Południowokoreańskie zespoły podbijają świat. Państwowo wspierane wytwórnie dopracowują ich wizerunek w najdrobniejszych szczegółach. Coraz częściej wychodzi jednak na jaw, że artyści nie są tak niewinni, jakby sobie tego życzyli ich fani
28-letni Seungri, gwiazdor południowokoreańskiego popu (k-popu), nazywany także „Koreańskim Wielkim Gatsbym”, zdecydował się opuścić zespół Big Bang, gdy pojawiły się oskarżenia o to, że prowadząc swój klub nocny, wręczał łapówki policjantom, molestował seksualnie odurzone przez siebie kobiety oraz brał udział w organizowaniu nielegalnej na półwyspie prostytucji. Prowadząc śledztwo, policja przeanalizowała prywatny czat, na którym odkryto, że kilka innych gwiazd k-popu udostępniało sobie nagrania partnerek seksualnych, zarejestrowane bez ich zgody. Lee Jong-hyun z CNBlue, Choi Jong-hoon z FT Island, Yong Jun-hyung z Highlight oraz Jung Joon-young natychmiast przeszli na muzyczną emeryturę.
Seks skandal był dla fanów k-popu niczym trzęsienie ziemi. Przede wszystkim dlatego, że artyści tworzący muzykę w tym nurcie przedstawiani są jako ideały, wolne od nałogów i stroniące od jakichkolwiek kontrowersji. A koreańscy idole zdobywają już nie tylko azjatyckie, lecz także europejskie rynki muzyczne, w tym te, które zazwyczaj unikają nieanglojęzycznych treści: w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
– K-pop przestał być już tylko czołowym stylem muzycznym w Azji i nietypowym hobby na Zachodzie. W ciągu ostatnich dwóch lat świat oszalał na jego punkcie głównie za sprawą boysbandu BTS – twierdzi Klaudia Tyszkiewicz, prowadząca audycję „Teraz Kpop!” w Polskim Radiu Czwórka. W ubiegłym roku BTS odbył pierwszą w historii nurtu k-pop trasę koncertową po USA. Wszędzie, gdzie tylko pojawili się członkowie grupy, witani byli z podobnym entuzjazmem, jak niegdyś The Beatles. Z kolei girlsband BLACKPINK jest przedstawiany jako jeden z czołowych wykonawców prestiżowego kalifornijskiego festiwalu Coachella.
Wartość rynku k-popu wycenia się dziś na blisko 5 mld dol. Eksperci mówią, że może być dla Korei Południowej „nowym Samsungiem”. A jeśli komuś się wydaje, że nigdy nie słyszał piosenki z tego nurtu muzycznego, to najpewniej jest w błędzie. Bo choć „Gangnam Style” artysty o pseudonimie PSY jest parodią, to jednak pozostaje najpopularniejszą piosenką k-pop na świecie. W 2012 r. było to pierwsze wideo w serwisie YouTube, które osiągnęło wynik 1 mld wyświetleń („psując” tym samym na pewien czas licznik wyświetleń pod teledyskiem), a do dziś obejrzano je ponad 3,3 mld razy.

Jak zmonetyzować kulturę

Skąd jednak wziął się k-pop i czym się różni od znanego nam popu? Gdy na początku lat 90. XX w. w USA i Europie popularność zdobywały boysbandy i girlsbandy, w relatywnie zamkniętej na obce wpływy kulturowe Korei Południowej pojawiła się w społeczeństwie chęć otwarcia się na modę i sztukę z Zachodu. Początki nie były proste. Gdy zespół Seo Taiji and Boys zaprezentował swoją choreografię taneczną oraz ciuchy rodem z nowojorskich ulic, krytycy wydali o ich projekcie miażdżąco negatywne opinie. Ale jeden występ grupy w telewizji wystarczył, aby zapoczątkować rewolucję.
– Społeczeństwo koreańskie dostało impuls do zmian, którego poszukiwało od dłuższego czasu. Ludzie często dążą bowiem do tego, co jest dla nich w danym momencie nieosiągalne. Ta chęć dotknięcia nowego świata była na tyle silna, że przełamujący stereotypy Seo Taiji był czymś zaskakującym i wywołującym konsternację. Ale i pokazującym jedną rzecz: że można – tłumaczy dr Ewa Kępa z Międzywydziałowego Instytutu Kulturoznawstwa i Sztuki Uniwersytetu Białostockiego.
