Przed rokiem światową premierę miało najnowsze dzieło francuskiego reżysera Roberta Guediguiana Dom nad morzem (La villa, 2017). Film nie doczekał się w Polsce dystrybucji kinowej, a szkoda.

Dom nad morzem rozpoczyna scena w której starszy mężczyzna dostaje wylewu, wskutek czego zostaje przykuty do wózka. Jego choroba stanowi asumpt dalszej opowieści. Dramatyczne wydarzenie gromadzi u boku staruszka dwóch synów i nieobecną przez dwadzieścia lat córkę. Dla Angele (Ariane Ascaride), uznanej aktorki teatralnej, znalezienie się w tym domu jest szczególnie bolesne. Miała swoje powody by tak długo nie odwiedzać rodzinnych stron.

W przeciwieństwie do siostry, Armand (Gerard Meylan) nigdy nie opuścił rodzinnego zakątka, przejmując po ojcu i prowadząc skromną restaurację z owocami morza. Drugi z braci, rozczarowany światem idealista Joseph, były nauczyciel z Paryża, związał się z dużo młodszą od siebie dziewczyną. Rozpaczliwie chwyta się jej młodości, gdyż jak sam przyznaje, „jest ona ostatnim co mu pozostało”. W rolę cynicznego i jednocześnie dobrodusznego Josepha wspaniale wcielił się Jean-Pierre Darroussin. Podobnie, jak pozostali aktorzy odgrywający rodzeństwo, jest częstym aktorem Guediguiana. Ariane Ascaride to zresztą prywatnie też żona reżysera.

Akcja Domu nad morzem rozgrywa się w urokliwej zatoce na francuskim wybrzeżu. Tytułowy dom, zbudowany własnymi rękami i z pomocą sąsiadów, podobnie, jak inne zabudowania, staje się z czasem obiektem zainteresowania bogatych kupców/najemców. Nic już nie jest takie, jak dawniej. Bardziej niż ludzka solidarność czy lojalność liczą się pieniądze. Niezgodę na obecny stan rzeczy ucieleśnia para staruszków, która w akcie protestu ucieka się do ostatecznego kroku. Armand natomiast, próbując ocalić coś z dawnego świata, nie rezygnuje ze swojej knajpki, utrzymuje ceny i nie zmienia przepisów , a zaprzyjaźniony z rodziną Benjamin, łowi ryby w tradycyjny sposób i łata sieci.
Dom nad morzem przepełnia nostalgia. Za utraconym czasem, młodością, ideałami. Wspaniałym momentem w filmie jest scena ukazująca młodych jeszcze bohaterów, roześmianych, pełnych nadziei. Fragment ten został zapożyczony z innego filmu Guediguiana, ale doskonale się tutaj sprawdza, jakby był po prostu retrospekcją do Domu nad morzem. Widok młodszych o trzydzieści lat głównych bohaterów robi wielkie wrażenie. Cudowna cecha kina, możliwość cofnięcia się w czasie, podróż wehikułem magicznym.

Filmów traktujących o powrocie w rodzinne strony po długiej nieobecności było wiele. Mimo że reżyser korzysta z tak zdawałoby się wyeksploatowanego przez kino motywu, udaje mu się w sposób naturalny opowiedzieć o trudnych relacjach rodzinnych, traumach z przeszłości, z którymi w końcu trzeba się zmierzyć; o pogodzeniu i akceptacji. Nadwątlonych stosunków nie sposób od razu odbudować, ale też nigdy one zupełnie nie zanikają. Choć akcja rozgrywa się w przeciągu zaledwie kilku dni, a tempo opowieści jest niespieszne, to wystarcza, by dotknąć tych fundamentalnych zagadnień .

Dom nad morzem, poza opowieścią o rodzinie i korzeniach, komentuje również współczesność. Z wielką subtelnością przemyca wątek uchodźczy, i w przeciwieństwie do pesymizmu i czarnowidztwa dominującego we współczesnym kinie, tutaj znajdziemy tego rewers.

Film kończy kolejna urzekająca, magiczna scena, w której bohaterowie na powrót stają się dziećmi.