Powieść pytań bez odpowiedzi, wołanie o Polskę obywatelską i sprawiedliwą, ale jednocześnie narodową - tak widział "Przedwiośnie" Stefan Żeromski. "Dawniej zarzucano tej książce propagowanie komunizmu, teraz nie dostrzegamy jej warstwy ironicznej" - mówi prof. Maria Olszewska.

W roku 100-lecia polskiej niepodległości, podczas zaplanowanego na 8 września Narodowego Czytania, cała Polska oddawać się będzie lekturze "Przedwiośnia" Stefana Żeromskiego. "To powieść ze ścisłego kanonu polskiej literatury, stawiająca pytania o kształt polskiej niepodległości" - podkreśla prof. Maria Jolanta Olszewska, profesor w Instytucie Literatury Polskiej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego.

"Żeromskiemu bliskie były idee socjalizmu - w czasie studiów, a potem w okresie rewolucji 1905 roku sympatyzował z PPS, jednak komunizm postrzegał jako zagrożenie dla polskiej państwowości. Już w młodzieńczych +Dziennikach+ pisał, że jego +sumieniem jest Ojczyzna+ i to ona pozostała dla niego naczelną wartością" - podkreśla prof. Olszewska.

Jak przypomina badaczka, Żeromski był jednym z twórców naszej niepodległości nie tylko jako autorytet moralny, autor "Syzyfowych prac", "Siłaczki" czy "Ludzi bezdomnych". Co prawda nie udało mu się, choć próbował, wstąpić do Legionów, ale pod koniec I wojny światowej wybrano go prezydentem pierwszej namiastki państwa polskiego, jaką była Rzeczypospolita Zakopiańska. Pisarz wspierał także walczących w wojnie polsko-bolszewickiej, apelował o ciepłą odzież dla żołnierzy, pisał o wszechogarniającej wtedy nędzy i głodzie. Potem uczestniczył w przygotowywaniu plebiscytów, które miały wyznaczyć polskie granice, walczył o polskie Mazury i Spisz, był współtwórcą ruchu spółdzielczego w Polsce (to on wymyślił nazwę "Społem").

Żeromski pisał więc "Przedwiośnie” jako ktoś, kto wiele sił włożył w walkę o wolną Polskę, co dawało mu prawo do oceny powojennej rzeczywistości. "Książka ukazała się w 1925 r., gdy można było dokonywać rozrachunków, bo minął już czas zachłyśnięcia się wolnością. Można było zacząć zadania pytania, co dalej, co z tą niepodległością zrobimy" - mówi prof. Olszewska. Jak przypomina, Żeromski miał bardzo sprecyzowaną wizję tego, jaka Polska powinna być: chciał państwa obywatelskiego, państwa wspólnej odpowiedzialności i sprawiedliwości, bez dzielnic nędzy w miastach, bez głodujących chłopów.

Już w pierwszych latach niepodległości widać było, że rzeczywistość zmierza w zupełnie innym kierunku. "Gdzie jest ta Polska, którą sobie wymarzyłem" - pyta samego siebie Cezary Baryka, główny bohater "Przedwiośnia", gdy zamiast obiecywanych przez ojca szklanych domów dla robotników widzi baraki, brud, ludzkie nieszczęście.

Obrazy z najważniejszej powieści autora "Popiołów" mocno wiążą się z konkluzjami, jakie zawarł on w reportażu "Na probostwie w Wyszkowie”, napisanym po wojnie bolszewickiej. Żeromski diagnozuje tam pierwsze lata niepodległej Polski. Jego zdaniem "batog bolszewicki", który spadł na kraj, był czymś na kształt kary za to, że po wyzwoleniu "Polska żyła w lenistwie ducha, oplątana przez wszelakie gałgaństwo, paskarstwo, łapownictwo, dorobkiewiczostwo kosztem ogółu, przez jałowy biurokratyzm, dążenie do kariery i nieodpowiedzialnej władzy. Wszystka wzniosłość, poczęta w duchu za dni niewoli, zamarła w tym pierwszym dniu wolności. Walka o władzę, istniejąca niewątpliwie wszędzie na świecie, jako wyraz siły potęg społecznych, partii, obozów i stronnictw, w Polsce przybrała kształty monstrualne. Nie ludzie zdolni, zasłużeni, wykształceni, mądrzy, których mamy dużo w kraju, docierali do steru władzy, lecz mężowie partii i obozów, najzdolniejsi czy najsprytniejsi w partii lub obozie. Jak po spuszczeniu wód stawu, ujrzeliśmy obmierzłe rojowisko gadów i płazów" - ocena Żeromskiego jest bezlitosna. Z taką rzeczywistością zderza się bohater "Przedwiośnia".

