Las przed Pałacem Kultury, sklepy recyklingowe w każdym mieście i maski antysmogowe dołączone do płyty – to niektóre pomysły muzyków wrażliwych na ekologię.
W latach 60. znana i wpływowa w kręgach kontrkulturowych piosenkarka Joni Mitchell wybrała się na Hawaje. Gdy wyjrzała przez hotelowe okno, zobaczyła palmy rosnące na brzegu oceanu. Ale gdy opuściła wzrok, ujrzała brzydki, betonowy parking. „Zabetonowali raj i wybudowali plac parkingowy” – ta refleksja trafiła do piosenki „Big Yellow Taxi”, która stała się szlagierem. Czy, jak kto woli, evergreenem – „wiecznie zielonym”, niestarzejącym się kawałkiem. W tym przypadku podwójnie „zielonym”, bo również proekologicznym.
Polską wersję utworu zaśpiewała kilka lat temu Martyna Jakubowicz. W „Dużej żółtej taksówce” artystka wieszczy nadejście świata, w którym zielone bogactwo będzie tylko skomercjalizowaną pamiątką: „Nie ma już drzew / Dziś obejrzysz je w muzeum / Tylko dolar za dzień / Kasa jest przy samym wejściu”. – Po przeprowadzce na wieś lepiej pojęłam prawa rządzące naturą – tłumaczyła wokalistka. – To system zamknięty, w którym wszystko do czegoś służy i nic się nie marnuje. Dzięki temu natura może się cały czas odnawiać, bo dąży do harmonii, którą człowiek próbuje zakłócać. Chcemy żyć wygodnie, mieć dużo wszystkiego, kupować w sklepach pełnych jedzenia. To nieważne, że ono się psuje i trzeba je wyrzucać – ważny jest nasz komfort psychiczny i zaspokojenie wszelkich potrzeb – mówiła.
Troska o przyrodę nigdy nie przebiła się do mainstreamu piosenki zaangażowanej i kontestującej. Wśród znanych protest songów dominują głównie manifesty antywojenne czy odezwy wypowiadające posłuszeństwo kapitalizmowi. Śladami Joni Mitchell podążali nieliczni, m.in. Michael Jackson („Earth Song”) czy Björk („Nature Is Ancient”).
W Polsce wysyp „zielonych” piosenek nastąpił wraz z nastaniem nowego millennium. O ile kawałki Martyny Jakubowicz traktowały zagadnienie ekologii dość uniwersalnie – jako pretekst do wglądu w kondycję współczesnego człowieka, o tyle wspólny projekt zespołu Wu-Hae, jazzmana Antoniego Dębskiego i legendy polskiej piosenki Zbigniewa Wodeckiego miał konkretną wymowę. W 2014 r. artyści nagrali piosenkę „Pozwól mi oddychać”, wspierając tym samym kampanię dwóch proekologicznych organizacji – Krakowskiego Alarmu Smogowego oraz Stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów. Pomogła też Filharmonia Krakowska, wypożyczając na potrzeby nagrania piosenki swój dziecięcy chór.

