszedł do skutku. Głównie dlatego, że kareta nie pojawiła się tego dnia w żadnym ze zwyczajowych miejsc przejazdu, w których czekali na nią młodzi terroryści. Ale gdyby nawet się pojawiła, i tak nikomu nic by się nie stało – po przypadkowym aresztowaniu zamachowców pociski ciśnięte na podłogę posterunku nie wybuchły. Strona techniczna ówczesnego terroryzmu pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. „Byłem wstrząśnięty, że pociski nie wybuchły. Gubiłem się w domysłach, jak mogło się to stać” – skarżył się później Łukaszewicz. Miał czas na domysły – kolejnych 18 lat spędził w Twierdzy Szlisselburskiej.
A jednak nieudany zamach na Aleksandra III miał poważne konsekwencje. Po pierwsze, uczestniczył w nim Aleksander Uljanow – starszy brat Włodzimierza. To po egzekucji brata Włodzimierz zradykalizuje swoje poglądy i wkrótce stanie się znany jako Lenin. Po drugie – Józef Piłsudski, któremu zasądzono pięć lat zsyłki na Syberię, właśnie tu z neurotycznego i zupełnie niemającego na siebie pomysłu chłopca zamieni się w rewolucjonistę i zawodowego konspiratora. Po trzecie – Bronisław będzie starał się uciec od polityki, choć ta nie do końca mu na to pozwoli.
Po procesie Bronisław i Józef na wiele lat stracą ze sobą kontakt. Zapewne nigdy nawet się nie dowiedzieli, że kilkanaście lat później stali po przeciwnych stronach w wojnie dwóch mocarstw.

Więzienie w świecie Ajnów

W momencie wyjazdu na Syberię żaden z braci nie miał wyraźnych poglądów politycznych. Wyrośli w tradycyjnym domu, w którym wciąż dużo mówiło się o powstaniu styczniowym, nastroje były antyrosyjskie i patriotyczne. Jeśli obaj chłonęli socjalistyczne hasła, robili to dlatego, że były wówczas modne.
Na Syberii Józef pogrążył się w letargu, sporadycznie przerywanym drobnymi libacjami i nieco częściej romansami. „Nie umiał zorganizować sobie życia. Najprostsze sprawy – przyrządzanie posiłków, sprzątanie – stawały się dla niego problemem” – twierdził biograf przyszłego Marszałka Andrzej Garlicki. Nie czytał, nie pisał – trwał, bardziej niż życia na Syberii obawiając się powrotu z niej. W liście do kochanki, Leonardy Lewandowskiej, przyznawał się do lęków: „Ot, będzie facecja, gdy ostatecznie nie znalazłszy sobie odpowiedniej mnie pracy i przez to przekonawszy się, żem zupełnie w kraju niepotrzebny, przyjdę do przekonania, że jestem na miejscu jedynie na Syberii”. I to właśnie z tego powodu zajął się spiskowaniem. Niczego innego nie umiał.
Bronisław był w lepszej sytuacji, bo nie miał czasu na popadanie w marazm – zasądzono mu katorżniczą pracę w tartaku na Sachalinie. „Monotonna praca heblem lub piłą sprzykrzyła mi się szybciej, dlatego, że nie wystarczało mi sił, by coś zrobić porządnie” – wspominał. Był też inny powód, o którym wspominał m.in. Antoni Czechow, który w tym samym momencie przybył na Sachalin jako reporter. „Podaż majstrów znacznie przekracza zapotrzebowanie na ich pracę” – zanotował przyszły autor „Wiśniowego sadu”, zwracając uwagę, że carski system katorgi nie sprawdza się w praktyce. Utrzymanie więźnia kosztowało ponad dziesięciokrotnie więcej niż potencjalne zyski z jego pracy. Bronisławowi zlecono więc prowadzenie obserwacji meteorologicznych oraz zajmowanie się drobnymi sprawami urzędowymi. Ważniejsze jednak, że spotkał Lwa Sternberga – postać charakterystyczną dla ówczesnej Rosji: terrorystę nawróconego na etnografię.
Sternberg należał do jednej z pierwszych organizacji terrorystycznych na świecie, Narodnej Woli (grupa Piłsudskiego nawiązywała do niej nazwą), za co został skazany początkowo na karę więzienia, później zaś na zsyłkę na Sachalin. Tu podjął badania plemion Niwchów (Gilaków) i Ajnów – walcząc przy okazji o poprawę warunków życia tych wymierających ludów.
