Sto lat temu wybuchła irlandzka wojna o niepodległość. Brexit może do niej dopisać nieoczekiwany epilog
Eksplozja samochodu pułapki 19 stycznia tego roku przed budynkiem sądu w Londonderry była drobną zapowiedzią nadciągających kłopotów. Obyło się bez ofiar, a przyznająca się do incydentu RIRA (Real Irish Republican Army) to nadal marginalna organizacja. Lecz wciąż przybywa czynników destabilizujących porozumienie wielkopiątkowe, obowiązujące od 1998 r. Przez 20 lat mieszkańcy Irlandii Północnej mogli cieszyć się pokojem zawartym między protestanckimi unionistami a katolickimi republikanami. Tę radość podzielali Brytyjczycy uwolnieni od groźby terrorystycznych zamachów organizowanych przez Irlandzką Armię Republikańską. Ale dwie dekady spokoju nie zjednoczyły podzielonej społeczności. Dla potomków dawnych Irlandczyków katolicyzm jest symbolem ich narodowej i kulturowej odrębności. Spadkobiercy angielskich osadników twardo trzymają się protestantyzmu.
Gdy w zeszłym roku Mary Lou McDonald została liderką partii Sinn Féin, niegdyś będącej politycznym skrzydłem IRA, nie ukrywała, że jej długofalowym celem jest zjednoczenie wyspy. Dwa tygodnie temu na wiecu w Dublinie wezwała do zapytania w referendum mieszkańców Irlandii Północnej, czy są za przyłączeniem do Irlandii, a tym samym pozostaniem w Unii Europejskiej. „Oczywiście nasi unionistyczni bracia i siostry powinni być uczestnikami procesu planowania nowej Irlandii” – podkreślała. Unioniści mogą mieć jednak w tej kwestii odmienne zdanie. Już na początku stycznia dziennik „The Guardian” donosił, że tysiąc policjantów z Anglii i Szkocji przechodzi intensywne szkolenie, by w razie potrzeby 29 marca mogli zostać przerzuceni do Belfastu i mniejszych miast. Jeśli za sprawą brexitu dojdzie do odtworzenia granicy między Wielką Brytanią a Irlandią, można spodziewać się zamieszek. Akty przemocy są wodą na młyn dla radykałów, których nie brakuje po obu stronach.

Początek rachunku krzywd

Od blisko tysiąca lat Irlandczycy mają tego samego wroga. Władcom Anglii udało się po raz pierwszy podbić wyspę w XII w., choć jej mieszkańcy skutki okupacji odczuli boleśnie dopiero za rządów Henryka VIII, gdy ten zerwał związki z papiestwem i przekształcił angielski Kościół katolicki w narodowy. Niedługo potem w 1541 r. ogłosił się królem Irlandii, również tam wprowadzając nowe porządki i sprowadzając – oprócz religii anglikańskiej – angielskich i szkockich osadników. Ziemię dla nich wydzierano siłą z rąk celtyckich klanów, inicjując w ten sposób podział religijny, który wkrótce zlał się w całość z podziałami politycznymi.
Przez następne stulecia trwały nieustanne próby kolonizacji Irlandii i asymilacji jej rdzennych mieszkańców. Anglikom udało się nawet wykorzenić lokalny język. Jednak katolicyzm trzymał się mocno – rdzenni Irlandczycy dochowywali wierności papieżowi, mimo represji, które na nich za to spadały. Kolonizatorzy stopniowo pozbawiali ich praw politycznych, a także majątków, skazując na wegetację. Nic dziwnego, że gdy władza Londynu słabła, w Irlandii natychmiast wybuchało powstanie. Tak stało się w 1640 r. podczas angielskiej wojny domowej. Jednak jej zwycięzca Oliver Cromwell nie zamierzał się pogodzić z irlandzką niepodległością. Pacyfikacja buntu zajęła mu ponad 10 lat. Ostatnią grupę powstańców Anglicy zlikwidowali dopiero w 1653 r. Jako że Cromwell zakazał wojskom brania jeńców, a zbuntowane miejscowości równano z ziemią, zabito w sumie ponad 600 tys. ludzi, co stanowiło jedną trzecią wszystkich mieszkańców wyspy.