K-pop zaabsorbował najciekawsze elementy znane z zagranicznych stylów muzycznych i połączył je w jedną całość. To dlatego nieraz usłyszeć można w nim echa dance-popu, electropopu, pop opery, hip-hopu, rocka, EDM-u, rhythm and bluesa, muzyki klasycznej itd. Czasem to wszystko w jednej piosence (w „I Got a Boy” grupy Girls’ Generation można naliczyć aż dziewięć różnych stylów muzycznych).
Krąży anegdota, że w połowie lat 90. południowokoreański prezydent Kim Young-sam zobaczył raport, zgodnie z którym film Stevena Spielberga „Park Jurajski” zarobił kwotę równoważną ze sprzedażą 1,5 mln samochodów Hyundaia. Wówczas nakazał postawić na eksport kultury koreańskiej i jak najskuteczniejsze jej monetyzowanie.
– Choć k-pop ma niewiele wspólnego z tradycyjną kulturą koreańską, warto pamiętać, że jakakolwiek reklama ma przede wszystkim sprawić, że produkt zaistnieje. Nie musi więc oddawać w pełni jego charakterystyki. K-pop to sposób na promowanie Korei Południowej jako kraju kosmopolitycznego, w którym ludzie wiedzą, jak cieszyć się życiem. Fani zainteresowani k-popem często sami zaczynają odkrywać koreańską tradycję i język – uważa dr Kępa.
Faktycznie, rząd Korei Południowej wyliczył już w 2011 r., że przychody uzyskane dzięki promocji kultury koreańskiej o wartości 100 dol. przyczyniały się do wzrostu eksportu również innych towarów konsumpcyjnych, jak żywność, ubrania, kosmetyki czy produkty technologiczne na łączną kwotę 412 dol.
Władze wsparły powstanie trzech wielkich wytwórni muzycznych, określanych dziś mianem Wielkiej Trójki. Są one odpowiedzialne za każdy aspekt artystyczny i marketingowy swoich artystów. Wydawałoby się, że w taki sam sposób jak wytwórnie muzyczne z całego świata. Nic bardziej mylnego.
– Zespoły nie powstają spontanicznie, nie zakładają ich znajomi muzycy. Artyści przechodzą przez długi i wycieńczający proces rekrutacyjny oraz szkoleniowy, zanim dostaną szansę na sukces – mówi Magdalena Sobolska, artystka wizualna i kulturoznawczyni. Potencjalne gwiazdy są wyszukiwane poprzez castingi, na które zgłaszają się dziesiątki tysięcy chętnych. Zaledwie kilkoro z nich dostaje się do finału, garstka otrzymuje możliwość rozpoczęcia treningów (nazywanych stażem). Tu męczarnie wcale się nie kończą, bo szkolenia mogą trwać od trzech do pięciu lat, a czasem nawet dłużej. Nastolatki aspirujące do miana gwiazdy k-popu ćwiczą po 10–12 godzin dziennie, czasem przez cały tydzień, mieszkając we wspólnym domu. Oczekuje się od nich, aby nie zaniedbywali zarówno treningów, jak i własnej edukacji.
Idol albo idolka to poważna inwestycja. Szacuje się, że wytwórnie wykładają 2,5–5 mln dol. na wytrenowanie k-popowych gwiazd. Wytwórnie szczycą się, że ten rygorystyczny, acz piekielnie skuteczny system rekrutacji jest unikalny w skali światowej.
– Znane są jednak afery, gdy latami trenuje się kogoś na idola, obiecując wielką sławę, a ostatecznie nigdy nie otrzymuje on szansy – mówi Magdalena Sobolska.
Kontrola każdego aspektu kariery nie kończy się z chwilą, gdy artysta pierwszy raz wkroczy na scenę. Bo choć fani postrzegają idoli jako spontanicznych, cieszących się życiem i posiadających własny styl, najczęściej jest zupełnie odwrotnie.
