"Sztuka znikania", kreacyjny dokument Konopki i Rosołowskiego jest jak rytuał egzorcyzmujący z naszej historii patos i zadęcie.

W 1956 r. Horace Miner wywołał konsternację w środowisku antropologów za sprawą publikacji eseju „Rytuały cielesne wśród ludu Nacirema”. Amerykański naukowiec nabrał kolegów po fachu, którzy nie dostrzegli, że opis życia fikcyjnego plemienia odnosi się w rzeczywistości do zachowań współczesnych mieszkańców USA. Zrealizowana przez duet Bartosz Konopka – Piotr Rosołowski „Sztuka znikania” ma w sobie podobną przekorę. Najnowszy dokument twórców „Królika po berlińsku” to doskonały filmowy żart, który z biegiem czasu odsłania jednak w sobie zaskakującą głębię.

Trwa ładowanie wpisu

Kreacyjny dokument Konopki i Rosołowskiego jest jak rytuał egzorcyzmujący z naszej historii patos i zadęcie. W zamyśle, by spojrzeć na Polskę stanu wojennego oczyma haitańskiego kapłana wudu, kryje się także oczyszczające wezwanie do wyzwolenia od poznawczych ograniczeń. Konopka i Rosołowski zaczarowują rzeczywistość, by dostrzec niezwykłość w pozornym banale, metafizykę w codzienności, śmiech w świecie pełnym smutku.

Duet reżyserów podjął ryzyko zbudowania pomostu między romantyzmem a realnym socjalizmem. Błazeńska sztuczka reżyserskiego duetu pozwala odkryć w polskiej historii wymiar mistyczny, nieobecny w szkolnych podręcznikach ani przemówieniach polityków. Dzięki temu dzieje naszego kraju zamiast przytłaczać, zaczynają wreszcie fascynować. Pozostają tajemnicze i nieprzeniknione, ale w przedziwny sposób uporządkowane. Dzięki „Sztuce znikania” można odnieść wrażenie, że – pojawiający się w filmie za sprawą archiwalnych materiałów – Wałęsa i Wojtyła nie wzięli się w naszej historii przez przypadek. Zamiast tego zostali zesłani przez opiekuńcze duchy przodków. Dobrze, że autorom „Sztuki znikania” udało się nawiązać z nimi kontakt.

Sztuka znikania | Polska 2013 | reżyseria: Bartosz Konopka, Piotr Rosołowski | dystrybucja: Against Gravity | czas: 52 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 4 / 6