Teksty z książki „To, co wiem na pewno” przypominają poradnik pozytywnego myślenia. Ale trudno nie korzystać z porad, których udziela kobieta o nieograniczonej władzy w mediach
Dziennik Gazeta Prawna
I to wszystko? Naprawdę tyle? Słabiutko, jak na najbardziej wpływową kobietę w USA. Kitty Kelley, autorka głośnej nieautoryzowanej biografii pierwszej damy amerykańskiej telewizji, wygłosiła złośliwą opinię, że Oprah Winfrey nigdy nie umiała pisać i nie nauczyła się do tej pory. Ma sporo racji. W tekstach publikowanych przez 14 lat na łamach „O, The Oprah Magazine”, a zebranych w zbiorze „To, co wiem na pewno”, ginie gdzieś postać charyzmatycznej i pełnej temperamentu kobiety, którą znamy z ekranu. Oprah w roli felietonistki zmienia się w nieznośną kaznodziejkę. Aspiruje do roli przewodniczki duchowej, lecz serwuje garść tanich banałów, powtarzanych w nieskończoność w tej samej formie.
Jednak ludzie chcą jej banałów. Chcą, by mówiła im, jak żyć. Jedno słowo Winfrey potrafi mieć niezwykłą siłę sprawczą. Gdy w USA ogłoszono wyniki wyborów prezydenckich w 2008 roku, gazety pisały, że Barack Obama powinien podziękować Oprah Winfrey. Wystarczyło, by prezenterka wspomniała publicznie, że ówczesny senator z Illinois byłby doskonałym kandydatem na prezydenta. Jego kariera z miejsca nabrała niespodziewanego rozpędu. Oprah wie, jak posługiwać się słowami.
Pomysł na tytuł stałej kolumny miał mieć, jak wszystko w oficjalnej biografii Winfrey, swój mityczny początek. Otóż w 1998 roku w telewizyjnej rozmowie na żywo nieżyjący już krytyk filmowy Gene Siskel poprosił prezenterkę: „Powiedz... Co wiesz na pewno?”. Ta z początku wpadła w zakłopotanie, ale jakiś czas później postanowiła dokonać rachunku sumienia. Czy istnieje coś, co można wiedzieć na pewno? Na pytanie godne filozoficznej dysputy Oprah odpowiada z niefrasobliwym optymizmem. „Właśnie wtedy, gdy jestem gotowa wywiesić białą flagę i krzyczeć: »Jasna sprawa! To już koniec! Nie wiem nic!«, nagle – podczas spaceru z psem, picia herbaty lub kąpieli w wannie – nie wiadomo skąd pojawia się kryształowo jasny przebłysk, który wydobywa z mojej głowy, serca i trzewi to, co wiem bez cienia wątpliwości” – pisze.
W narracji Winfrey pełno jest owych mistycznych przebłysków, tajemnych znaków zsyłanych, gdy już nadziei brak, egzaltowanych zapewnień, że należy celebrować życie, pokochać siebie i robić to, na co ma się ochotę. Trudno jednak całkowicie to wydrwić, wiedząc, że tłumy Amerykanów i Amerykanek czytają jej książkę jak biblię. Wszystko, co mówi się o Oprah, zaczyna się od magicznego „naj”: największa gwiazda świata, jedna z najbardziej wpływowych postaci XX wieku, najbardziej wpływowa czarnoskóra kobieta swojego pokolenia, najbardziej rozpoznawalna osobowość medialna po Supermanie i Elvisie Presleyu. Jeśli ktoś może sobie pozwolić na pouczanie innych, to właśnie ona.
Może najważniejsze w tym wszystkim okazuje się to, że Winfrey nadal z powodzeniem sprzedaje narrację o sobie, którą kreuje od lat. Prowadziła programy o gwałtach i przemocy wobec kobiet, nie ukrywając, że sama była ofiarą molestowania, a to doprowadziło u niej do zaburzeń seksualności, gdy była nastolatką. W ten sposób zdobywała zaufanie publiczności. Miała być taką samą osobą jak goście, których zapraszała do studia. Jako pierwsza czarnoskóra kobieta na świecie, która została miliarderką i stała się telewizyjną osobowością, jest symbolem walki z rasizmem i przekraczania społecznych barier. Na jej koncie mnożyły się zera, a ona z taką samą naturalnością rozmawiała ze zwykłymi ludźmi. Ważny w jej biografii był element amerykańskiego mitu od pucybuta do milionera.
Winfrey chętnie i przy każdej sposobności wraca do dzieciństwa spędzonego w ubóstwie w czasach segregacji rasowej; do matki, która jej nie chciała; do babci wtłaczającej wnuczce do głowy wersety biblijne z pomocą batów; do kolby kukurydzy, która służyła jej za lalkę; i pary karaluchów w słoiku zastępujących małej Oprah zwierzęta domowe. Gdy zaczynała pracę w rozgłośni radiowej w Nashville, umiała tylko głośno czytać Biblię i uwielbiała być w centrum zainteresowania. Okazało się, że to wystarczający kapitał, by wspiąć się na sam szczyt. Gdy w 1985 roku Steven Spielberg obsadził ją w „Kolorze purpury”, domagała się umieszczenia jej nazwiska na plakacie. Reżyser odmówił, a Oprah odparowała z przekonaniem, że niedługo będzie wielka. Dopięła swego. W tym roku otrzymała drugą w karierze nominację do Oscara – tym razem jako producentka filmu „Selma”.
Po tym, jak w 2011 roku Kelley opublikowała skandalizującą biografię legendarnej prezenterki, pytano, czy kariera Winfrey została złamana. Autorka przedstawiła Oprah jako zimną manipulatorkę, która do sukcesu parła po trupach, nie cofając się przed najperfidniejszym kłamstwem. Pisarka podważała wiarygodność opowieści o dojmującej biedzie w domu, kolbach kukurydzy, a nawet o molestowaniu. Ujawniła, że związek prezenterki z biznesmenem Stedmanem Grahamem jest efektowną fikcją, utrzymywaną na potrzeby mediów. Podobnie miało być z wieloma sprawami w życiu Winfrey.
Ale Oprah jest niezatapialna. To Kitty Kelley amerykańskie środowisko medialne skazało na ostracyzm, Winfrey zaś nadal mówi ludziom to, co chce o sobie mówić. Dowodem na to jest książka „To, co wiem na pewno”.
To, co wiem na pewno | Oprah Winfrey | przeł. Dorota Kulikiewicz | Galaktyka 2015