Pochodząca z Nowej Zelandii Kimbra wydała swój drugi album. Składa na nim hołd muzyce lat 90.

Wspominając ceremonię wręczenia nagród G r ammy z lutego 2013 roku, Kimbra podkreślała, że siedząc na widowni, nie mogła uwierzyć, że znalazła się w towarzystwie Adele, Beyoncé i Jaya-Z, kreatorów współczesnej muzyki. Mało tego, nagrodę odebrała z rąk samego Prince’a. Dostała ją wraz z Gotye za hit „Somebody That I Used to Know”. Przez kilka, jeśli nie kilkanaście miesięcy stała się niewolnicą przeboju i „dziewczyną z piosenki Gotye”. Najlepsze, co mogła zrobić, to wydać nową, solową płytę, która pokazałaby ją z innej, oryginalnej strony. Tak też zrobiła.

Trwa ładowanie wpisu

Warto jednak pamiętać, że już jej pierwszy krążek „Vows” z 2011 roku zdobył sporą popularność. Żonglowała na nim różnymi klimatami, od soulu i funku po elektronikę. Nawiązywała do wspomnianego Prince’a, nazywano ją nową Florence Welch. Na „The Golden Echo” też prezentuje muzyczny miszmasz, choć bardziej zawężony.

Głównym punktem odniesienia Kimbry Lee Johnson na jej drugim krążku stały się lata 90. Już pierwszy singiel dostał wiele mówiący tytuł „90’s Music”. Kimbra wspomina w nim artystów, których wtedy słuchała: Michaela Jacksona, Mariah Carey, Nirvany, Mary J. Blige, TLC. Współautorem „90s music” jest John Legend, a na gitarze zagrał lider Muse Matt Bellamy. Na płycie pojawiło się też kilka innych ważnych nazwisk. Daniel Johns z Silverchair, amerykański kompozytor i multiinstrumentalista Van Dyke Parks (pracował chociażby z The Beach Boys), Omar Rodríguez-López z grupy Mars Volta, Bilal oraz John JR Robinson. Perkusista JR nagrywał m.in. z Erikiem Claptonem, Natalie Cole, Madonną, Daft Punk, a przede wszystkim Michaelem Jacksonem (płyta „Off The Wall”). Zresztą do muzyki Jacko Kimbra odnosi się w znakomitym fragmencie z „The Golden Echo” zatytułowanym „Madhouse”. Łączy w nim klimat i rytmikę charakterystyczną dla Jacko na zmianę z Prince’em. Retro, soulowo-jacksonowy sznyt ma też numer „Miracle”. Chociaż on bardziej przypomina dyskotekowy klimat nagrań Jackson 5. Swoimi odnośnikami do Jacko Kimbra momentami przypomina też nowego Justina Timberlake’a.

Wokalistka potrafi jednak nie tylko stworzyć wciągające taneczne numery. Jest dobra, również kiedy zwalnia, jak chociażby w „As You Are” ze smyczkami w aranżacji wspomnianego Parksa. Kimbra potrafi też zmieniać melodykę numeru w jego trakcie. Przykładem „Nobody But You” z niezwykle silną linią basu. Rozwijający się z delikatnej, tanecznej pioseneczki w zakręcony, choć rytmiczny kawałek. Monumentalny, ponadsiedmiominutowy jest finał „The Golden Echo”. Delikatnie lejąca się ballada „Waltz Me To Grave” z pianinem i różnymi odcieniami wokalu Kimbry to kolejny przykład numeru idącego w odmiennym kierunku, niż słyszymy na jego początku. Z erotycznej ballady staje się niepokojącą opowieścią z urwanym końcem.

Wokal Kimbry jest na „The Golden Echo” zróżnicowany jak w żadnych jej wcześniejszych dokonaniach. W wielu miejscach został podrasowany w studio, ale i tak nie można jej odmówić sporych wokalnych możliwości. Jej podejście do popu zapewne nie wszystkim się spodoba. Niemal każdy numer jest połamany muzycznie, zakręcony, niełatwo zapamiętać bit. To powoduje też, że płyta nie od razu zaskakuje. Trzeba dać jej czas, skupić się. Czy potrafią tak współcześni odbiorcy popu? Ci z czasów, do których odwołuje się Kimbra, nie powinni mieć z tym problemu, ale nastolatki mogą „The Golden Echo” nie kupić. Niewątpliwie jednak wyrosła nam kolejna, obok Lorde, muzyczna gwiazda z Nowej Zelandii.

Kimbra | The Golden Echo | Warner Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6