Sułtan – tak zgryźliwie określają prezydenta Turcy. Piętnaście lat u władzy zazwyczaj odbiera politykom resztki świeżości, a wyborcę zwyczajnie męczy. Nie nad Bosforem. Recep Tayyip Erdoğan po ubiegłotygodniowym głosowaniu będzie rządził do 2023 r., przy okazji wyborcy przyznali mu uprawnienia, jakich nie miał żaden poprzednik od czasów Atatűrka. Reportaże Thomasa Orchowskiego to przynajmniej częściowa odpowiedź na pytanie, jak to było możliwe.
Thomas Orchowski, „Rzeź na Tarlabaşi. Opowieść o nowej Turcji”, Agora 2018 / Media
Jeszcze niecałe dwa lata temu Erdoğan był zwierzyną. „Na lotnisku Atatűrka w Stambule ląduje samolot prezydencki. Wita go tłum zwolenników. Wylądować udaje się dzięki sprytowi pilotów. Początkowo Gulfstream IV krąży niedaleko Stambułu z resztą oczekujących samolotów. Puczystom udaje się go namierzyć, ale wtedy prezydenccy piloci zmieniają status lotu na cywilny. Dzięki temu samolot znika z radarów F-16s przewrotowców. Wojskowi nie chcą ryzykować, że zestrzelą maszynę pełną turystów, więc gdy tylko siły lojalne wobec prezydenta odbijają lotnisko Atatűrka, Gulfstream IV ląduje bezpiecznie” – pisze Orchowski.
okładka magazyn 29 czerwca / Agencja Gazeta
„Rzeź na Tarlabaşi. Opowieść o nowej Turcji” zaczyna się retrospekcją z piątego w dziejach Turcji – i pierwszego nieudanego – puczu wojskowego, kiedy to przeciwnicy Erdoğana podjęli próbę odsunięcia go od władzy. Przewrót z 2016 r. stał się punktem wyjścia do ostatecznej konsolidacji władzy w rękach Sułtana. Ale prowadziła do niego długa droga, bo historia nowej Turcji nie zaczęła się wraz z dojściem do władzy Partii Sprawiedliwości i Rozwoju w 2002 r.
„Historia Turcji w pigułce” – tak piszą niektórzy recenzenci o tej książce. To raczej mozaika, bo z dziejów kraju Orchowski wybiera raczej te elementy, które dziś przebijają spod współczesności, i poświęca im raczej rozbudowany do kilkudziesięciu stron esej, zawierający wspomnienia o multietnicznym kotle, jakim przez kilka stuleci był Stambuł, relacje podróżników i wspomnienia o Polakach, którzy w burzliwych czasach rozbiorów znajdowali nad Bosforem schronienie. Drugim ważnym elementem historycznej retrospekcji jest wspomnienie rozpadu wielonarodowego imperium – którego apogeum były rzezie Ormian, zagłada Czerkiesów i wypędzenie Żydów oraz Greków. W częściach reporterskich opowiada z kolei o środowisku stambulskich transseksualistów i mniejszości seksualnych, o tureckich migrantach do Europy, pozycji kobiet czy walce Kurdów o autonomię polityczną i kulturową.
To, co najistotniejsze z punktu widzenia ostatnich wydarzeń, odnajdujemy w połowie książki. „Od wielu lat koegzystują ze sobą dwie grupy Turków – Białych i Czarnych” – pisze Orchowski. „Pierwsi, wywodzący się z wyższych sfer, kształtowali życie publiczne. Adwokaci, dziennikarze, lekarze tworzyli kraj takim, jakim chcieliby go widzieć Europejczycy. Stało za nimi wojsko, strażnik tureckiej laickości, laiklik, która tym się różniła od francuskiego odpowiednika, że była odgórnie narzucana przez oświecone elity. Stała też za nimi władza sądownicza, na którą składali się apologeci kemalistycznego systemu. Równolegle obok nich funkcjonowała milcząca większość zepchnięta na margines. Konserwatywni Czarni z prowincji nie mieli dostępu m.in. do wysokich stanowisk państwowych. Spaleni słońcem Anatolii byli tylko tłem dla rządzących kemalistów”.
Rządy AKP odwróciły te role. Biali znaleźli się w defensywie, a Erdoğan stanął na straży interesów Czarnych. To ich styl życia, ich przedsiębiorstwa, ich wizja religijności i stosunków społecznych stały się dominujące nad Bosforem i na wschód od niego. Orchowski stara się rozglądać po obu stronach tej wewnątrztureckiej barykady, w przeciwieństwie do wielu innych reporterów, próbując też rozmawiać z Czarnymi i ich rozumieć, a nie wyłącznie – zepchnięte dziś na margines – białe elity. Pokazuje zderzenia Sułtana z Białymi, jak rozpędzenie protestów w sprawie wycinki drzew w stambulskim parku Gezi, ustawiczne aresztowania dziennikarzy, działaczy kurdyjskich i – stojących rzekomo za próbą puczu w 2016 r. – członków ruchu Gűlena. I wreszcie – rozejście się dróg Turcji i Unii Europejskiej, które otworzyło Erdoğanowi drogę do zbywania unijnych reprymend wzruszeniem ramion.
„Rzeź na Tarlabaşi” to mozaika, może czasami zbyt luźna, by zostawić w pamięci czytelnika jednolity obraz zachodzących w Turcji przemian. Jednocześnie to praca, która pokazuje najważniejsze zakamarki tureckiej psyche i kluczowe impulsy, jakie popychają kraj w ramiona Erdoğana. Pytanie tylko, gdzie Sułtan zaprowadzi Nową Turcję – ale tego nie wie nie tylko autor „Rzezi...”, lecz właściwie żaden ekspert, który próbuje zgłębiać tajemnice życia i polityki nad Bosforem.
Thomas Orchowski, „Rzeź na Tarlabaşi. Opowieść o nowej Turcji”, Agora 2018