Czy nawiązanie do tradycji ziemiańskiej, odwołanie do Polski szlacheckiej, może być drogą do rozwoju państwa? - pyta Żeromski, posyłając Cezarego na dwór w Nawłoci, gdzie przetrwał sielski świat Soplicowa. Na Barykę czeka tu srogie rozczarowanie, Nawłoć to świat bezideowy, egoistyczny, to Soplicowo wynaturzone, warcholskie i pełne przesądów. Epizod w Nawłoci prowadzi Żeromskiego do konstatacji, że nie ma powrotu do Rzeczpospolitej szlacheckiej, ten świat się już skończył.

Cezary Baryka spotyka też polityka, Szymona Gajowca, wchodzącego w rolę jego mentora. Jego programem jest powolne reformowanie państwa, ciężka, pozytywistyczna praca u podstaw. Żeromski ma jednak świadomość, że Polska nie ma czasu na powolne zmiany. Reformy rolna, oświaty i armii musza być dokonane jak najszybciej, bo trzeba działań radykalnych.

Komuniści sportretowani w powieści obiecują szybie rozwiązanie problemów. Jednak bohater widział rewolucję na własne oczy, wie, czym grozi wyzwolenie jej destrukcyjnych sił. Czy oni to wiedzą? "Ostatnie sceny powieści to marsz robotników na Belweder, w którym Baryka idzie samotnie. Czytelnik nie wie, co się stanie. Być może Baryka zginie, może ucieknie, może dołączy się do robotników. Żeromski nie rozstrzyga, co dalej" - przypomina prof. Olszewska.

Ów niejednoznaczny finał wywołał burzę wokół powieści. Nie została jeszcze przetłumaczona na rosyjski, a doczekała się w radzieckiej prasie pozytywnych reakcji. W Polsce zarzucano więc pisarzowi propagowanie komunizmu, na co Żeromski odpowiedział w tekście "Arcybaszewowi i innym".

"Oświadczam krótko, że nigdy nie byłem zwolennikiem rewolucji, czyli mordowania ludzi przez ludzi z racyi rzeczy, dóbr i pieniędzy — we wszystkich swych pismach, a w +Przedwiośniu+ najdobitniej, potępiałem rzezie i kaźnie bolszewickie. Nikogo nie wzywałem na drogę komunizmu, lecz za pomocą tego utworu literackiego usiłowałem, o ile to jest możliwe, zabiec drogę komunizmowi, ostrzec, przerazić, odstraszyć. (...) Zawsze, wciąż, dawniej i teraz mówię to samo, iż tutaj w Polsce musimy wypracować, stworzyć, wydźwignąć, wdrożyć w życie idee, któreby przewyższyły moskiewskie, któreby dały naprawdę i w sposób mądry ziemię i dom bezrolnym i bezdomnym, któreby wydźwignęły naszą świętą, wywalczoną ojczyznę na wyżynę świata, gdzie jest jej miejsce" - fragmenty z tego tekstu można uznać za credo pisarza.

"Nie zrozumiano mej przypowieści" - pisał Żeromski o reakcjach na "Przedwiośnie" w 1925 roku. Nie mógł przewidzieć, że przez całe dekady, w czasach PRL-u ta "probolszewicka" interpretacja zostanie utrzymana, a powieść analizowana będzie w szkołach jako droga Baryki do komunizmu.

"Tymczasem +Przedwiośnie+ jest diagnozą - jest tak źle, panuje taki chaos i niesprawiedliwość, że lada chwila ruszy marsz na Belweder i znów Polak będzie strzelał do Polaka. Rzeczywistość przyznała Żeromskiemu rację - rok po ukazaniu się tej książki ruszył marsz na Belweder, choć nie poprowadzili go komuniści, tylko autorzy zamachu majowego. Ale diagnoza Żeromskiego, że kraj stoi w obliczu radykalnych rozstrzygnięć, była słuszna" - mówi prof. Olszewska.

"Niezrozumienie +Przedwiośnia+ zdarza się po dziś dzień" - podkreśla badaczka. "Nie wszyscy zauważają, że to książka głęboko ironiczna, a autor często sięga po groteskę jako środek wyrazu. Najbardziej widać to w języku tej powieści, gdzie Żeromski zrezygnował z tak charakterystycznych dla jego stylu ciągów epitetów, powrócił do języka z pierwszych tekstów, np. +Siłaczki+, +Rozdziobią nas kruki, wrony+. To styl bardziej oszczędny, ale jednocześnie mocno ironiczny" - mówi prof. Olszewska dodając, że właśnie ta ironiczna i groteskowa warstwa "Przedwiośnia" jest dla wielu współczesnych czytelników niezauważalna, co wypacza obraz całej powieści.