Ambasada Chile w Rumunii ratowała podczas wojny polskich Żydów wydając im paszporty swojego kraju - mówił chilijski dyplomata Jorge Schindler del Solar podczas środowej debaty w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych w Warszawie.

Debata "Beyond the Diplomacy – Polish and Chilean diplomats’ attempts to save Jews from Holocaust" odbyła się w środę w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. W ostatnim roku głośno było o polskich dyplomatach ze Szwajcarii, którzy podczas II wojny światowej zajmowali się fałszowaniem dokumentów dla ratowania Żydów. Podczas środowej debaty chilijski dyplomata z Madrytu, historyk, autor książki "Nieznana historia Samuela del Campo" Jorge Schindler del Solar, powiedział, że polskich Żydów ratowała także ambasada Chile w Rumunii, zaopatrując ich w dokumenty swojego kraju.

Del Solar przypomniał, że w 1940 r. Chile dostało od polskiego rządu na emigracji w Londynie prośbę o reprezentowanie interesów okupowanej Polski w Rumunii i we Włoszech. Na jesieni 1939 r. w Rumunii znalazło się ok. 350 tys. obywateli Polski, w tym wielu Żydów. Starał się im pomagać chilijski attache handlowy i konsul Miguel Angel Rivera.

Jorge Schindler del Solar przypomniał, że Chile w tym czasie miało bardzo dobre stosunki handlowe z Niemcami, które w momencie wybuchu wojny były drugim po USA rynkiem zbytu dla Chile. "Mogę sobie wyobrazić, że był to jeden z czynników, dlaczego Chile tak późno zerwało stosunki z Niemcami, jako przedostatnie państwo w Ameryce Łacińskiej" - mówił historyk. "Rivera raportował swojemu MSZ, że Rumunia coraz bardziej zbliża się do polityki nazistowskiej, niemieckiej. Chilijski dyplomata zaczął chronić obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, jego żona była żydówką rumuńską" - opowiadał.

Del Solar tłumaczył, że z powodu wielkiego kryzysu gospodarczego, który dotknął Chile w 1929 r., ówczesny rząd wymagał, aby imigranci mieli kapitał i zajmowali się rolnictwem. Ta polityka obowiązywała także podczas drugiej wojny światowej. Rivera postanowił założyć spółkę handlową. Pod przykrywką jej działalności ułatwiał polskim obywatelom wyjazd do Chile.

Chilijskie MSZ rozważało decyzję, aby nie udzielać wiz Żydom w myśl polityki zagranicznej, która zbliżała się wówczas do linii III Rzeszy. Rivera poinformował swoich przełożonych, że w Rumunii przebywają m.in. polski minister spraw zagranicznych Józef Beck, profesorowie Uniwersytetu Krakowskiego oraz szereg innych wybitnych obywateli Polski. Tymczasem Niemcy przestali tolerować fakt, że polscy żołnierze przebywali w sojuszniczej Rumunii. Według nich, skoro Polski już nie było na mapie nie przysługiwał im status jeńców wojennych, nie stosowano wobec nich przepisów konwencji genewskiej. W tej sytuacji władze Chile zgodziły się na przetransportowanie grupy polskich żołnierzy do ich kraju.

Ówczesne prawo międzynarodowe stanowiło, że dyplomaci nie mogą zakładać spółek handlowych w kraju, w którym pracują. Niemcy, którzy zorientowali się w działalności Rivery zainicjowali w prasie latynoamerykańskiej kampanię przeciwko niemu, oskarżając Riverę o nielegalny handel wizami. Rivera musiał uciekać z Rumunii. Zastąpił go tam inny chilijski dyplomata, Samuel del Campo, który postanowił kontynuować działania poprzednika. Zorientował się, że większość Polaków pochodzenia żydowskiego, wcześniej zgromadzonych w getcie w Czerniowcach, transportowana była do Naddniestrza - zaanektowanej przez Rumunię prowincji mołdawskiej.

"Del Campo jako pierwszy, w swojej korespondencji dyplomatycznej do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Chile przesyłał raporty dotyczące getta w Czerniowcach i brutalnych transportów jego mieszkańców w kierunku Naddniestrza. Rząd Rumuński starał się maskować te działania" - powiedział del Solar. Jak mówił, del Campo żałował, że nie może pomóc Rumunom pochodzenia żydowskiego, ale nie miał takiej możliwości. Natomiast starał się ochronić i pomagać obywatelom polskim pochodzenia żydowskiego. Samuel del Campo wydawał wizy i paszporty chilijskie Polakom pochodzenia żydowskiego umożliwiając im emigrację do Chile. Dzięki temu policja rumuńska i gestapo nie deportowali tych osób do Naddniestrza. W dokumentacji dyplomatycznej zachowała się lista 1200 osób, które zostały w ten sposób uratowane. Przez tę działalność Del Campo popadł w niełaskę rządu Rumunii. Prezydent Ion Antonescu uznał, że del Campo naraża stosunki Rumunii i Trzeciej Rzeszy i nakazał mu zakończyć tę działalność.

Del Campo bronił również budynku ambasady polskiej. Zdając sobie sprawę, że władze niemieckie i rumuńskie chcą odebrać Polakom należący do polskiego rządu budynek, postanowił tam zamieszkać. W ten sposób nad Ambasadą Polską w Bukareszcie przez wiele miesięcy powiewała flaga chilijska. Del Campo chronił w ten sposób zarówno ambasadę jak i polskich obywateli. Szlachetne postępowanie del Campo spowodowało jednak załamanie się jego kariery dyplomatycznej. Został zwolniony ze służby i już nigdy nie wrócił do Chile, resztę życia spędził w Paryżu. Del Campo został odznaczony tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Ambasador RP w Szwajcarii, Jakub Kumoch, przypomniał o polskich dyplomatach, którzy podczas II wojny światowej, aby ratować Żydów, fałszowali paszporty państw Ameryki Łacińskiej: Hondurasu, Paragwaju, Peru i Haiti. Robiło to czterech polskich dyplomatów: ambasador Aleksander Ładoś, konsul Konstanty Rokicki, szef wydziału politycznego Stefan Ryniewicz, oraz attache, specjalista od spraw żydowskich dr Juliusz Kuehl. Pomagali im także przedstawiciele organizacji żydowskich, którzy dostarczali zdjęć i danych paszportowych. Szacuje się, że ocalili w ten sposób co najmniej 800 osób. Polska ambasada w Szwajcarii i Lichtensteinie ocenia, że około 800 posiadaczy paszportów przeżyło Holocaust, a część żyje do dziś.