Nowoczesne ludobójstwo

Królewskie wojska były tak okrutne wobec mieszkańców Zielonej Wyspy, że nawet spora część protestantów zaczęła się bratać z katolikami, widząc w Anglikach wspólnego wroga. Rebelia, która wybuchła w 1798 r., po raz pierwszy miała szansę na sukces, bo z pomocą przyszła Francja tocząca wojnę z Anglią. Dzięki francuskim oddziałom rebelianci zaczęli wygrywać bitwy w otwartym polu. O losie buntu rozstrzygnęła jednak Royal Navy, która skutecznie odcięła wyspę od kontynentu, przepędzając francuską flotę. A jednak kolejna klęska Irlandczyków nie była aż tak dotkliwa. Premier William Pitt młodszy uznał, że konieczny jest kompromis, za sprawą którego mieszkańcom wyspy przestanie opłacać się współpraca z Napoleonem Bonaparte.
Brytyjski rząd zaoferował dyskryminowanej nacji równouprawnienie. W irlandzkim parlamencie mogli dotąd zasiadać tylko rodowici Anglicy. Po reformie zaczęto do niego wybierać także deputowanych katolickich oraz objętych wcześniej dyskryminacyjnymi przepisami prezbiterian z Ulsteru. W zamian irlandzki parlament ratyfikował w 1800 r. uchwalony przez brytyjską Izbę Gmin Act of Union ogłaszający utworzenie Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii.
Unia byłaby kompromisem korzystnym dla obu stron, gdyby nie to, że irlandzcy katolicy nadal pozostali obywatelami drugiej kategorii. Ich położenie dramatycznie pogorszyło się z początkiem rewolucji przemysłowej. Zielona wyspa stała się wówczas spichlerzem całego Królestwa. Stale powiększane latyfundia ziemskie twardo dzierżyli w swych rękach Anglicy, zaś Irlandczycy byli tanią siłą roboczą, uprawiającą ziemię dla okupanta. „Irlandczycy nie mieli praw do ziemi, na której pracowali, ani do jakiegokolwiek jej usprawnienia. Jedynie na obszarach zdominowanych przez protestantów rolnicy mogli udoskonalać dzierżawione grunty. Ponieważ właściciele ziemscy mieszkali przeważnie w Anglii, nie było nikogo, kto mógłby systematycznie realizować inwestycje kapitałowe” – opisuje Mark Thornton w opracowaniu „Co spowodowało irlandzki głód ziemniaczany”. Kiedy zbiory były marne, zboże z latyfundiów i tak wędrowało do Anglii lub na eksport, a mieszkańcy przymierali głodem. „Irlandczycy doświadczali wielu klęsk głodowych pod angielskim panowaniem. Niczym bokser z obiema rękami związanymi za plecami mogli tylko stać i przyjmować cios za ciosem. Potrzeba było nałożenia się «wielu wydarzeń» w angielskiej polityce, by zadać nokautujący cios i «ostatecznie rozwiązać irlandzką kwestię»” – opisuje Thornton.