Starszy Piłsudski zaprzyjaźnił się z Sternbergiem, poszedł jego tropem i przez kolejne lata najczęściej przebywał wśród Ajnów. Był to istotnie fascynujący lud, o którym do dziś właściwie niewiele wiadomo. Byli w tej części świata jedynym plemieniem o niemongoidalnych rysach, świat ich mitów wskazuje na związki z kulturą Japonii, ale nie wiadomo, kto od kogo i jak wiele zapożyczył. Niczego nie wyjaśnia też ich język, który nie wykazuje pokrewieństwa z żadną inną mową. Najdziwniejsze w Ajnach było jednak to, jak wyglądali. „Zdarzali się wśród nich osobnicy porośnięci tak gęstymi, a głównie tak długimi włosami od pasa, że doprawdy zdawali się oni być sylenami i faunami uciekłymi z dawnych greckich i rzymskich obrazów. Niektórzy mieli nawet na krzyżu dłuższe, wijące się na kształt ogonków kosmyki” – zanotował Wacław Sieroszewski, zesłaniec, etnograf i pisarz, którego los zbliży do obu braci Piłsudskich.
Badania Ajnów były dla Bronisława ucieczką przed rzeczywistością. Był delikatnym chłopakiem, rzuconym w bardzo brutalne środowisko Sachalinu, będącego wówczas wielkim więzieniem. Codziennością były tu pobicia więźniów politycznych przez kryminalnych, bójki między samymi kryminalnymi, nie wspominając o pijaństwie. „Kradzież jest tu rzeczą zwykłą i przypomina raczej rzemiosło. Więźniowie rzucają się na wszystko, co jest źle chronione. Kradną w więzieniu, okradają siebie nawzajem, okradają osiedleńców” – wyliczał Czechow, nie potwierdzając jednak wspominanego przez Sieroszewskiego kanibalizmu ani przypadków zjadania przez więźniów łojowych świec.
Tymczasem Ajnowie, choć nieco już zdegenerowani i rozpici, tkwili jednak w swojej rodowej strukturze plemiennej, niewiele zapewne różniącej się od tej sprzed tysięcy lat. Jak przyznawał Piłsudski: „Pociągali mnie z początku tylko dlatego, że było to jedyne na całej wyspie środowisko moralnie niezepsute, odcinające się korzystnie od tła ponurego”.
Przebywał wśród nich tak często, jak mógł. Prowadził obserwacje etnograficzne, był wtajemniczany w obrzędy szamańskie, zbierał mity, legendy oraz opowieści, poznawał lokalne języki. Kiedy Bronisław opublikował wyniki badań, z miejsca zyskał światowy rozgłos i opinię najwybitniejszego etnografa Sachalinu, Kuryli i wyspy Hokkaido. Podobnie jak Sternberg opiekował się też Ajnami. „Leczyłem ich, szczepiłem na ospę. Uczyłem ich czytać i pisać, gdyż szkół dla krajowców nie ma. Byłem ich tłumaczem i orędownikiem wobec władzy”. Wszystko to było niezwykle ważne. Zarówno z etnograficznego punktu widzenia, bo neolityczny świat unikatowej kultury Ajnów powoli zanikał w zderzeniu z Rosją, Japonią i chrześcijaństwem. Jak też dla samych Ajnów – jako plemię weszli już wówczas w stan agonii, bądź wymierając z niedostatku, pijaństwa i na przywleczone przez Europejczyków choroby, bądź w wyniku genetycznych krzyżówek, tracąc swoje charakterystyczne cechy.
O znaczeniu badań Piłsudskiego najwięcej mówi to, że po upadku sowieckiego imperium Ajnowie w latach 90. XX w., usiłując odtworzyć swoją kulturę, religię i język, robili to właśnie na podstawie zapisków Bronisława.

Polska rewolucja za pieniądze z Tokio

Pochłonięty życiem wśród Ajnów Bronisław nie wiedział, że Józef stał się w tym czasie poszukiwanym przez rosyjskie służby konspiratorem, szefem Fraków, Frakcji Rewolucyjnej Polskiej Partii Socjalistycznej.
