Czy zmarnowaliśmy ostatnie 25 lat? Odpowiedzi na to pytanie szukajcie w znakomitej „Dziecięcej chorobie liberalizmu” Rafała Wosia

Tę książkę można czytać na wiele sposobów – z pewnością inaczej przeczytają ją fachowcy, a inaczej laicy. Jako że zaliczam się raczej do laików, dla mnie „Dziecięca choroba liberalizmu” to przede wszystkim esej traktujący o radykalnym przełamaniu dominującej narracji, którą zwykliśmy się posługiwać przy opisywaniu ćwierćwiecza polskiej transformacji.

Gdyby ująć tę narrację w dużym uproszczeniu, wyglądałaby mniej więcej tak: w latach 80. ubiegłego wieku komunistyczna Polska była wycieńczona długami i socjalistyczną gospodarką niedoboru. Polityczny przełom 1989 roku stworzył jedyną, unikalną okazję, by przeciąć ten ropiejący wrzód – gwałtowne liberalne reformy były konieczne, a ich koszty społeczne, choć duże, to jednak możliwe do przełknięcia. Z jednej strony udało się uruchomić przedsiębiorczość Polaków, z drugiej wszakże trzeba było siłą wyrwać ludzi z marazmu i roszczeniowości, do której przyzwyczaiły ich cztery dekady PRL-u. Był to ruch w stronę nowoczesności: przyciągnął zagranicznych inwestorów, uelastycznił stosunki pracy, postawił na tych, których potencjał zwyczajnie się marnował, pozwolił na stworzenie klasy średniej, uwolnił Polaków od niebezpiecznych marzeń o państwie socjalnym, w zamian zaoferował im coś znacznie bardziej wartościowego: status obywateli Europy i świata. Zresztą i tak nie było innego wyjścia.

Otóż nieprawda, mówi Woś, była cała masa innych wyjść, a cała ta historia jest ideologicznym konstruktem i w zasadzie można ją potraktować jako objaw choroby psychicznej. Choroby wygodnej, elitarnej, trudnej do wyleczenia.

W ujęciu Wosia transformację można określić raczej jako skok na główkę do basenu, z którego spuszczono wodę. W pewnym sensie nas do tego zmuszono – Polska pod koniec lat 80. rzeczywiście była bankrutem na łasce wierzycieli. Ale nawet jeśli neoliberalizm funkcjonował wówczas jako modna ideologia, lekarstwo na wszystkie problemy i obietnica wiecznej prosperity, nie tłumaczy to do końca tego, jak łatwo pierwsze rządy III RP przyjęły tę kurację jako swoją własną filozofię władzy. Syndrom sztokholmski? A może kult cargo – neoficka wiara w kolorowe półki i stosy dolarów?

W naukach społecznych istnieje zgrabny termin „path dependence”, zależność od obranej drogi, tłumaczący, jak poprzednie decyzje wyznaczają warunki brzegowe dla decyzji następnych, nawet w sytuacji, gdy stosowne okoliczności zdążyły już ulec zmianie. Neoliberalny kurs utrzymuje się u nas od samego początku nowej Polski, niezależnie od tego, czy rządzi akurat lewica, czy prawica. W tym kontekście kryteria politycznej przynależności nie grały i nie grają roli. W rezultacie mamy zmasakrowany, skrajnie ryzykowny rynek pracy (to owa „elastyczność”), system podatkowy zwiększający rozwarstwienie, niedorozwinięte i niedoinwestowane instrumenty zabezpieczenia społecznego oraz potężną i całkowicie zrozumiałą emigrację do krajów, które owo bezpieczeństwo potrafią zapewnić.

Temu wszystkiemu towarzyszą całkowicie błędne rozpoznania, jakoby problemy Polski wynikały z tego, że nie wyrugowano jeszcze resztek socjalizmu, że mamy za mało gospodarczej wolności. Woś błyskotliwie pokazuje, jak wiele zależy od samego sposobu myślenia – Polska występuje w tych mitycznych narracjach jako biedna sierotka, której nie stać na luksusy welfare state’u, która musi się ciągle odchudzać, żeby móc się przecisnąć przez sita globalnej konkurencji. Tymczasem Polska nie jest biedna, jest co najwyżej chora, a ponadto przegapiła dziesiątki szans na lepsze państwo i lepsze społeczeństwo, zostawiając przy okazji miliony swoich obywateli na lodzie albo po prostu ich okradając, jeśli nie z gotówki, to z życiowych możliwości.

„Dziecięca choroba liberalizmu” ma szansę rozpocząć debatę na temat naprawy Polski, powinni ją też przeczytać wszyscy ci, którzy tęsknią za sensowną, myślącą lewicą – u Wosia znajdą w zasadzie gotowy zestaw diagnoz i postulatów programowych. Czasy, gdy każdy, kto wątpił w neoliberalne rozwiązania, był nazywany komuchem, na szczęście już minęły.

Dziecięca choroba liberalizmu | Rafał Woś | Studio Emka 2014 | Recenzja: Piotr Kofta | Ocena: 5 / 6