„Ostateczne rozwiązanie” nadeszło w 1845 r. wraz z wybuchem zarazy ziemniaczanej. Główne źródło pożywienia biedoty, uprawiane na małych działkach, nagle znikło. Anglicy początkowo zareagowali zgodnie z odruchem serca. Premier Robert Peel przekazał z budżetu państwa 100 tys. funtów na zakup mąki kukurydzianej w USA, uruchomiano kuchnie wydające zupę dla wszystkich, a na forum Izby Gmin stanął projekt zniesienia wysokich ceł na zboże z importu. Tak zapobieżono głodowi i pierwszy rok zarazy ziemniaczanej Irlandczycy przetrwali bezpiecznie. Potem jednak do głosu doszła polityka. W brytyjskim parlamencie wrzało. Oto pieniądze podatników szły na utrzymanie irlandzkich katolików, którzy przecież wcale nie wyrzekli się marzeń o niepodległości. Po wielkiej awanturze w Izbie Gmin, wywołanej projektem obniżenia cła na importowane zboże, wśród torysów doszło do rozłamu. Przyniósł on w czerwcu 1846 r. upadek gabinetu Roberta Peela.
Nowy rząd utworzył lider opozycyjnej partii Wigów John Russell. Zgodnie z życzeniem parlamentarnej większości wszelka pomoc dla Irlandii została ukrócona, a do pilnowania wielkich magazynów zbożowych wysłano wojsko. Jesienią nadszedł głód. Wiele krajów próbowało przyjść Irlandczykom z pomocą, co rząd Russella uznał za szkodliwe i poniżające dla Wielkiej Brytanii. „Mieszkańcy Massachusetts wysłali statek ze zbożem do Irlandii, a angielskie władze umieściły zboże w magazynie, twierdząc że zakłóciłoby to handel. Inna relacja opowiada o tym, jak brytyjski rząd apelował do sułtana Turcji o obniżenie jego darowizny z 10 tys. do 1 tys. funtów, aby nie zawstydzić królowej Wiktorii, która zobowiązała się jedynie do wsparcia (głodujących – red.) kwotą 1 tys. funtów” – wylicza Thornton. Na odciętej od świata wyspie milion ludzi zmarł z głodu i z powodu epidemii cholery. Półtora miliona zdołało uciec przed śmiercią, znajdując miejsca na statkach płynących do Ameryki.

W emigracji nadzieja

Przetrzebiona i żyjąca w nędzy społeczność nadspodziewanie szybko odzyskała siły witalne. W dużej mierze zawdzięczała to emigrantom. Irlandczycy odnaleźli się znakomicie w USA i Kanadzie. Korzystając z wolności i pełni praw obywatelskich, ciężko pracowali, szybko się bogacąc. Przyciągało to do Ameryki kolejne fale emigrantów i diaspora za oceanem rosła w siłę, nie zapominając jednak o swoich korzeniach. To w Ameryce ostatecznie odrzucili angielską kulturę na rzecz rdzennie celtyckiej.
W drugiej połowie XIX w. potomkowie emigrantów zaczęli odwiedzać ojczyznę, by próbować budzić tam świadomość narodową. Ta bardzo szybko rozkwitła. Nastąpił wysyp różnych stowarzyszeń, a Irlandzka Partia Parlamentarna pod wodzą Charlesa Stewarta Parnella dzięki współpracy z brytyjską Partią Liberalną zaczęła regularnie wprowadzać swoich posłów do Izby Gmin. Jej wielką zasługą było pozyskanie dla sprawy irlandzkiej autonomii długoletniego lidera liberałów Williama Gladstone’a. Te plany zaniepokoiły protestantów. Potomkowie dawnych osadników czuli się Irlandczykami, ale spuścizna po przodkach, religia i pozycja społeczna czyniły z nich brytyjskich patriotów. Niczego nie bali się bardziej niż widma irlandzkiej niepodległości. Zwalczali więc wszelkie pomysły, nawet ograniczonej autonomii.