„Lovelasy” od Paprodziada

Smog to niejedyny przeciwnik muzycznych ekologów. Przez moment wrogiem numer jeden był ówczesny minister środowiska Jan Szyszko. Kiedy w grudniu 2016 r. przeszła przez Sejm zmiana ustawy o lasach, która zwiększała uprawnienia właścicieli nieruchomości do usuwania drzew i krzewów na ich posesjach, protestowali nie tylko zorganizowani obrońcy przyrody, lecz także artyści oddani „zielonym ideałom”. Tym sposobem z miłości do Lasów Państwowych powstała piosenka „Lovelasy” autorstwa Włodzimierza „Paprodziada” Dembowskiego z zespołu Łąki Łan. „Niezależnie od gatunków i rasy wszyscy jesteśmy lovelasy” – tak brzmiało motto utworu.
Piosenka-apel w obronie karczowanych świerków, dębów czy sosen miała uświadomić ludziom, że bardziej do szczęścia człowiek potrzebuje lasu i zieleni niż kieszonkowej elektroniki. – Pomysł napisania piosenki powstał podczas spaceru po Puszczy Białowieskiej. Jeszcze wtedy stały tam drzewa, przynajmniej te, do których się przytulałem. A czule obejmowałem stare dęby. Część z nich została wycięta. Ludzie niestety oddalili się od natury. Siedzą w betonach, w szybach, w komórkach. Gdzie te czasy, kiedy człowiek, podróżując, miał czas popatrzeć na drzewo? Mamy do czynienia z pokoleniem schylonych głów i to teraz jest, niestety, naturalny stan – konstatuje Paprodziad.
Zespół Łąki Łan, z którego „wyrósł” śpiewający ekolog Dembowski, od początku XXI w. wykonuje protest songi w trosce o dobrostan mieszkańców naszej planety. Ważnym utworem ku czci natury był „Biont”. – To kawałek, który w sposób filozoficzny mówi o kolonistycznej teorii, że wszyscy jesteśmy organizmami żywymi, które należą do jeszcze większego organizmu, ale są jego małymi podzespołami. To jeden z moich pierwszych mocnych tekstów, trochę z pogranicza fantastyki naukowej, fizyki kwantowej i biologii – chwali się Paprodziad.
Troska o przyrodę nigdy nie przebiła się do mainstreamu piosenki zaangażo wanej i kontestu-jącej. Wśród znanych protest songów dominują głównie manifesty antywojenne czy odezwy przeciwko kapitaliz mowi
Z kolei na płytę „Armada” trafiła inna teoria naukowa przerobiona na piosenkę. Utwór „Lovelock” oddawał poglądy na ekologię brytyjskiego uczonego Jamesa Lovelocka, który głosi, że Ziemia, mimo wielu trawiących ją problemów, sama się odrodzi i będzie trwać bez względu na poczynania ludzi. A to dlatego, że ma zdolność reagowania na panujące warunki i potrafi tak się do nich dostosować, aby życie na planecie nadal mogło się rozwijać.
Paprodziad nie jest jedynym, który za pomocą piosenki chce zapobiec masowej wycince drzew. Kobiecy folkowy band Same Suki też nie patyczkuje się z oprawcami przyrody i nie szuka eufemizmów na określenie swojej troski o tereny zielone. „Ach, mój Borze, drwale idą/ Będą ciebie rżnęli piłą / Ostrzą zęby i siekiery / Pójdą w puszcze będą cieli” – śpiewają obrończynie lasów. Mniej radykalny i dosłowny (co nie oznacza: bardziej obojętny) jest raper donGURALesko – w kawałku „Apartament” opiewa bitnikowskie życie w Tatrach i ma za wiernego druha wiatr, który „duje w skalnym kotle, mówi, co śni w jodle”.

Szósta katastrofa

Pod koniec ubiegłego roku WWF Polska we współpracy z polskim oddziałem Boston Consulting Group opublikowało alarmujący raport „2050 Polska dla pokoleń”. Liczby są bezwzględne: co roku 46 tys. Polek i Polaków przedwcześnie umiera z powodu smogu; 9 mld zł kosztują nas anomalie pogodowe; 4 mln ludzi mieszka na terenach zalewowych, a w ciągu najbliższych stu lat – z powodu nadmiernej ilości fosforu i azotu – 10-krotnie zwiększy się obszar martwych stref w Bałtyku. Zmiany klimatyczne będą skutkować m.in. depopulacją. W 2050 r. przy znacznie wyższym niż teraz PKB populacja będzie niższa o 12 proc.
W lutym br. hiphopowy zespół PRO8L3M przygotował instalację multimedialną OUTPOST na warszawskim Targówku. Każdy, kto przestąpił próg tej postindustrialnej przestrzeni, mógł przeżyć podróż do przyszłości, właśnie do roku 2050, o którym mowa w raporcie. Uczestnicy instalacji zobaczyli wirtualny świat, w którym jedyną formą przetrwania jest ucieczka w wirtualną rzeczywistość, bo tylko tam nie dusi smog, nie grozi pożar, powódź czy trzęsienie ziemi.
To, co wydaje się odległym problemem, tak naprawdę zagraża światu już teraz. Na okładce nowej płyty „Widmo” grupy PRO8L3M widać olbrzymi tankowiec przy pakistańskiej plaży w Gadani, jakieś 50 km od Karaczi. To złomownia statków, na której leżą tony żelastwa.
W kawałku „VI katastrofa” Oskar Tuszyński rapuje: „Nie mogę wziąć oddechu, bo powietrze parne, żrące / Gdy wychodzę na ulicę, nad nią świeci czarne słońce”. Dalej jest o ludziach w maskach chroniących przed smogiem, którzy wyglądają jak Lord Vader z „Gwiezdnych wojen” oraz o opadzie kwaśnych deszczy. – Należy o takich rzeczach mówić w sposób przerysowany, bo ludzie w dzisiejszym świecie mają stępioną wrażliwość i jak im powiesz wprost, że zdechnie 500 tys. ryb w Bałtyku, to ich tak bardzo to nie przerazi. Ale nie chcemy nikogo straszyć, że za chwilę spadnie na Ziemię ognista kula i wszyscy spłoniemy żywcem. Świat nie zniknie w jeden dzień. To byłoby za łatwe. Chodzi o to, że jeśli nie zaczniemy zwracać uwagi na takie zagadnienia, jak zmiany klimatyczne, zagrożenie gatunków w Bałtyku czy masowe wycinanie drzew, zgotujemy sobie piekło na Ziemi. Sobie i naszym dzieciom oraz wnukom – mówi Piotr „Steez” Szulc, producent muzyczny duetu PRO8L3M.
PRO8L3M nie pierwszy raz zabiera głos w sprawach związanych z ekologią. Na debiutanckiej płycie w numerze „2040” muzycy przestrzegali przed globalnym ociepleniem („A pogoda od trzech dni / Tropikalny sztorm nad Polską”) i zgubną polityką rządu dotyczącą gospodarowania odpadami („Koniec plastiku / Wszystko z kompozytów rozkładalnych / Użyj i zjedz / Koniec śmietników”). Teraz do jednej z limitowanych wersji płyty „Widmo” duet dorzucił gadżet w postaci maski antysmogowej. – Chodzenie w masce nie jest ani wygodne, ani estetyczne – przyznaje Oskar. – Ale robi się konieczne. Mieszkam na warszawskim Targówku i od listopada do marca nie otwieram okien w domu. Wiadomo, czuć spaliny samochodowe i wyziewy z kominów fabrycznych, ale swoje dokładają do pieca – w przenośni i w praktyce – właściciele domków jednorodzinnych. Opalają mieszkania czym popadnie, zatruwając powietrze, które wdychamy. Mam nadzieję, że maski uświadomią naszym fanom skalę tego zjawiska.
Pytam Oskara i Steeza, co oprócz rapowania o problemach środowiska sami robią, aby chronić przyrodę. Steez: – Nie leję wody hektolitrami, oszczędzam energię, używając LED-owego oświetlenia, razem z dziewczyną segregowaliśmy śmieci, na długo zanim wprowadzono taki wymóg. Próbuję być odpowiedzialnym obywatelem i nie obciążać planety, tylko ją odciążać.
Oskar: – Mnie bardzo razi używanie plastiku. Staram się nie kupować napojów w knajpach, gdzie podają plastikowe słomki. Co robię dla Ziemi? Robię za mało, ale raport WWF otworzył mi oczy. Nie chcemy tym kawałkiem nikogo przymuszać do proekologicznego stylu życia. Ale właśnie szerzej otwierać ludziom oczy na pomijane przez masowe media kwestie.