– O prawdziwej spontaniczności idoli i idolek k-popowych nie ma praktycznie mowy, bo wszystkie funkcje w zespole są z góry ustalone, a charakterystyka konkretnych członków dopracowana do perfekcji – wyjaśnia dr Ewa Kępa. I rzeczywiście, w zespole mamy np. tancerza, łobuza czy śmieszka. Swoistą funkcją jest też bycie najmłodszym w grupie. Wytwórnie kreują czasem pseudorywalizacje członków zespołu o pozycję lidera, który podczas występów tańczy z przodu sceny.
Wydawałoby się, że takich z góry ustalonych schematów nie da się brać na poważnie. Jednak zdaniem dr Ewy Kępy, wytwórnie muzyczne serwują na tyle zróżnicowaną ofertę, że wielu fanów znajduje w niej coś dla siebie.
– Ludzie często chcą wierzyć, że to, co otrzymują, nie jest wyłącznie efektem manipulacji marketingowej, ale związane jest też z prawdziwą spontanicznością artystów i ich autentycznymi emocjami. Zwłaszcza jeżeli dotyczy to treści, które sprawiają odbiorcom przyjemność. Daje to im poczucie pewnej bliskości tych artystów – tłumaczy kulturoznawczyni.

Pruderyjni i atrakcyjni

Chęć zaspokojenia oczekiwań ma jednak swoje ciemne strony. Magdalena Sobolska przytacza historię, gdy jeden z piosenkarzy palił papierosy. Fanom bardzo się to nie podobało, więc wytwórnia kazała mu nie tylko przestać, ale też publicznie za to przeprosić.
– Fani bardzo przeżywają, gdy obiekt ich westchnień o siebie nie dba. Czasami ta presja przytłacza artystów, którzy nie są w stanie ciągle być idealni. Są więc przypadki depresji, samobójstw czy uzależnień – mówi ekspertka.
Co ciekawe, większości muzyków zakazuje się też zawiązywania jakichkolwiek związków partnerskich. Złamanie tego zakazu najczęściej jest powodem do zerwania kontraktu z wytwórnią. Koreańczycy i Koreanki lubują się bowiem w fantazjowaniu, że ich idol jest dla nich potencjalnie dostępny i być może kiedyś ją/jego poślubią. A nawet gdy zakazu nie ma, to fani potrafią uczynić z życia partnerki piosenkarza prawdziwe piekło. Zazdrość ustępuje dopiero, gdy gwiazda dobija trzydziestki – wówczas może już założyć rodzinę. To coś, na co nieazjatyccy odbiorcy nawet nie zwrócą uwagi, będąc przyzwyczajeni do rozstań i powrotów amerykańskich gwiazd, niemniej w Azji jest to jeden z najważniejszych aspektów postrzegania idoli.
Ta emocjonalna więź z artystami wyraża się również w sferze erotycznej. Koreańscy piosenkarze muszą zachowywać się jak słodcy nastolatkowe, a jednocześnie prowokować seksualnością, chociaż oczywiście nie przekraczając granic przyzwoitości. Wszak odbiorcami k-popu są pruderyjni Azjaci.
– Oczywiście idole sygnalizują swój seksapil, ale nie jest on tak sugestywny i eksponowany, jak w przypadku np. amerykańskich artystów. Ale to, co jest niedopowiedziane, może pociągać nawet bardziej. Idealny wygląd, ruch sceniczny i gesty – to wszystko może się podobać i oddziaływać na odbiorców. To, w jaki sposób fani k-popu reagują na spotkania ze swoimi idolami, dobitnie pokazuje, że postrzegani są oni przez pryzmat atrakcyjności seksualnej – mówi dr Ewa Kępa.
Różnice w zachowaniu gwiazd k-popu względem amerykańskich artystów mogą być czasem trudne do wychwycenia dla odbiorców spoza Azji. Zwłaszcza tych zaślepionych kusymi spodenkami koreańskich piosenkarek.
