„Carol” to pulsująca podskórnymi emocjami opowieść o miłosnej obsesji
Dziennik Gazeta Prawna

Trwa ładowanie wpisu

Todd Haynes kręci wciąż ten sam film. W jego szaleństwie jest metoda. Realizując melodramaty skupiające się na aktorstwie i kostiumie z epoki, nawiązujące wprost do kina hollywoodzkiego z lat 50., zwłaszcza zaś do filmów Douglasa Sirka, mimochodem stworzył coś w rodzaju własnego gatunku filmowego. Współczesne kino retro.
Podobnie jest w przypadku „Carol”. Ta opowieść o miłosnej obsesji dwójki kobiet w zakazanym czasie pulsuje podskórnymi namiętnościami. Nienaganne, idealnie dopasowane kostiumy kontra poluzowane, rozprężone emocje. Świat dookolny sfotografowany przez nieocenionego Edwarda Lachmana jawi się niczym pocztówka z technikoloru wysłana do współczesności.
Haynes sięgnął po „Cenę soli”, jedną z najlepszych powieści autorstwa mistrzyni kryminałów Patricii Highsmith. W prozie autorki „Znajomych z pociągu” odnalazł idealny materiał dramaturgiczny dla swojego kina. To znowu historia emancypantek, ale pokazana z innej niż dotychczas perspektywy. Tytułowa Carol Aird grana przez Cate Blanchett na pewno nie jest pierwszą naiwną, na której rzeczywistość wymusza daninę z odwagi. Odważna była już wcześniej. Dla nikogo, również dla świetnie sytuowanego męża i konserwatywnych teściów, nie jest tajemnicą, że woli kobiety. Z rozproszonych zdarzeń dowiadujemy się, że jest w trakcie rozwodu, jakiś czas temu zakończyła romans z przyjaciółką z dzieciństwa. Poznanie Therese (Rooney Mara), dziewczyny dosyć powierzchownej i nieśmiałej, marzącej o karierze fotografa, ale na razie dorabiającej w wielkim magazynie zabawkarskim, dla Carol było jak uderzenie gromem. Początkiem serii nieszczęśliwych wydarzeń, które w istocie przynieść mogą wszystkim odrobinę szczęścia.
Żeby idealnie skomponować charaktery postaci, Haynes dobrze wiedział, że nie wolno mu się pomylić w doborze aktorek. Obsadził „Carol” idealnie. Cate Blanchett i Rooney Mara wydają się stworzone do tego typu nieokreślonych, ambiwalentnych ról. Ich namiętność wygląda naturalnie również dlatego, że mamy do czynienia z aktorstwem w pełni świadomym, które unika szarży. Blanchett gra klasyczną femme fatale. Kobieta idealna, perfekcyjnie skomponowana, ubrana od stóp do głów, a nawet więcej. Chciałaby schrupać kolejną ofiarę. Ofiara zaś, czyli szara myszka, sprzedawczyni Therese, widzi jednak szerzej, potrafi też wyglądać lepiej niż przebrana w kostium dziewczynki z zapałkami w wełnianej czapce z pomponem. Robi zdjęcia, a na jej fotografiach świat wygląda perwersyjnie – jest szalony, pożądliwy, nieoczywisty. Tak wygląda wnętrze bohaterki?
Proszę zwrócić uwagę, z jaką maestrią Todd Haynes komponuje sceny erotyczne. Sirk byłby zachwycony i przerażony zarazem. Atłasowa haleczka opada, rajstopy bezwładnie leżą na podłodze, dłoń z pierścionkiem, spierzchnięte usta bez karminowej szminki. Szczegół, czyli wszystko. Szczegół jest sexy.
Carol | Wielka Brytania, USA 2015 | reżyseria: Todd Haynes | dystrybucja: Gutek Film | czas: 118 min | w kinach od 4 marca