Sklepy recyklingowe

Na nowej płycie „Twarzova” swój proekologiczny apel formułuje także raper Piotr „Vienio” Więcławski. W kawałku „Warstwa plastiku” nazywa rzeczy po imieniu: jego zdaniem przeciętny człowiek to szkodnik i egoista, który żyje tylko własnymi problemami i ma w głębokim poważaniu losy planety. Przestrzega więc młode pokolenie przed utonięciem w śmieciach. I wieszczy koniec ludzkości, po której zostanie wspomniana warstwa plastiku.
To hiphopowe bicie na alarm nie jest efektem modnej narracji. – Ogromny wpływ wywarła na mnie podróż do Azji. Widziałem tony odpadów wysypywanych z jadącego pociągu przez podróżnych – wyjaśnia Vienio. – W Bangkoku nawet małą sałatkę sprzedawca pakuje do osobnej foliówki. W Karaczi dzieci w slumsach bawią się na górach śmieci. Ale Polacy też nie są bez winy. Widzę, jak w hipermarketach ładują do koszyków zgrzewki napojów i zabierają do domu cały ten plastik – martwi się raper.
Jak się przed tym bronić? Jak budzić świadomość w obywatelach, aby ograniczali zużycie folii i plastiku? Od czego zacząć? Vienio w piosence odpowiada pytaniem na pytanie: gdzie podziały się dzieci buntu, które mogłyby skutecznie kontestować działania wielkich korporacji odpowiedzialnych za zaśmiecanie środowiska na masową skalę? A skoro na razie nie powstał żaden ruch oporu przeciwko trującym odpadom, trzeba działać w pojedynkę. I Vienio działa – segreguje śmieci na sześć kupek, a resztki po jedzeniu wyrzuca w folii ekologicznej, która się rozkłada. Na zakupy do dyskontu bierze plecak, aby luzem zapakować warzywa i owoce. – Ale sałata lodowa jest zapakowana w plastik i nie da się jej kupić bez tego syfu – narzeka Vienio.
Kiedy wtrącam, że z jego nowej płyty przed przesłuchaniem musiałem zdjąć ochronną folię, znów złorzeczy na koncerny zarabiające na produkcji plastiku. Ma jednak pomysł, jak z nimi walczyć. Niebawem powstanie teledysk do piosenki „Warstwa plastiku”, który ma być częścią większej kampanii społecznej na temat ochrony środowiska. Raper chce tym tematem zainteresować Unię Europejską. Uważa, że trzeba nałożyć wysokie podatki na producentów plastiku, a ze ściągniętych pieniędzy finansować budowę sklepów recyklingowych. – Chodzi mi o miejsca, do których można by zanieść niepotrzebne szkło, plastik i papier i wymienić je na chemię gospodarczą oraz artykuły higieniczne, takie jak papier toaletowy, pastę do zębów czy mydło. Odpady stałyby się walutą, jak kiedyś zbierana makulatura czy puste butelki – wspomina Vienio.
Zanim (jeśli w ogóle) powstaną sklepy recyklingowe, warto samemu zadbać o środowisko. Proekologiczny trend podchwyciły niektóre restauracje, wymieniając plastikowe rurki do napojów na biodegradowalne słomki z mączki kukurydzianej i serwując jedzenie na otrębowych naczyniach, które są jadalne, więc rozkładają się łatwiej i szybciej niż jednorazówki z tworzyw sztucznych. – Z plastikiem nie ma problemu, dopóki nie jest wyrzucany. Sam trzymam w łazience plastikowy kubek do płukania zębów. Mam, używam i nie zaśmiecam – podsumowuje Vienio.