Zbliżająca się wojna rosyjsko-japońska wywołała nad Wisłą wrzenie. „Ogólne ożywienie, spór i dyskusja stały się wyraźną cechą życia całego ludu Warszawy. Od robotniczego dołu, do salonowych szczytów” – wspominał Tadeusz Radwański. Entuzjazm nie ominął także socjalistycznych kręgów Piłsudskiego, czego najlepszym może przykładem jest to, że w powstałej m.in. pod wpływem tych wydarzeń Organizacji Bojowej PPS jej członkowie przyjęli japońskie pseudonimy. Jak sugerował historyk Ryszard Świętek, kontaktu z Japończykami szukano już od 1898 r., jednak dopiero w 1904 r. złożono attaché wojskowemu Japonii w Paryżu Motojiro Akashiemu konkretne propozycje, m.in. utworzenia Legionu Polskiego z polskich żołnierzy służących w armii rosyjskiej, rozpoczęcia zakrojonych na szeroką skalę walk rewolucyjnych, a w najskromniejszym wariancie – usług wywiadowczo-sabotażowych.
Japończycy ostatecznie zgodzili się opłacić te ostatnie i przez kolejnych kilka miesięcy stworzona wówczas Organizacja Bojowa PPS dostarczała Tokio informacje o wojskowych transportach kierowanych na Daleki Wschód czy o nastrojach panujących w armii rosyjskiej. Podejmowano też drobniejsze działania sabotażowe, które zresztą i tak wchodziły w standardowy zakres działania bojówki Piłsudskiego. W zamian Japończycy zorganizowali dla polskich dywersantów dwutygodniowy kurs pirotechniczny w ambasadzie w Paryżu (zajęcia praktyczne, m.in. z wysadzania mostów, odbywały się pod miastem), a także przesyłali pieniądze na łączną kwotę ok. 334 tysięcy rubli. Nie była to olbrzymia suma – więcej przynosiło Frakom organizowanie eksów, akcji ekspropriacyjnych, a mówiąc precyzyjnie, napadów na sklepy monopolowe, urzędy pocztowe i kasy na dworcach kolejowych.
Niemniej pieniądze od Japończyków w znacznym stopniu pozwoliły uzbroić bojówkę. „Następnie, później, wojskowość japońska ułatwiała nabycie i transportowanie broni, która stała się podstawą uzbrojenia Organizacji Bojowej” – wspominał Tytus Filipowicz. A Aleksandra Szczerbińska, wkrótce Piłsudska, potwierdzała: „Dostawy broni dla bojówki zaczęły się skromnie od kilku browningów, przywożonych nieregularnie z zagranicy, z wielkimi trudnościami, rozwinęły się z czasem tak pomyślnie, że na wiosnę 1906 r. otrzymywałam i wysyłałam transport prawie każdego dnia”.

Nieświadomi szpiedzy cara

Przebywający na Sachalinie Bronisław nie miał o tym wszystkim pojęcia. Także o tym, że Wacław Sieroszewski – którego jeszcze nie znał osobiście – domagał się jego obecności podczas prac badawczych, jakie zmuszony był podjąć wśród Ajnów na Hokkaido. Sieroszewski miał już wówczas za sobą okres kilkunastoletniej zsyłki do wschodniej Syberii, której efektem była doskonała rozprawa etnograficzna „12 lat w kraju Jakutów” – nazywaną biblią jakutologów – a także wiele bardzo wówczas cenionych opowiadań i powieści.
Tak jak Piłsudski w kwestii Ajnów, tak Sieroszewski był już światowym autorytetem w badaniach nad plemionami syberyjskimi, znawcą ich języków, religii i życia codziennego. Problem polegał na tym, że choć formalnie zakończył zesłanie i miał prawo powrócić do Polski, co zresztą zrobił, pozostawał jednak obywatelem Irkucka. W przypadku jakiejkolwiek aktywności politycznej czy dowolnego przewinienia Ochrana miała prawo w każdej chwili odesłać go do Irkucka z powrotem. A że był Sieroszewski duchem wyjątkowo niespokojnym, w Warszawie natychmiast związał się ze środowiskiem PPS – nie jako członek partii, lecz sympatyk na tyle aktywny, by brać udział w demonstracjach i wiecach. „Wacław Sieroszewski, poważnie oskarżony o udział w ruchu rewolucyjnym i śledzony przez naszą policję, był dość zręczny i doświadczony, żeby nie zostawić żadnych śladów swojej występnej działalności, lecz my mamy raporty o każdym jego kroku i każdej znajomości w ciągu ostatnich lat. To niebezpieczny człowiek” – zanotowano w jednym z dokumentów Ochrany, cytowanym przez jego wnuka Andrzeja.
