Jestem artystą, nie rzemieślnikiem – mówi popularny francuski autor thrillerów Jean-Christophe Grange.

„Pasażer” to najbardziej rozbudowana i skomplikowana z pańskich powieści. Jak długo pan nad nią pracował?

Jean-Christophe Grange: Dość długo, choć byłem do jej pisania przygotowany od dawna. Zanim zostałem pisarzem, pracowałem jako dziennikarz. Już wtedy zbierałem różne informacje i pomysły, które teraz wykorzystuję w powieściach, więc można powiedzieć, że gdy siadam do pisania, to od razu mam gotowe sporo materiału. Potem przygotowuję serię minireportaży związanych z akcją książki, staram się też pojechać we wszystkie miejsca, w których toczy się akcja, żeby przebyć tę samą drogę, co moi bohaterowie.

Spory fragment „Pasażera” rozgrywa się wśród kloszardów. To środowisko też pan zbadał?

Tak, pojechałem do Marsylii i spędziłem kilka dni z pracownikami socjalnymi, którzy zajmują się kloszardami.

To nie było chyba zbyt przyjemne.

Nie było przyjemne, ale było fascynujące. Odwiedzałem przytułki i schroniska, miejsca, w których ukrywają się bezdomni. To było doświadczenie, które otwiera oczy na wiele spraw.We Francji funkcjonuje stereotyp, że możesz stracić pracę, dom i z dnia na dzień stać się kloszardem. Tymczasem wcale nie wygląda to tak prosto. Trzeba naprawdę wytoczyć wojnę normom społecznym i całemu systemowi opieki socjalnej, żeby znaleźć się na samym dnie. Są różne możliwości, żeby się wyrwać z tego zaklętego kręgu. A ja byłem świadkiem, jak bezdomni uciekali przed pracownikami służb socjalnych, namawiającymi ich do noclegu w schronisku. Bycie kloszardem to praca na cały etat.

W pańskich powieściach pojawiają się czasami ludzie z marginesu, ale nie ma pan społecznych ambicji, jak choćby szwedzcy pisarze kryminałów.

Podczas swoich podróży po świecie widziałem miejsca i kraje, gdzie bieda naprawdę zabija ludzi, gdzie choroby i śmierć są wszechobecne. To zmieniło mój punkt widzenia.We Francji, w całej Europie istnieją problemy, czasem poważne, ale wciąż znikome, niewarte wspominania w skali świata. W mojej ojczyźnie cały czas ktoś na coś narzeka, ale nauczyłem się już tego nie słuchać. Dlatego nie chcę pisać o nierównościach społecznych, rozwiązywaniu problemów czy – nie daj Boże – polityce. To, co mnie interesuje, to psychologiczny rozwój moich bohaterów, kwestia, skąd bierze się w człowieku zło i okrucieństwo.

To byłby również doskonały temat mainstreamowej powieści współczesnej. Pan jednak konsekwentnie pisze literaturę gatunkową.

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że powieść gatunkowa to coś gorszego. We Francji roi się od pretensjonalnych intelektualistów, którzy często pytają, dlaczego jeszcze nie napisałem jakiejś wielkiej powieści. Zawsze odpowiadam, że piszę wielkie kryminały. To gatunek, który wymaga wielkiej dyscypliny formalnej, umiejętnego rozwoju postaci, odkrycia prawdy, która musi być fascynująca nie tylko dla pisarza, lecz także dla czytelników. Najistotniejszą rzeczą w tworzeniu literatury jest opowiadanie historii. Sam czuję się gawędziarzem, lubię snuć opowieści.

Wielu popularnych pisarzy tworzy niekończące się cykle ze swoimi bohaterami. Pan tego nie robi. Boi się pan rutyny?

Tak. Zawsze wolę zaczynać od zera, dopasować bohaterów do historii, którą chcę opowiedzieć. Poza tym to kwestia wiarygodności – śledztwa opisywane w kryminałach mogą zdarzyć się w życiu policjanta raz, może dwa. Historie, w których jeden policjant ma w swojej karierze dwadzieścia takich śledztw, są po prostu absurdalne. Poza tym uważam – i postaram się to ująć w możliwie łagodny sposób – pisarze, którzy cały czas posługują się jednym bohaterem, to pisarze leniwi. To jak różnica między artystą, który ciągle szuka czegoś nowego, a rzemieślnikiem, który dzień w dzień wykonuje tę samą pracę.

Jacy są zatem pańscy literaccy mistrzowie? Krytycy często porównują pańską twórczość do Harlana Cobena czy Thomasa Harrisa.

Nie jestem fanem ich twórczości. Wyrosłem we francuskiej tradycji literackiej, w której liczy się nie tylko historia, lecz także to, w jaki sposób została opowiedziana, jak pokazane zostało tło, jak wyrażone emocje. W literaturze ważna jest i rzetelność, i ekspresja. Uwielbiam prozę Jamesa Ellroya, Petera Hoega, Martina Cruza Smitha – „Park Gorkiego” to nie tylko świetna powieść szpiegowska, lecz także wielkie dzieło literackie.

Ludzie jednak zazwyczaj nie czytają kryminałów ze względu na ich wartość literacką.

Kryminały to współczesne baśnie dla dorosłych. Czytelnikowi takiej prozy towarzyszą dokładnie te same emocje, co mojej córeczce, kiedy czytam jej bajkę na dobranoc. Ona domaga się mocnych wrażeń, opowieści o czarownicach i potworach. Boi się i jednocześnie nie boi, ponieważ wie, że to wszystko jest wymyślone. I sądzę, że odczuwa tę samą przyjemność, co dorośli czytelnicy kryminałów i horrorów.