Centrum działalności unionistów stał się Ulster, najdalej wysunięta na północ prowincja Irlandii. Odradzającemu się podziałowi religijnemu towarzyszył więc także podział terytorialny. Za sprawą unionistów rząd Williama Gladstone’a dwukrotnie ponosił klęskę w Izbie Gmin, kiedy ta w 1886 i 1893 r. odrzucała projekt ustawy przyznającej Irlandii autonomię. Towarzyszące temu rozczarowanie sprawiało, że nacjonaliści rośli w siłę. Z początkiem kolejnego stulecia skupili się pod sztandarem partii Sinn Féin, założonej w 1905 r. przez irlandzkiego dziennikarza Arthura Griffitha. Nazwa ugrupowania wzięła się od wiecowego hasła: „tylko my sami”, które wykrzykiwali republikanie marzący o oddzieleniu się od Zjednoczonego Królestwa. W odpowiedzi unioniści zaczęli w 1912 r. tworzyć w Ulsterze własne bojówki. Ich liczebność wkrótce przekroczyła 100 tys. ochotników. Paramilitarna organizacja przybrała nazwę Ulster Volunteer Force (UVF). Jednocześnie ponad pół miliona protestantów podpisało Ulster Covenant (Przymierze ulsterskie) oznajmiające, iż nie godzą się na irlandzką autonomię. Na zbrojenie się unionistów katolicy, zwłaszcza ci skupieni wokół Sinn Féin, zareagowali tak samo.
Gdy na Zielonej Wyspie zaczynało wrzeć, w Europie wybuchła wojna i najcenniejszym sojusznikiem irlandzkich nacjonalistów stały się kajzerowskie Niemcy. Zdawał sobie z tego sprawę również rząd w Londynie. Dlatego, by odciągnąć umiarkowanych Irlandczyków od Sinn Féin, powrócono do planu Gladstone’a. Jesienią 1914 r. parlament przyjął pakiet ustaw (Home Rule Bill) nadających Zielonej Wyspie autonomię z krajowym rządem i mogącym stanowić lokalne prawa parlamentem. Nadal jednak Irlandczycy musieli służyć w brytyjskiej armii i umierać na frontach I wojny światowej za brytyjskiego króla. Natomiast Home Rule Bill miał wejść w życie dopiero po zakończeniu konfliktu.

Poeta komendantem

„Przyczyną pozostawania Irlandii w niewoli jest to, iż nie zasłużyła ona sobie na wolność” – pisał w 1913 r. Patrick Pearse. Ten adwokat i poeta wyrósł w tamtym czasie na lidera działającego w konspiracji Irlandzkiego Bractwa Republikańskiego. Z jego poglądami zgadzał się pracujący w jednym z londyńskich urzędów pocztowych dwudziestolatek Michael Collins. Obaj radykałowie mieli wkrótce zapracować sobie na status narodowych bohaterów, choć wcześniej większość Irlandczyków nie chciała mieć z nimi nic wspólnego.
Po wybuchu I wojny światowej na ochotnika do brytyjskiej armii zgłosiło się ponad 200 tys. młodych katolików. Konspirowali natomiast nieliczni. Mimo to Pearse planował powstanie, a Collins wymigał się od poboru i wrócił do ojczyzny, by wziąć w nim udział. Konspiratorzy bardzo liczyli na pomoc Niemców. Wywiad wojskowy II Rzeszy także marzył o irlandzkiej rebelii, obiecał więc dostarczenie 20 tys. karabinów oraz dalsze wsparcie, już po wybuchu walk. Broń miała przypłynąć na pokładzie frachtowca „Aud”, tuż przez wielkanocnym poniedziałkiem 24 kwietnia 1916 r. Zmotywowany obietnicami Patrick Pearse wyznaczył na ten dzień wybuch powstania w Dublinie, choć do walki gotowych było zaledwie 2 tys. członków ruchu oporu. Potem wszystko poszło inaczej, niż planowano. „Aud” wraz z cennym ładunkiem przechwyciły okręty Royal Navy, a deklarację niepodległości, odczytaną przez Pearse’a na schodach budynku Poczty Głównej, mieszkańcy Dublina przyjęli obojętnie. Mało kto chciał iść do powstania, a także wykonywać dekrety Rządu Tymczasowego Republiki Irlandii. Rebelianci opanowali stolicę, bo brytyjski garnizon był niewielki i dał się kompletnie zaskoczyć oddziałom dowodzonym przez hrabinę Constance Markiewicz.
