"Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś teraz męczył się nad przemówieniem..." - pisała Szymborska do Herberta po otrzymaniu Nagrody Nobla. Dotąd niepublikowana korespondencja poetów, który przyjaźnili się przez 30 lat, ukaże się w kwietniu.

Wisława Szymborska i Zbigniew Herbert lokowani są na przeciwległych biegunach ideologicznych: jej przypisuje się lewicowe sympatie, on uważany jest za konserwatystę i prawicowca. Po przyznaniu Szymborskiej w 1996 r. literackiego Nobla, spekulowano, że bardziej na tę nagrodę zasługiwał Herbert, przypisywano mu też zazdrość o to wyróżnienie. Tymczasem poeci bardzo się lubili i cenili, przyjaźnili się przez ponad 30 lat, wymienili dziesiątki listów, które w kwietniu zostaną opublikowane pod tytułem "Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie".

Korespondencja Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta, nie tylko wybitnych poetów, ale też mistrzów epistolografii, zaczyna się 24 listopada 1955 r. od oficjalnego listu Szymborskiej, wówczas redaktorki działu poezji krakowskiego tygodnika "Życie Literackie", zapraszającego Herberta do udziału w zbiorowej prezentacji poetów, których debiuty książkowe miały się niebawem ukazać na fali przedpaździernikowej odwilży.

Odpowiedź Herberta na ten list (podobnie zresztą jak i na cztery następne) nie zachowała się, ale dwa wiersze: "Trzy studia na temat realizmu" oraz "Stołek" ukazały się 18 grudnia, obok wierszy Mirona Białoszewskiego, Stanisława Czycza, Jerzego Harasymowicza i Bohdana Drozdowskiego, w słynnej "Prapremierze pięciu poetów", która ukazała się 51 numerze "Życia Literackiego".

Chociaż nie znamy odpowiedzi autora "Struny światła" na pierwsze listy Szymborskiej, z jej kolejnych czterech listów i pierwszego zachowanego listu Herberta (z 21 lutego 1958 roku) widać, jak oficjalna początkowo znajomość przerodziła się w bardzo serdeczną przyjaźń, więcej, we wzajemną fascynację obojga poetów, która miała przetrwać przez kilkadziesiąt lat. Andrzej Franaszek w biografii Zbigniewa Herberta nazywa to, co działo się pomiędzy poetami "przyjaźnią, flirtem, romansem, a może tylko pełnym żartów koleżeństwem".

Oboje byli mistrzami pisania listów, oboje lubili swoje listy ilustrować, mieli też podobne poczucie humoru. Szymborskiej bardzo spodobał się pomysł powołania do życia w tej korespondencji fikcyjnej postaci poety z Bydgoszczy, Apolla Frąckowiaka, który potrafi robić błędy ortograficzne nawet we własnym nazwisku i jest autorem 2 tys. sonetów. W czerwcu 1956 roku, dopytując się o losy tłumaczonych przez Herberta wierszy Szymborska pisze: "Miły Panie Zbyszku, co słychać z naszymi Amerykanami? (...) Frąckowiak byłby już dawno wszystko przełożył, a Pan, o ileż gorszy poeta - lekceważy sobie!".

"Może już niedługo umrę, ale pamiętaj, że Cię kochałem zmysłowo, choć bezinteresownie. Całuję Twe kolana, łokcie i inne wypukłości" - zapewnia Herbert w sierpniu 1961 roku, rok później napisze: "Jezioro Łabędzie mych dzikich snów, Kolumno i Różo mej tęsknoty", ona zaś zapewnia: "Kocham Ciebie i Ojczyznę". Herbert pisał: "Wisełko, brak mi Ciebie, gdy świeci księżyc na niebie i jestem w wielkiej potrzebie", na co Szymborska odpowiedziała rymowaną balladą zaczynając się od frazy: "Kochany Zbyszku! moje Ty srebro i złoto!/ do Pragi tobym poszła za Tobą nawet piechotą/ boso i w parcianej koszuli na grzbiecie/ żeby Cię widzieć jak sobie jedziesz rozparty w karecie". Dwa lata później autor "Pana Cogito" napisze: "Tak się głupio chowamy za ironią/ ale dla Ciebie mam ciepłe i bezradne/ uczucie".

Korespondencję zamyka telegram Zbigniewa Herberta z 6 października 1996 roku, w którym gratuluje Szymborskiej Nagrody Nobla. Wisława odpowiada: "Zbyszku, Wielki Poeto! Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś teraz męczył się nad przemówieniem...".

Książka "Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie" ukaże się 18 kwietnia nakładem wydawnictwa a5.