Pretekstu do pozbycia się Sieroszewskiego dostarczyła manifestacja robotnicza podczas odsłonięcia pomnika Adama Mickiewicza, na którą mowę miał rzekomo napisać Sieroszewski wspólnie ze Stefanem Żeromskim. „Pochód istotnie był wspaniały, a proklamacja bardzo piękna, lecz twórcami ich byli Józef Piłsudski i Stanisław Wojciechowski. Żandarmeria jednak tak była zachwycona jej stylem, że uparcie dowodziła, iż pisać ją musiał jakiś literat. Zostałem więc osadzony w Cytadeli, a Żeromskiego ocalił jedynie krwotok, jakiego dostał w tym czasie” – pisał Sieroszewski.
Był wówczas człowiekiem sławnym, miał znajomości w Rosyjskim Towarzystwie Geograficznym i Akademii Nauk, znał też kilku wysoko postawionych polityków. Interwencja u nich dała tyle, że zamiast powrotu do Irkucka zaproponowano mu ekspedycję naukową na Hokkaido. Z pewnością nieprzypadkowo działo się to zaledwie rok przed wybuchem wojny rosyjsko-japońskiej, w której właśnie okolice Hokkaido i Wysp Kurylskich były terenem granicznym i spornym.
„Niejednokrotnie nauka splatała się z działalnością szpiegowską. Brytyjczycy uprawiali ją pod przykrywką „badań geograficznych”, Rosjanie woleli „ekspedycje naukowe”, a z Japonii przyjeżdżali podejrzani „mnisi” poszukujący buddyjskich korzeni” – pisał Eric Enno Tamm w reportażu o „ekspedycji naukowej” barona Carla Gustafa Mannerheima do Azji Centralnej, z której raporty trafiały wprost na biurka carskiej generalicji.
Badacze nieświadomie stawali się szpiegami – kreśląc mapy, opisując teren i złoża cennych surowców, nastroje lokalnej ludności. To, co było ważne dla nauki, miało też zazwyczaj ogromne znaczenie militarne. Dość wspomnieć, że w tym też czasie inny Polak, Feliks Kon, jechał na czele zbrojnego oddziału Rosjan na „ekspedycję naukową” do Tuwy. Wtedy znajdowała się ona w granicach Chin, kilka lat później została przyłączona do Rosji. O skali wpływów różnych rosyjskich instytucji naukowych świadczy też i to, że uczestniczący w nich zesłańcy bardzo często otrzymywali zwolnienia z odbywania kary, a także intratne posady.
Czy również Sieroszewski miał odegrać podobną rolę? Nigdzie nie zostało to stwierdzone z całą pewnością, ale w tym miejscu i czasie wydaje się to dość jasne. Potwierdza to zresztą sprawa Piłsudskiego. Gdy gubernator Sachalinu nie chciał wypuścić go na nieodległe przecież Hokkaido, interweniowano w tej sprawie z Petersburga. Znający doskonale lokalne języki badacz był bardzo użyteczny podczas wyprawy. Na pewno bardziej niż jego brat dla Japończyków, bo informacje dostarczane przez Organizację Bojową były podobno – jak zauważają historycy, m.in. Waldemar Potkański – dość nikłej wartości.
Japończycy w każdym razie nie mieli co do tego poważniejszych wątpliwości i od początku węszyli tu rosyjski podstęp – wojna wisiała w powietrzu od 1901 r. i wydawała się kwestią miesięcy. Na wyspie trwały nieustanne ruchy wojsk, które starano się przed badaczami ukryć. „Nosa nie wysuwajcie z chaty, szczególnie w nocy, ostrzegam was dla waszego dobra” – jak według Sieroszewskiego miał ostrzegać ich jeden z policjantów.
