WYWIAD | Nie jestem karierowiczem, wybieram projekty, które pozwalają mi być kreatywnym. Wspaniały nauczyciel aktorstwa, Sandy Meisner, powiedział kiedyś, że trzeba pracować co najmniej dwadzieścia lat, zanim w ogóle można nazwać siebie aktorem! – mówi Jeff Goldblum, który w filmie „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” wraca do roli naukowca Davida Levinsona
Media / Claudette Barius

Trwa ładowanie wpisu

Fascynujesz się kosmosem?
Ekscytują mnie naukowcy – ich praca i wiedza. Ale jeśli pytasz o to, czy chciałbym polecieć w kosmos... (chwila zawahania i przeciągłe, ale niepozostawiające wątpliwości) Nieee. Za bardzo lubię ludzi. Nie zniósłbym izolacji!
Jako David Levinson walczysz więc o ład i porządek na Ziemi. Od premiery kultowego „Dnia Niepodległości” w 1996 roku mijają dwie dekady, a ty znów wcielasz się w rolę naukowca i szukasz haka na kosmitów. Jak twój bohater zmienił się przez te lata?
Przed dwudziestu laty David się nie doceniał i myślę, że trochę lekceważył swoje możliwości. Choć zawsze myślał niestandardowo, wątpił w swoją siłę przebicia i nie miał wygórowanych ambicji co do własnej przyszłości. Mimo uniwersyteckiego wykształcenia pracował przecież jako technik. Dziś David Levinson jest tymczasem szefem rządowego programu Obrony Przestrzeni Okołoziemskiej [The Earth Space Defense Program (ESD)] i musi się zatroszczyć o bezpieczeństwo świata! Ciekawe rzeczy wydarzyły się też w jego życiu osobistym. Nie jest już wynalazcą z przypadku, ale dojrzałym mężczyzną, który bierze na siebie odpowiedzialność za losy ludzkości. W 1996 roku zginęło trzy biliony ludzi. W 2016 to się nie może powtórzyć. Tamta tragedia wpłynęła zresztą na wszystkich bohaterów, każdy się zmienił.
Na planie też pracowało się inaczej?
Efekty specjalne pozwalają dziś na więcej niż dawniej. Było ich teraz zresztą trzy razy tyle, co w 1996 roku! A praca z nimi mocno pobudza fantazję. Nie siedzisz we wraku razem z kaskaderami, ale w wygodnym fotelu na tle green screena. Nic oprócz twojego własnego umysłu (i reżysera) nie wpływa na wykreowanie wrażeń i emocji. Ale poza tym „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” jest w prostej linii kontynuacją historii zainicjowanej przed laty. Podteksty i konteksty społeczno-kulturowe też są podobne.
Czyli jakie?
Film opowiada o ludziach pochodzących z różnych grup, społeczności i kręgów kulturowych, którzy się jednoczą w imię walki ze wspólnym wrogiem.
Nietrudno o chęć na takie zjednoczenie, kiedy walka ma się toczyć pod sztandarami kogoś takiego jak Roland Emmerich!
Uwielbiam pracować z Rolandem, to kapitalny reżyser! Jest dziś bardziej pewny siebie i tego, co robi, niż dawniej. Dojrzał, jak my wszyscy. Ale poza tym się nie zmienił – jest zabawny i pełen pasji, zawsze przychodzi na plan przygotowany i zaraża energią. Cieszę się też, że znów mogłem się spotkać na planie z Billem Pullmanem (filmowym prezydentem Thomasem J. Whitmanem – red.) oraz Juddem Hirschem (Juliusem Levinsonem, ojcem bohatera granego przez Goldbluma – red.) i po raz pierwszy z absolutnie cudowną Charlotte Gainsbourg (w roli dr Catherine Marceaux – red.)!
Jak Charlotte Gainsbourg poradziła sobie na planie „Dnia Niepodległości: Odrodzenia”? Zwykle nie pojawia się w blockbusterach, przywykliśmy oglądać ją w artystycznych, europejskich produkcjach.
Wiem! Jestem jej fanem. Widziałem i uwielbiam „Nimfomankę” i „Antychrysta” Larsa von Triera. Uważam też, że Charlotte jest znakomitą aktorką, dlatego zupełnie mnie nie dziwi, że na planie filmu science fiction świetnie sobie poradziła! Ma w sobie niebywały urok, jest bardzo inteligentna i zaciekawiona wszystkim, co dzieje się wokół niej; na planie zachowywała się swobodnie i naturalnie. Sądzę, że nie ma gatunków ani konwencji, które stanowiłyby dla niej problem.
A jak radził sobie Liam Hemsworth, który zagrał młodego, zbuntowanego pilota Jake’a Morrisona? Kiedy „Dzień Niepodległości” miał premierę w 1996 roku, Liam był sześciolatkiem.
Mnóstwo się od niego nauczyłem!
Od młodszego i mniej doświadczonego aktora?
Absolutnie! Podziwiam instynkt Liama i szanuję to, że Hemsworth potrafi ufać temu, co podpowiada mu intuicja. Podoba mi się też jego uczciwość wobec samego siebie. Sądzę, że korzysta trochę z osobistych doświadczeń, kiedy kreuje swojego bohatera, i dlatego jest tak przekonujący. Kocham film „Wspaniali bracia Baker” Steve’a Klovesa, w którym tytułowych braci grają Jeff Bridges i Beau Bridges! Pomijając to, jak wspaniała jest w nim Michelle Pfeiffer, fascynuje mnie poczucie, że bracia Bridges korzystali z własnych doświadczeń, kreując braci Baker, i tym samym opowiadali poniekąd o sobie samych. Lubię takie rozmywanie granic.
Twój syn, Charlie Ocean, urodził się w Dniu Niepodległości, 4 lipca 2015 roku. To dopiero zacieranie granic między fikcyjnymi a rzeczywistymi przewrotami w życiu!
Czyż to nie wspaniałe?! Może Charlie zostanie astronautą!
A ty? Kim jeszcze zamierzasz zostać? W 2017 roku na ekrany kin wejdzie kolejny blockbuster z tobą w jednej z głównych ról – „Thor: Ragnarok”.
Nie jestem karierowiczem, wybieram projekty, które pozwalają mi być kreatywnym. Wspaniały nauczyciel aktorstwa Sandy Meisner powiedział kiedyś, że trzeba pracować co najmniej dwadzieścia lat, zanim w ogóle można nazwać siebie aktorem! Zależy mi na tym, żeby ciągle się rozwijać. I czuję, że jestem na właściwej dla siebie drodze. Trzeba iść do przodu, ćwiczyć – jak ćwiczy się grę na pianinie. Uwielbiam grać! Kiedy jestem w Los Angeles, co środę z kilkoma muzykami gramy jazz w knajpie o nazwie Rockwell. Nie jest, co prawda, łatwo o regularność, kiedy jest się ciągle w podróży, ale dziś rano grałem już na pianinie w hotelowym lobby. I było wspaniale! Każdy kolejny raz jest lepszy od poprzedniego, cokolwiek robisz, mówię ci!
Dzień Niepodległości: Odrodzenie | USA 2016 | reżyseria: Roland Emmerich | dystrybucja: Imperial-Cinepix | czas: 120 min | w kinach od 24 czerwca