Czy literatura i filozofia są sobie potrzebne? Odpowiedzi między innymi na to pytanie szuka w swojej nowej książce „Cienie pod czerwoną skałą” Agata Bielik-Robson
Dziennik Gazeta Prawna
Zbiór esejów „Cienie pod czerwoną skałą” Agata Bielik-Robson nazywa poszukiwaniem „kryptoteologii” literatury. Czyżby filozofkę interesowały motywy religijne w dziełach literackich? Poniekąd, choć przecież w obrębie jej badań znajduje się literatura świecka, zaś Bielik-Robson na warsztat bierze utwory m.in. J.M. Coetzeego, Samuela Becketta, Györgyego Spiro, Brunona Schulza, Paula Celana, Saula Bellowa czy Philipa Rotha. Ideę swojego zamysłu badaczka wyjaśnia we wstępie: „Jak powiedział Paul Celan, jeden z moich najważniejszych przewodników po literackich kryptoteologiach, wiersz ma swojego boga ukrytego – co bynajmniej nie oznacza, że z tego powodu należałoby zostawić go w świętym, nienaruszalnym spokoju. Przeciwnie, deus absconditus literatury to tajemnicza obecność, która domaga się odszyfrowania. To cząstka świętości, która zawędrowała do świeckiego języka i pragnie poddać się jeszcze dalszej profanacji. Pragnie użycia tu i teraz, w warunkach tego, a nie innego życia, domaga się wprost testu w świecie aktualności”.
Ukryty bóg literatury ma być więc bogiem dyskretnym, nieemanującym oślepiającym blaskiem. Ma być bliski życiu i sferze profanum, objawiać się jedynie w chwilowych przebłyskach. Eseje Bielik-Robson są w czytaniu trudne. Wymagają od czytelnika nie tylko literackiego, ale przede wszystkim filozoficznego wyrobienia. Zdajemy sobie sprawę, że ich lektura jest – i powinna być – długa i cierpliwa, wymagająca nierzadkich powrotów. Ale ścieżki, którymi prowadzi czytelnika autorka, proponując własne odczytanie znanych dzieł literatury, wiodą w rejony tak niespodziewane, a zarazem ufundowane na tak solidnych filozoficznie fundamentach, że gra jest warta świeczki. W nagrodę przeżywamy wielką intelektualną przygodę.
Czy literatura i filozofia są sobie potrzebne? Bywają, choć równie dobrze mogą pozostać samowystarczalne. Na zarzut instrumentalnego traktowania literatury filozofka odpowiada: „Potrzebuję literatury: jest mi ona niezbędna do życia tak samo, jak inne rzeczy obdarzone oczywistą wartością użytkową. Używam literatury powodowana witalną ciekawością, a ta nie ma w sobie nic ze wzniosłej kontemplacji”. Bielik-Robson podkreśla jednak, że w utworach literackich szuka nie tyle przykładów, ile „wcieleń” głównych idei świata późnonowoczesnego.
Gdzie więc kryje się ów zamaskowany, nieoczywisty i migotliwy bóg? W znakomitym eseju poświęconym prozie Brunona Schulza Agata Bielik-Robson ucieka przed interpretacją psychoanalityczną, podejmując, uważaną przez niektórych za kontrowersyjną, próbę odczytania opowiadań drohobyczanina według klucza kabały. W ten sposób udowadnia, że to, co sakralne, znajduje się u Schulza nie w centrum, lecz na marginesach. Pierwiastek boski zaledwie pulsuje w przestrzeniach wykluczonych jak śmietniska czy zapuszczone ogrody. To boskość kaleka i niedoskonała, lecz w zamian witalna i nieokiełznana, niedająca zamknąć się w kostycznych formach. Metafora kierowania się poza centrum, szukania gdzieś na marginesach, pod podszewką rzeczywistości wydaje się adekwatna w wielu esejach autorki „Cieni pod czerwoną skałą”. W innym tekście Bielik-Robson zastanawia się, czy prawda jest możliwa do zniesienia w stanie czystym – bez literackich upiększeń i błyskotek, które odwracają uwagę od sedna. A może właśnie należy ją podawać jedynie w małych znieczulających dawkach? Może sztuka jest w stanie jedynie dźwignąć jej cząstkę, nie uzurpując sobie praw do poniesienia całości? To, jaką przyjąć postawę wobec niemożności przyjęcia prawdy, staje się zresztą kluczowym pytaniem w wielu tekstach i powracającym w różnych wariantach. Lektura każdego ze szkiców Bielik-Robson wymaga wysiłku, ale ten wysiłek za każdym razem się opłaca.
Cienie pod czerwoną skałą | Agata Bielik-Robson | słowo/obraz terytoria