Polscy twórcy pracują obecnie nad ponad 30 filmami dotyczącymi przeszłości. Połowa z nich porusza tematykę II wojny światowej.
Najpopularniejsze filmy historyczne ostatnich lat / DGP
Część produkcji jest już na zaawansowanym etapie i najprawdopodobniej wejdzie na ekrany w tym roku. Nad innymi filmowcy dopiero zaczynają pracować. – Polska historia to istna studnia bez dna, jeśli chodzi o fascynujące opowieści, które warto przenieść na ekran – uważa Łukasz Muszyński, sekretarz redakcji serwisu Filmweb. – Wśród nich są chociażby niesamowite wojenne przeżycia Jana Nowaka-Jeziorańskiego, które już niedługo w filmie pt. „Kurier” zaprezentuje nasz spec od kina gatunkowego Władysław Pasikowski – dodaje.
Nad historycznymi tytułami pracują też inni znani reżyserzy. Leszek Wosiewicz kręci „Raport Pileckiego”, a Jan Komasa przygotowuje obraz „Przysięga Ireny” o Irenie Gut odznaczonej medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata za uratowanie Żydów z tarnopolskiego getta. Powstają też produkcje o więźniach obozów koncentracyjnych. Inne opowiadają o latach dawniejszych: Legionach i marszałku Piłsudskim czy o powstaniu wielkopolskim. Są również tytuły dotyczące czasów PRL, jak ekranizacja książki Cezarego Łazarewicza o Grzegorzu Przemyku pt. „Żeby nie było śladów”.
Polski Instytut Sztuki Filmowej chętnie daje pieniądze na takie projekty. – Wspieranie polskiego kina historycznego jest jednym z priorytetów – stwierdza Monika Piętas-Kurek z instytutu. W 2016 r. przeznaczył on na ten cel 29,78 mln zł, rok później 35,55 mln zł, a w ub.r. 24,55 mln zł. – Kino historyczne jest niezwykle popularne w Polsce i chętnie oglądane. Świadczy o tym m.in. sukces obrazu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego, który w 2016 r. był trzecim najchętniej oglądanym polskim filmem, czy „Dywizjon 303” – argumentuje Monika Piętas-Kurek.
Finansowe wspieranie kina historycznego nie zaczęło się jednak po ostatnich wyborach parlamentarnych. W latach 2005–2015 na produkcje tego gatunku PISF przeznaczył łącznie 349 mln zł. Najwyższą dotację – 9 mln zł – instytut przyznał dziełu Jerzego Hoffmana „1920. Bitwa Warszawska”. Spore kwoty otrzymały też: „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego (7 mln zł), „Katyń” Andrzeja Wajdy, „Miasto 44” Jana Komasy i „Józef Piłsudski – przystanek Niepodległość” Michała Rosy (po 6 mln zł).
Producenci sięgający po tematy z tego gatunku mogą też liczyć na pomoc Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które finansuje ekranizacje m.in. przez dotacje dla Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego (m.in. dokument „Niepodległa”), Telewizji Polskiej (serial „Młody Piłsudski”) czy Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, produkującej właśnie historyczny kryminał „Czarny mercedes” Janusza Majewskiego, którego premiera planowana jest na jesień br.
– Ministerstwo nie może natomiast wyręczać twórców i nie ma zamiaru dekretować produkcji artystycznej, dla której najważniejsza jest jakość – zastrzega minister kultury Piotr Gliński.
– Aktualny klimat polityczny w Polsce sprzyja realizacji filmów historycznych, zwłaszcza tych „ku pokrzepieniu serc”. Dobrego kina nie da się jednak określić odgórnie – przyznaje Łukasz Muszyński. – Na co komu film, który być może będzie słuszny ideologicznie, ale zabraknie w nim emocji i wyrazistych bohaterów? – pyta retorycznie.
Sam temat nie gwarantuje bowiem sukcesu. – Przede wszystkim potrzebny jest wciągający scenariusz oraz odpowiednio wysoki budżet, który pozwoli z właściwym rozmachem zainscenizować na ekranie historyczne wydarzenia. Zapomnieli o tym chociażby twórcy „Historii Roja”, w której kompletnie zepsuto moim zdaniem niezwykle ciekawy wątek Żołnierzy Wyklętych – przekonuje Muszyński. Reżyser tego filmu Jerzy Zalewski pracuje już nad kolejną produkcją na ten temat: „Zdarzyło się w Polsce”.
Jeżeli zaś chodzi o bud żety, to dziś filmowcy nie mogą liczyć na rozmach z PRL ani nawet ostatnich lat ubiegłego stulecia. Nominowany do Oscara „Potop” Jerzego Hoffmana kosztował 100 mln ówczesnych złotych (dziś byłoby to ok. 50 mln zł) i od premiery w 1974 r. przyciągnął do kin 27 mln osób. Ćwierć wieku później ten sam reżyser nakręcił najpopularniejszy film po 1989 r. – „Ogniem i mieczem” za 24 mln zł, gromadząc w kinach 7,15 mln widzów. Budżet „Wołynia” Smarzowskiego w 2016 r. – mimo sporej dotacji PISF – wyniósł już tylko 10 mln zł.
Jak informuje Ministerstwo Kultury, oprócz polskich filmów historycznych w przygotowaniu jest też kilka koprodukcji międzynarodowych, których szczegóły objęte są na razie tajemnicą.
Dziś filmowcy nie mogą liczyć na tak hojne finansowanie jak za czasów PRL