Niebezpieczeństwo było prawdopodobnie realne, skoro z prywatnego hotelu zmuszeni byli przenieść się do rosyjskiego konsulatu. Niewiele to jednak dało. Jak pisał Andrzej Sieroszewski w biografii dziadka: „Gdy ekspedycja przeniosła się w głąb wyspy, podążyła za nimi policja. Wobec coraz bardziej napiętych stosunków między Rosją i Japonią, w atmosferze nasilających się pogłosek o wojnie, policja japońska podejrzewała tajemniczych przybyszów o prowadzenie obserwacji wywiadowczych dla celów wojskowych, co potwierdzać miało robienie filmów, zdjęć i rysunków. W końcu w niewielkiej wsi Piratori otrzymali urzędowy list od konsula z Hakodate, który nakazywał przerwanie wyprawy i wyjazd do Tokio”.

Bracia razem, ale osobno

Ze szpiegowania nic więc nie wyszło, niewiele by ono zresztą zapewne zmieniło. Rosja wkrótce poniosła w tej wojnie kompromitującą klęskę, co stało się m.in. pretekstem do wybuchu rewolucji 1905 r. i uaktywnienia dążeń zarówno niepodległościowych, jak i socjalistycznych niemal wszystkich wchodzących w skład imperium narodów. W Polsce nastroje te najlepiej wygrał Józef Piłsudski.
Tymczasem jego brat początkowo powrócił na Sachalin, gdzie ożenił się z Ajnuską i doczekał się z nią dwójki dzieci, by następnie, w dość niejasnych okolicznościach, zbiec i odnaleźć się dopiero po kilku tygodniach w Japonii. Do Polski wrócił przez USA i osiadł w Krakowie – będącym wówczas poza zasięgiem władz rosyjskich. Z całą pewnością wzbudził w mieście sporą sensację, bo był niezwykle podobny do Józefa – byli niemal w tym samym wieku, w dodatku obaj nosili brody, zdarzało się więc, że byli nawet myleni. Tym bardziej że mieszkali w jednym mieszkaniu przy ul. Topolowej 16.
Był jednak rok 1907 i Józef był zbyt pochłonięty organizowaniem Związku Walki Czynnej i kontynuowaniem już teraz półlegalnej działalności antyrosyjskiej pod patronatem Austrii, by mieć czas dla brata. Bronisław z kolei – zdeklarowany pacyfista – nie do końca pochwalał działania Józefa. Sporo mówiło się, że w odróżnieniu od brata jego zapatrywania polityczne bliższe były obozowi narodowemu – miałoby o tym świadczyć zaangażowanie się w prace Komitetu Narodowego Polskiego, prowadzonego przez Romana Dmowskiego najpierw w Szwajcarii, później we Francji. Nic tego jednak nie potwierdza. „Nie lubił polityki, nie rozumiał jej” – oceniał przyjaciela Sieroszewski i prawdopodobnie nie mylił się. W Polsce „cierpiał niedostatek” – jak przyznawał Sieroszewski – nie mogąc zarabiać na działalności naukowej, bo nie skończył żadnych studiów, imał się dorywczych prac, usiłując przy okazji badać kultury Podhala. Po wybuchu I wojny światowej uciekł do Szwajcarii i tu jego sytuacja finansowa stała się już tragiczna. Komitet Narodowy Polski umożliwił mu po prostu względną stabilizację.
Niestety tylko finansową. Coraz gorzej było z jego zdrowiem, zwłaszcza psychicznym. Choroby tego rodzaju występowały już w jego rodzinie i to wcale nierzadko. Według historyka Antoniego Kuczyńskiego, który kilka lat temu skonfrontował ówczesne zapiski na temat Bronisława ze współczesnymi lekarzami, cierpiał on prawdopodobnie na schizofrenię paranoidalną, objawiającą się depresją, skłonnością do impulsywnych działań, a także myślami samobójczymi. Współcześni lekarze byli zgodni ze swoimi policyjnymi kolegami sprzed stulecia. Kiedy 17 maja 1918 r. jego ciało wyłowiono z Sekwany, bez większych wątpliwości orzeczono samobójstwo.
O znaczeniu badań Piłsudskiego najwięcej mówi to, że po upadku sowieckiego imperium Ajnowie w latach 90. XX w., usiłując odtworzyć swoją kulturę, religię i język, robili to właśnie na podstawie dawnych zapisków Bronisława