– W praktyce kobiety mają bardzo duże obostrzenia co do tego, jak mogą wyglądać i jak się zachowywać na scenie – mówi Magdalena Sobolska. Tłumaczy, że w upalnej Korei Południowej wolno odsłaniać praktycznie całe nogi, ale nie można już pokazywać biustu. Gdy jakaś artystka przesadzi z dekoltem, później musi za to przepraszać na konferencji prasowej w towarzystwie managera z posępną miną. I choć choreografie taneczne mogą być bardzo sugestywne, to i tu są ograniczenia.
– Zabronione jest np. rozszerzanie nóg w taki sposób, aby było widać bieliznę. Nie wolno też wykonywać określonych ruchów w okolicach bioder i łona – mówi Magdalena Sobolska. I dodaje, że te obostrzenia nie obowiązują mężczyzn, których choreografie wprost przypominają czynności seksualne, a na każdym koncercie co najmniej jeden członek grupy musi zdjąć koszulkę.
– Jest zatem pewnego rodzaju patriarchalna pruderyjność, której my możemy nawet nie zauważyć – podkreśla ekspertka.
Co ciekawe, w Korei Południowej wytwórnie muzyczne opłacają fanki, które jeżdżą za zespołem, relacjonując ich trasy koncertowe.
– Dzięki pomocy wytwórni są w stanie dostać bilet na samolot i lecą na drugi koniec świata z zespołem. Rywalizują o to, która zrobi najlepsze zdjęcia, posługują się bardzo profesjonalnym sprzętem fotograficznym. Wiele z nich wydaje później własne fotoalbumy – opowiada Magdalena Sobolska.

Wyjść poza niszę

I choć dziś w Europie i USA boysbandy oraz girlsbandy wydają się kiczowatym reliktem przeszłości, to kilkuosobowe grupy k-popowe dopiero zdobywają w tych krajach popularność. W Azji ich członkowie są zaś traktowani prawie jak bóstwa.
Co jest zatem w k-popie tak przyciągającego, że świat oszalał na jego punkcie? Wszak jest to jedynie przemielony przez Azjatów styl, który nie-Azjaci znają od dawna. Dr Ewa Kępa tłumaczy, że właśnie ten fakt, że dalekowschodni sąsiedzi wzięli na warsztat coś dobrze znanego Europejczykom i Amerykanom, uwzględniając ich lokalne gusty, dodając do tego pierwiastek własnego wizerunku, języka i nietypowych zachowań, sprawia, że k-pop może się podobać.
– Odbiorcy bardzo często sięgają po coś, co jest jednocześnie nieco egzotyczne, ale – co ważne – wydaje się też znajome i zrozumiałe – mówi dr Ewa Kępa. Dodaje, że przecież k-pop nie jest odzwierciedleniem tradycyjnej, hermetycznej kultury koreańskiej, tylko produktem dopasowanym do gustów konsumentów wywodzących się ze zróżnicowanych kulturowo regionów świata.
– Ludzie chcą się odróżniać, ale tylko do momentu, gdy nadal są akceptowani. K-pop to dobry przykład, bo choć może uchodzić za nieco kontrowersyjny styl, to jednak nie naraża osoby na społeczne odrzucenie, nie czyni z niej trudnego do zaakceptowania ekscentryka – wyjaśnia dr Ewa Kępa.
Zgadza się z tym Klaudia Tyszkiewicz. – Piosenki k-popowe nie różnią się aż tak bardzo od zachodnich hitów. To nie jest odmienność na poziomie piosenek z indyjskiego Bollywood czy japońskiego rocka – mówi.
No i właśnie, można zapytać, dlaczego japońska odmiana szalonego popu (j-pop) nie jest znana tak samo jak k-pop? Zdaniem Magdaleny Sobolskiej Koreańczycy postawili na spójny wizerunek grup muzycznych, chcąc stworzyć jak najbardziej strawny produkt eksportowy.
– Fani japońskiej muzyki lubują się więc dziś raczej w bardzo niszowych typach muzyki i fascynują np. dziewczynkami w strojach uczennic, śpiewającymi death metal – mówi Magdalena Sobolska.
