Idea stworzenia interaktywnej wystawy opowiadającej o tysiącu lat historii Żydów w Polsce, narodziła się już 20 lat temu. Stała ekspozycja w Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie, której uroczyste otwarcie odbędzie się we wtorek, to imponujący efekt wieloletniej pracy historyków, projektantów, artystów, wolontariuszy. Opowiada o niej dr Renata Piątkowska, kurator zbiorów muzeum

Z jakim przekazem zwracają się państwo do zwiedzających, którzy przyjdą obejrzeć wystawę?

Chcemy, żeby nasi goście – ci z Polski i ci z zagranicy – zrozumieli, że nie ma historii Żydów bez historii Polski i nie ma historii Polski bez historii polskich Żydów (to słowa znanego historyka Jakuba Goldberga). Te symboliczne tysiąc lat wspólnego życia, niekiedy trudnego, nieraz tragicznego, było ogromnie ważnym okresem w dziejach obydwu narodów. One żyły czasem obok siebie, czasem razem. Oczywiście zdarzały się konflikty. Jednak przez dziesięciolecia żyły w spokoju, choć nie brakowało dramatycznych wydarzeń. Dla twórców wystawy ważne było, by polska publiczność miała świadomość, że proponujemy też podróż przez kawał historii Polski. Gościom z Izraela i z diaspory żydowskiej pragnęliśmy z kolei przypomnieć, że istniało życie żydowskie przed zagładą, a Holocaust nie opowiada całej historii Żydów. Mieszkająca w Kalifornii znajoma, której rodzina pochodzi z Polski, po obejrzeniu wystawy powiedziała: „Wydawało mi się, że nieźle znam historię Żydów w Polsce, ale okazało się, że nic nie wiedziałam”.

Przez lata młodzi Izraelczycy przyjeżdżający do Polski odbywali wycieczki śladami obozów śmierci. W ten sposób poznawali tylko jeden, tragiczny fragment historii…

Zagłada była najważniejszym wydarzeniem w życiu polskich Żydów. Siłą rzeczy przesłoniła wszystko inne, sprawiła, że to, co wydarzyło się wcześniej, zdawało się nieistotne. Oczywiście nie próbujemy porównywać Holocaustu z żadnym innym doświadczeniem. Chcemy pokazać, że życie Żydów w Polsce nie tylko trwało przez setki lat, było też różnorodne, ciekawe, wieloaspektowe. Polacy i Żydzi często operują stereotypami, zapominając, że na dawnych polskich terytoriach powstała niezwykła, wspaniała cywilizacja Żydów aszkenazyjskich z własną, odrębną kulturą, która się zmieniała, adaptowała do różnych czasów i przetrwała setki lat.

Wielu młodych Polaków również nie zdaje sobie z tego sprawy. Po 1968 r. mniejszość żydowska w Polsce przestała istnieć. Pozostało po niej niewiele śladów.

Ta kultura naprawdę została zniszczona, także dziedzictwo materialne. Zniknęła razem z ludźmi. Była też zapominana świadomie i oficjalnie już po wojnie. Młodzi Polacy uczą się, że Polska była wielonarodowym, wieloreligijnym imperium, tylko że niewiele za tym idzie. Rzeczpospolita Obojga Narodów to pewien slogan, ale właściwie co to znaczy, że Polska była wieloetniczna? Żydzi nie byli największą mniejszością ani w Pierwszej Rzeczpospolitej, ani w Drugiej, ale mieszkali na całym terytorium kraju: w dużych miastach i małych miasteczkach. Żywo uczestniczyli w życiu gospodarczym, kulturalnym, intelektualnym. Bardzo dużo znaczyli. Pustka po nich jest znacząca, mimo iż pozostały synagogi, cmentarze.

Wystawa, która rozpoczyna się średniowieczem, kończy się współczesnością?

