W pięć lat zniknęło z mapy Polski 700 księgarń. Nie wytrzymują konkurencji z sieciami księgarskimi i dyskontami
Polska to nie kraj dla księgarzy / Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Jakub Bułat, właściciel słynnej księgarni kawiarni na Powiślu działającej tu od 10 lat. Jerzy Okuniewski, szef Książnicy Polskiej, który ma w domu 10 tys. książek. Tomasz Brzozowski, założyciel Czułego Barbarzyńcy, który pojawił się jako jedna z pierwszych księgarniokawiarni. Wiceprezes Fundacji im. Karpowicza, a także kierownik wrocławskiej księgarni Tajne Komplety Grzegorz Czekański. Księgarzy z powołania jest coraz mniej. Aby było ich więcej, powstała Polska Akademia Księgarstwa w Instytucie Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych UW.
– Sytuacja na rynku książki i księgarń jest trudna. Tradycyjnych punktów sprzedaży jest coraz mniej, bo nie wytrzymują konkurencji z sieciami i marketami – tłumaczy nam Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki. Rzeczywiście jak wynika z danych wywiadowni gospodarczej Bisnode Polska, z 2,5 tys. księgarni, które jeszcze pięć lat temu funkcjonowały w Polsce, na początku 2015 r. pozostało ich już tylko 1,8 tys. Szacuje się, że w tym roku zniknie kolejne 100–120. Rodzinne, indywidualne księgarnie nie dają rady konkurować z wielkimi graczami, takimi jak Empik czy Matras, którzy przyciągają klientów wysokimi rabatami na książki, przeceniane często już w dniu premiery.
Upadają głównie księgarnie w mniejszych miastach, szczególnie takie, które swoje budżety ratowały sprzedawaniem podręczników. Odkąd weszła w życie reforma wprowadzająca rządowe podręczniki do nauczania podstawowego, księgarniom znacznie spadły obroty.
Drugim problemem jest dla nich ostra konkurencja cenowa ze strony sieci, a także marketów i dyskontów. – Postanowiliśmy więc pokazać, że księgarnie mają jeszcze inny atut, którym mogą walczyć o rynek: kadry. Stąd pomysł, by przywrócić prestiż zawodowi księgarza. Pokazać, że to nie są zwykli sprzedawcy, tylko ludzie, którzy naprawdę znają się na rynku książki, potrafią się swobodnie na nim poruszać i doradzać klientom – dodaje Gauden.
Akademia Księgarstwa to studia podyplomowe (dla osób z wyższym wykształceniem) lub kurs zawodowy. Program opracował Uniwersytet Warszawski, a zajęcia ruszają w listopadzie. Wykładowcami są uczestnicy i analitycy rynku książki, a także doświadczeni księgarze znający omawiane zagadnienia z praktyki zawodowej.
Całe koszty nauki, ale także dojazdów refundują słuchaczom Instytut Książki i Polska Izba Książki. Na pierwszą edycję zgłosiło się ponad 30 osób, a miejsc przewidziano 30. Chętni rekrutują się od prezesa jednej z izb księgarskich po wciąż jeszcze studentów, dopiero myślących o własnej księgarni.
– Bo to wcale nie musi być umierający zawód – zapewnia ekspert rynku książki Piotr Dobrołęcki. – Do warszawskiej księgarni otwieranej przez Wydawnictwo Dwie Siostry, gdy ogłoszono nabór na księgarza, zgłosiło się kilkadziesiąt osób, z czego część prezentowała naprawdę wysoki poziom znajomości tematu. A było tylu chętnych do pracy, bo wiedziano, że to naprawdę ciekawe miejsce, z klientami chętnymi do kupowania dobrych książek dla dzieci – dodaje ekspert i tłumaczy, że bycie księgarzem to coś zupełnie innego niż bycie sprzedawcą np. w Empiku. – Tam co najwyżej można się spotkać z odpowiedzią: sprawdzę w systemie, a wiedza kończy się na tym, co sklep ma na magazynie – dodaje Dobrołęcki.
– Chcielibyśmy, by powstał u nas ruch księgarski podobny do tego w Niemczech. Tam księgarz jest świadom swojego zawodu i jego znaczenia, potrafi dzięki temu choćby negocjować lepsze warunki wynajmu lokali na księgarnie – tłumaczy Gauden. Dodaje, że liczy na to, że i w Polsce, dzięki akademii, księgarze po studiach będą umieli lepiej rozmawiać z samorządami w celu wywalczenia optymalnych warunków najmu lokali pod sprzedaż książek.
Na razie jednak, jak podaje Biblioteka Analiz, rola indywidualnych księgarni bardzo słabnie. Jeszcze w 1998 r. sprzedawano w nich 42 proc. wszystkich książek, w 2013 r. już tylko 12 proc. ©?