Ekspertka dodaje, że spójność k-popowych grup muzycznych to jedno. Potężne wrażenie robi również show przez nie prezentowany. Rygorystycznie wyszkoleni idole choreografie taneczne mają bowiem opracowane do absolutnej perfekcji. Są zadbani i atrakcyjni. Współpracują również z dużą liczbą projektantów mody. Noszą kreacje od Chanel czy Diora. Wiele gwiazd k-popowych jest w związku z tym stałymi bywalcami Fashion Week w Paryżu. Istotne są też teledyski. Potencjalne hity zawsze ukazują się od razu z wideo. I to takim zrealizowanym z prawdziwą pompą i wielkimi planami produkcyjnymi zamiast tanich efektów komputerowych.
Klaudia Tyszkiewicz szacuje liczbę fanów k-popu w Polsce na dziesiątki tysięcy. Efektem tego są liczne koncerty koreańskich gwiazd w Polsce. – Kiedyś była to rzecz nie do pomyślenia, a teraz w Polsce potrafi być kilka koncertów artystów z Korei Południowej w ciągu miesiąca – mówi Klaudia Tyszkiewicz. Jej audycja „Teraz Kpop!” pojawiła się na antenie radiowej Czwórki właśnie dzięki zainteresowaniu polskich fanów. To oni wystosowywali zapytania do radia i telewizji z prośbą o taki program. Jak jednak osoby postronne reagują na k-pop?
– Część osób nie jest w stanie pojąć odmienności tej muzyki, a część jest pozytywnie zaskoczona brzmieniem. Jeżeli już spotykam się z szyderstwem, to zazwyczaj dotyczy ono wyglądu idoli. Trzeba jednak zrozumieć, że ideał piękna kobiety i mężczyzny w Azji różni się od naszego. To, co dla nas męskie, nie musi być koniecznie męskie w Korei Południowej. Ale za to fani kochają k-pop właśnie za tę odmienność i wspaniałe brzmienie – opowiada Klaudia Tyszkiewicz.
Powstaje pytanie, czy w związku z rosnącą popularnością k-popowych grup amerykańscy i europejscy artyści również zaczną kopiować ich patent na sukces. Zdaniem ekspertek, to byłby chybiony pomysł. – Formuła k-popu raczej nie sprawdziłaby się w odniesieniu do niekoreańskich artystów. Brakowałoby tej kulturowej egzotyczności i raziłoby sztucznością. Nam Korea Południowa kojarzy się z tym, że jest pełna kontrastów i nieco szalona, więc tamtejsza konwencja barwnych chłopaków i dziewczyn się nie gryzie – uważa Magdalena Sobolska.

Rewolucja dopiero się zaczyna

Nie da się jednak ukryć, że seks skandale z udziałem idoli odbijają się Korei Południowej czkawką adekwatną do skali popularności całego k-popu na świecie. Zagraniczne media wskazują, że afera jest najlepszym dowodem na to, jak bardzo Korea Południowa potrzebuje zmiany mentalności w traktowaniu kobiet. W ubiegłym roku kilka bardzo znanych tam postaci z życia publicznego w ramach ruchu #MeToo zostało oskarżonych o molestowanie seksualne. Dziesiątki tysięcy kobiet wzięło też udział w protestach dotyczących przestępstw z udziałem ukrytych kamer, rejestrujących intymne sfery ich życia. Od 2017 r. koreański rząd zanotował ponad 6,5 tys. takich przypadków. Rewolucja trwa, ale na jej efekty pewnie Koreańczycy jeszcze długo poczekają.
Słuchacze przepytywani przez youtube’owy kanał Asian Boss nie mają wątpliwości, że muzycy zamieszani w skandale przeczekają, aż emocje opadną. – Po 1–2 latach ponownie pojawią się publicznie, jeszcze raz ładnie przeproszą i najprawdopodobniej wrócą do muzykowania. Tak zawsze było w przypadku artystów, którzy coś przeskrobali – mówi w sondzie kanału jedna z fanek k-popu. Za przykład można podać Kim Hyun-joonga, który w latach 2014–2017 znęcał się nad swoją dziewczyną i prowadził samochód pod wpływem alkoholu, a już w lutym br. wydał swój solowy album. Ukochanym idolom wybacza się więcej.