Jak najbardziej. Ja sama, mimo że od lat zajmuję się tym tematem, byłam zdziwiona, jak rozkwitało życie żydowskie tuż po wojnie. W latach 1944–1949 ocaleni otwierali szkoły żydowskie, powstały dwa żydowskie teatry, wychodziły gazety w języku jidysz i w polskim, na Dolnym Śląsku, we Wrocławiu, w Dzierżoniowie powstały ważne ośrodki życia żydowskiego. Żydom udało się wtedy wyjść z zaklętego kręgu zawodów, które utrzymywały przed wojną w ubóstwie dużą część społeczności trudniącej się handlem i drobnym rzemiosłem. Stalinizm zdławił to zróżnicowane oblicze życia społecznego i politycznego. W końcu rok 1968, który był dramatycznym wydarzeniem w życiu resztek społeczności żydowskich w Polsce. Z trzymilionowego narodu po wojnie zostało 30 tysięcy Żydów, wyjechało – około 20 tysięcy. Ale opowiadamy także o tych, którzy zostali, i o powrotach. Potem były to powroty rodzinne, sentymentalne, osobiste. Pokazujemy doświadczenia dzieci, wnuków przyjeżdżających do Polski, bo jest ona jakąś częścią ich własnej historii. Oddajemy też głos tym, którzy wciąż tutaj mieszkają.

Jak wiele czasu potrzeba było, by stworzyć tak wielowątkową wystawę?

Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny prowadziło ten projekt przez wiele lat. Idea powstała na początku lat 90. z inicjatywy Grażyny Pawlak, ówczesnej wicedyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. Pamiętam, jak po powrocie ze Stanów w 1994 r. opowiadała nam o otwarciu Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Była zachwycona ekspozycją, ale ubolewała, że to, co opowiedziano o historii sprzed zagłady, sprowadzało się jedynie do narodzin nazizmu. Marzyła o tym, by historię polskich Żydów przedstawić w szerokim kontekście i zaraziła tą ideą wiele osób. Przez wiele lat trwały przymiarki, poszukiwania projektantów, historyków. Zastanawialiśmy się, co chcemy powiedzieć i jak to przekazać. Do 2005 r. pracowaliśmy w bardzo małym zespole, w którym zatrudnionych na stałe było najwyżej dziesięć osób.

Z jakiego eksponatu są państwo najbardziej dumni?

Wszystkie są bardzo ciekawe, zwłaszcza te osobiste, jak pamiątki rodzinne Anny Trachtenherc czy średniowieczny brakteat z wybitymi hebrajskimi literami. Absolutnym hitem wystawy jest dach synagogi umieszczony w centralnym punkcie ekspozycji. Nad jego konstrukcją pracowała międzynarodowa ekipa cieśli, posługując się dawnymi technikami i narzędziami. Drugim etapem było malowanie sklepienia synagogi w oparciu o czarno-białe fotografie i nieliczne kolorowe obrazy. Stworzone polichromie są przypomnieniem podstawowych zasad judaizmu. Malowali je studenci architektury, historii sztuki i akademii sztuk pięknych z Polski i Ameryki przez dwa lata podczas warsztatów. Dla wielu było to osobiste przeżycie wspólnego tworzenia, a zarazem uczenia się o żydowskiej tradycji religijnej. Efekt jest fantastyczny.

Ekspozycja „1000 lat historii Żydów polskich” jest wystawą narracyjną. Co to oznacza?

Nie próbujemy odtwarzać przeszłości. Przywołujemy ją za pomocą oryginalnych obiektów, projekcji filmowych, interaktywności, ale nie rekonstruujemy. Oddajemy głos wybranym postaciom i choć dodajemy swój komentarz, to ich opowieść jest najważniejsza. Staramy się iść za naszymi opowiadaczami, towarzyszyć im. Zależało nam, żeby wystawa nie dawała gotowych odpowiedzi, a raczej skłaniała do stawiania pytań, chcemy, by widz nawiązał łączność emocjonalną z przeszłością.