Po tym sukcesie powstańcy czekali biernie dwa dni, aż pod stolicę dotarły jednostki gen. Johna Maxwella. Pearse i jego otoczenie naiwnie sądzili, że Brytyjczycy nie użyją przeciwko gęsto zaludnionemu miastu artylerii. Tymczasem gen. Maxwell, który sztuki tłumienia rebelii uczył się w Afryce Południowej, masakrując zbuntowanych Burów, zadepeszował do Londynu: „Zamierzam doprowadzić do tego, że przez sto lat nie odważą się nawet pomyśleć o zdradzie”. Dublin cały dzień ostrzeliwała artyleria lądowa oraz okręty Royal Navy. Potem nastąpił krótki szturm i rebelia upadła. Ofiar nie było dużo. Zginęło w sumie jakieś 300 powstańców i cywili oraz 132 brytyjskich żołnierzy. Jednak na tym się historia powstania wielkanocnego nie skończyła. Już ostrzał artyleryjski stolicy wzburzył Irlandczyków. Czarę goryczy przelały kolejne okrucieństwa. Ujętych przywódców buntów postawiono przed sądem, który wydał 90 wyroków śmierci. Pierwszych 16 egzekucji, w tym stracenie Patricka Pearse’a, sprawiło, że katolicy z Zielonej Wyspy znów zaczęli uważać Anglików za okupantów. Tego podziału nie zatarło wstrzymanie wykonywania wyroków śmierci. Wydarzeniom tym uważnie przyglądał się działający dotąd w głębokiej konspiracji Michael Collins.

Wielki kumpel

Brutalność Anglików sprawiała, że podczas wyborów parlamentarnych w grudniu 1918 r. irlandzcy katolicy masowo zagłosowali na Sinn Féin, zwłaszcza że na jej listach znaleźli się ludzie dopiero co wypuszczeni z więzień, na czele z ułaskawioną tuż przed egzekucją hrabiną Markiewicz. Zaraz po ogłoszeniu wyników przywódcy Sinn Féin zdecydowali, że 78 posłów partii nie zasiądzie w Izbie Gmin. Utworzyli oni własny parlament w Dublinie, proklamując powstanie republiki. Na jej prezydenta wybrano urodzonego w USA uczestnika powstania wielkanocnego Éamona de Valerę. Rząd Davida Lloyda George’a nie odważył się na natychmiastową pacyfikację buntu. Premier Wielkiej Brytanii próbował negocjować zakres autonomii, a jednocześnie do irlandzkich miast przerzucano coraz większe siły wojskowe i policyjne. Rozbudowywano też siatki płatnych konfidentów. Irlandczycy odpowiadali strajkami oraz ulicznymi manifestacjami. W tym czasie Michael Collins tworzył na zlecenie kierownictwa Sinn Féin struktury irlandzkiego wywiadu. Dzięki swej ostrożności uniknął aresztowania, gdy Brytyjczycy uwięzili kierownictwo i działaczy ruchu. Ponad tysiąc osób znów trafiło do więzień, czym sprowokowano falę zamieszek w miastach.
