Oto nocny koszmar prosto z japońskiego magla wyobraźni, kuriozum niesłychane, choć może nie aż tak zaskakujące dla czytelników zaznajomionych z poprzednimi dokonaniami znakomitego rysownika, speca od horroru dziwacznego, Junjiego Ito, autora genialnego „Uzumaki” oraz nadal niewydanej w Polsce „Tomie”.

Krótki romantyczny wypad na Okinawę psuje Tadashiemu i Kaori przewiercający nos paskudny smród; problemem nie jest bynajmniej awaria kanalizacji lub nieświeża morska bryza, ale wiszący w powietrzu ciężki odór rozkładających się zwłok. Fetor bije od na wpół martwych morskich stworzeń – żyjących w oceanie ryb i ssaków – które wychodzą na ląd na pokracznych odnóżach i niczym w rozsławionych przez Alfreda Hitchcocka „Ptakach” autorstwa Daphne du Maurier bez wyraźnego powodu rzucają się na ludzi. Roznoszona przez nie nieznana nauce bakteria doprowadzić może do wybuchu istnej epidemii i co za tym idzie – zagłady naszego gatunku. Ito swoje scenariusze przewiązuje wstążeczką absurdu, wzmagając tym samym atmosferę osaczenia i paranoidalnego wręcz strachu na pograniczu obłędu; klaustrofobiczna, gęsta groza jego komiksów bierze się z usilnego, kompulsywnego poszukiwania przez bohaterów sensu w nonsensie.

Odbiorcy z zachodniego kręgu kulturowego owa estetyka wyda się z pewnością obca, a przez to jeszcze bardziej odstręczająca i makabryczna, paradoksalnie – tym atrakcyjniejsza i fascynująca. Polskie wydanie komiksu – prócz kompletnych dwóch tomów mangi mieszczących się na niespełna czterystu stronach – zawiera jeszcze dodatkowo krótkie historie autorstwa Ito, niezwiązane z fabułą przewodniej historii mistrzowskie miniaturki surrealistycznego horroru. Komu mało spotkań z japońskim twórcą, może sięgnąć po luźną adaptację „Gyo – Odoru śmierci”wwersji anime, w której poszczególne wątki fabularne poprowadzono zupełnie inaczej niż w komiksie.

Gyo - Odór Śmierci | scenariusz i ilustracje: Junji Ito | JPF 2013 | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 5 / 6