Gdyby nie jazz, pewnie byłby plastykiem lub artystą grafikiem, bo do tego w młodości zmierzał. Odmienił go koncert Dave’a Brubecka w 1958 r. „To było to” ‒ wspominał Tomasz Stańko, który jako szesnastolatek słuchał „mistrza coolu” w krakowskim klubie Rotunda.
Magazyn z 3 sierpnia 2018 / Dziennik Gazeta Prawna
Gdyby nie jazz, pewnie byłby plastykiem lub artystą grafikiem, bo do tego w młodości zmierzał. Odmienił go koncert Dave’a Brubecka w 1958 r. „To było to” ‒ wspominał Tomasz Stańko, który jako szesnastolatek słuchał „mistrza coolu” w krakowskim klubie Rotunda.

Ambasador polskiego jazzu

Od 1968 r. pod marką Tomasz Stańko Quintet z powodzeniem koncertował poza granicami Polski. Nagrane w tym czasie płyty „Music for K”, „Jazzmessage from Poland” czy „Purple Sun” uważa się powszechnie za jedne z najważniejszych dla rozwoju jazzu w Europie.
Do 2018 r. zagrał z wieloma światowymi sławami. Dla krytyków ważnym momentem w karierze polskiego jazzmana było podpisanie kontraktu ze słynną wytwórnią ECM, dla której nagrywali m.in. Keith Jarrett, Chick Corea czy Jan Garbarek. Popularna jest teza, że nagrany dla niej w 2001 r. album Stańki „Soul of Things” to kwintesencja stylu muzyka.
Od niedawna był organizatorem jednej z ważniejszych imprez na europejskiej mapie muzycznej – Jesieni Jazzowej w Bielsku-Białej. To on ściągnął tam Chicka Coreę, Gary’ego Burtona czy Cecila Taylora.
Tworzył do filmu – słychać go w takich obrazach, jak „Pożegnanie z Marią”, „Egzekutor” (obydwa reż. Filip Zylber) czy „Reich” (reż. Władysław Pasikowski).

Człowiek trzech miast

Kraków, Warszawa i Nowy Jork były najważniejszymi miastami w życiu Tomasza Stańki. W pierwszym z nich nabierał pewności artystycznej, tam też odebrał gruntowną edukację muzyczną. Kluczowe w jego karierze było poznanie w latach 60. trzech innych wielkich postaci w polskiej muzyce: Michała Urbaniaka, Andrzeja Trzaskowskiego oraz Krzysztofa Komedy. Z Trzaskowskim wyjeżdżał koncertować za granicę, z Komedą grał m.in. na Jazz Jamboree, współtworzył jego słynną płytę „Astigmatic”.
Miał tezę, że na poszczególnych etapach historii świata różne miasta odgrywały rolę jego epicentrum.
Z powagą powtarzał, że na przełomie tysiącleci taką funkcję pełnił Nowy Jork, do którego jeździł regularnie od 2000 r., a przeprowadził się w 2008 r. Jak wspominał, skorzystał z niewiarygodnie mocnego złotego. Tam można było go usłyszeć w wielu znanych klubach, tam też sam obserwował wielkich i początkujących. Lubił być zawsze blisko najważniejszych wydarzeń.

Bez ograniczeń i bez kompromisów

Nie był zamknięty na inne rodzaje muzyki niż ten, który uprawiał. Podziwiał wykonawców i twórców, którzy potrafili łączyć klasykę tego gatunku z brzmieniami ludowymi czy muzyką źródeł. Twierdził, że w muzyce wszystko wolno. Dlatego sam też nie unikał współpracy z gwiazdami rocka albo muzyki pop. Słynna jest jego współpraca z Maanamem, pamiętna gra dla Anny Marii Jopek. Słuchał wszystkiego. Zadziwiał świat, mówiąc o swej fascynacji muzyką Lady Gagi, spędzał godziny, szukając coraz to nowych zjawisk na YouTubie oraz serwisach streamingowych.
Bezkompromisowo podchodził do roli muzyka, mówił też jasno o swych uzależnieniach – od alkoholu i narkotyków. Kiedy dwa miesiące temu przyjął ostatnią chemię, rozmawiający z nim dziennikarz Rafał Księżyk (autor jego biografii „Desperado”) mówił, że miał wrażenie, że walkę z rakiem wygra. „Uważał, że jego aparat oddechowy i cały organizm jest tak wytrenowany, przystosowany do grania, że on powinien nadal trenować.
Wszystko wskazywało, że pokona chorobę”.