Iskrą, która rozpaliła wojnę, okazał się drobny incydent. Grupa 11 konspiratorów zorganizowała 21 stycznia 1919 r. zasadzkę pod Soloheadbeg. Rebelianci zaczaili się na transport dynamitu konwojowany do kopalni. Podczas strzelaniny zginęło dwóch policjantów. „Wydarzenie to nie zostało jednak przyjęte z entuzjazmem ani przez społeczeństwo, ani przez irlandzkich przywódców politycznych” – opisuje w opracowaniu „Ewolucja taktyki wojennej Irlandczyków i Brytyjczyków podczas wojny o niepodległość Irlandii w latach 1919–1921” Antonina Pawłowska. „Arthur Griffith lobbował za prowadzeniem kampanii społecznego nieposłuszeństwa i stopniowym wytwarzaniem alternatywy dla administracji brytyjskiej w postaci podziemnego państwa irlandzkiego”. Jednak założyciel Sinn Féin cieszył się coraz mniejszym posłuchem, a gdy go aresztowano, utracił kontrolę nad partią. Ludzie woleli słuchać Michaela Collinsa wzywającego do walki zbrojnej. Podporządkowujące się mu oddziały ochotników przekształcił w jednolitą Irlandzką Armię Republikańską, narzucając jej nowy sposób prowadzenia działań bojowych. Wojnę rozpoczął od uderzeń w brytyjskie siatki wywiadowcze oraz likwidowania konfidentów. „Anglia zawsze mogła wzmocnić swoją armię. Mogła zastąpić każdego straconego żołnierza” – pisał dwa lata później Collins. „Bez swych szpiegów Anglia była bezbronna”.
Dzięki skutecznym akcjom brytyjskie wojska działały w irlandzkich miastach po omacku, a lotne grupy IRA uderzały z zaskoczenia, po czym znikały. Straty wśród okupantów i współpracujących z nimi Irlandczyków nie były wielkie. Podczas dwóch lat powstania IRA zgładziła 162 brytyjskich żołnierzy oraz 363 policjantów, tracąc ponad 500 członków. Jednak zmęczone wojną światową społeczeństwo brytyjskie miało dość ofiar. Na Zielonej Wyspie musiano stale utrzymywać kontyngent liczący 35 tys. żołnierzy. Ich morale było fatalne, bo nie radzili sobie z terrorystami. Collins dopiął swego, zadręczając nieustającymi zamachami wielkie imperium. W czerwcu 1921 r. do Irlandii udał się osobiście król Jerzy V. Oficjalnie, by uczestniczyć w otwarciu obrad Północnego Parlamentu, który w Belfaście wybrali unioniści. Przy okazji zainicjował ciche negocjacje pokojowe. Po irlandzkiej stronie podjął je Éamon de Valera, którego ku zaskoczeniu radykałów z IRA wsparł Michael Collins. Obaj wynegocjowali podpisany 6 grudnia 1921 r. traktat pokojowy. Powoływał on do życia Wolne Państwo Irlandzkie, luźno stowarzyszone z Wielką Brytanią, jako jej dominium.
De Valera i Collins zgodzili się przy tym na podział kraju. O losie zdominowanej przez protestantów części Ulsteru miał zdecydować Północny Parlament. Ten zaś opowiedział się za pozostaniem sześciu hrabstw w składzie Zjednoczonego Królestwa, jako Irlandia Północna. Wprawdzie po raz pierwszy od wieków Irlandczycy mogli rządzić się sami, ale podział kraju i konieczność formalnego uznawania się za poddanych brytyjskiego króla rozwścieczyły radykałów. Polityczne spory doprowadziły do rozłamu w Sinn Féin oraz całym społeczeństwie. Zaledwie kilka miesięcy później wybuchła w Dublinie wojna domowa, a Collins zginął zastrzelony w swoim rodzinnym hrabstwie Cork. Niepodległość i wolność nie przyniosły spokoju w podzielonym kraju. Jeszcze gorzej rzecz się miała z Irlandią Północną, którą dawne krzywdy skazały na wciąż powracającą wojnę domową. Zaś trwające zmiany demograficzne i brexit zapowiadają, iż epilog rozpisanego na stulecia konfliktu dopiero zostanie napisany.
Irlandczycy odnaleźli się znakomicie w USA i Kanadzie. Korzystając z wolności i pełni praw obywatelskich, ciężko pracowali, nie zapominając jednak o swoich korzeniach. To w Ameryce ostatecznie odrzucili angielską kulturę na rzecz rdzennie celtyckiej