Las w środku miasta

Dbałość o zieloną planetę ma w sobie też coś z eskapistycznej tęsknoty za powrotem do natury – z dala od miejskiego zgiełku, biurka w korporacji czy emitujących szkodliwą dla oczu niebieskawą łunę smartfonów. Co w zamian? Szum gałęzi, trzask konarów, odgłos ptaków, miękka trawa pod stopami. Ale tempo życia w dużym mieście nie pozwala zbyt często chadzać między liście, mchy i paprocie, więc to las musi się pofatygować do miasta. Dwa lata temu wyrósł więc taki w centrum Warszawy, w namiocie przed Pałacem Kultury, w ramach kolejnej edycji Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. Tak powstała instalacja dźwiękowa „Las głosów”, do której muzykę skomponował Leski, czyli Paweł Leszoski.
– Na pomysł posadzenia żywych drzew w namiocie, które wchodziłyby w wizualną interakcję z warszawskimi wieżowcami, wpadła Ania Król. Ja miałem stworzyć oprawę dźwiękową. Mieszkam w pobliżu Puszczy Bolimowskiej, więc regularnie obcuję z przyrodą. Zastanawiałem się, jak pogodzić dwa żywioły: wspomnianą przyrodę i cywilizację. Zrezygnowałem z żywych instrumentów i nagrywałem odgłosy napotkane w puszczy metodą field recordingu. Okazało się, że bardzo trudno jest wyłapać czysty leśny dźwięk, bo z oddali zawsze dobiega odgłos pociągu czy warkot samolotu, od których nie sposób się uwolnić. Niby wzdychamy do jezior, gór i mórz, jednak miejsc odosobnienia jest coraz mniej. Szukamy ciszy i spokoju, ale przywołuje nas cywilizacja. Wyrastamy z natury, zapominamy o niej, żeby chwilę później szaleńczo za nią tęsknić. Nakręca się spirala paradoksów – zauważa Leski.
okładka - magazyn majówka / Dziennik Gazeta Prawna
Muzyk szukał dźwięków i w lesie, i w mieście. Z szeptów, stuków, skrzypnięć czy oddechów stworzył słuchowisko. Tak powstała muzyka do „Lasu głosów” składająca się z trzech planów: sześciu kompozycji, które przybrały niemal piosenkową formę, odgłosów tła nagranych w centrum Warszawy oraz w sercu Puszczy Bolimowskiej, a także dźwięków wydobytych z ludzkiego gardła, które miały odzwierciedlać podstawowe emocje człowieka: radość, smutek, strach, zdziwienie, ekscytację, zazdrość etc.
Ekologicznych udręk jest mnóstwo. Leski wskazuje inną chorobę naszych czasów – mówi o przebodźcowaniu, które gubi sens naszej egzystencji. Chcemy zadbać o planetę? Najpierw zadbajmy o siebie, wydostając się z pułapki betonowych dżungli, jakimi dawno stały się miasta. Idźmy do lasu i spróbujmy go zrozumieć. – Czasami biorę syntezator pod pachę i zaszywam się w lesie, żeby tworzyć muzykę. Inspiruje mnie kolor lasu, dźwięk i jakaś nieopisana, metafizyczna aura. Ale myślę, że moda na bycie eko nie wystarczy. Warto korzystać z przyrody. Wpisać ją w codzienność. Wyrabiać w sobie pewne konkretne nawyki i nie traktować jej w kategoriach abstrakcyjnych. Tylko wtedy las może stać się przytulnym pokojem, w którym możesz czytać książkę albo wypić kawę – zapewnia Leski.