Ekspozycja Muzeum Katyńskiego jest chyba jedyną wystawą na świecie, która pokazuje losy oficerów armii. To zatem kontynuacja narracji o dziejach II wojny światowej i losach państwa polskiego – mówi PAP dyrektor Muzeum Katyńskiego Sławomir Frątczak. 25 lat temu, 29 czerwca 1993 r., powołano Muzeum Katyńskie.

Jak rozpoczęła się praca nad stworzeniem muzeum poświęconego zbrodni katyńskiej?

Sławomir Frątczak: Po oficjalnym przyznaniu się ZSRS do winy w kwietniu 1990 r. możliwe stało się działanie grup sondażowo-ekshumacyjnych, które mogły prowadzić prace w miejscach, w których, jak zakładano, pogrzebano ciała polskich oficerów. Latem 1991 r. rozpoczęły się prace w Miednoje i Charkowie. Wydobyte tam przedmioty przewieziono do Warszawy. W Muzeum Wojska Polskiego zorganizowano dwie wystawy katyńskie, prezentując przedmioty pochodzące z ekshumacji w Charkowie i Miednoje. Równolegle z prezentowaniem relikwii katyńskich pojawiły się pierwsze rozważania na temat dalszych ich losów.

Bardzo wielką rolę odegrała w tym momencie ważna, męska decyzja ówczesnego dyrektora Muzeum Wojska Polskiego płk. Zbigniewa Święcickiego, który postanowił działać na rzecz umieszczenia tych pamiątek w zarządzanym przez niego muzeum. Uważał, jakby powiedział jeden z najwybitniejszych działaczy niepodległościowych Wojciech Ziembiński, że to „sprawa honoru wojska”. Nadarzyła się okazja stworzenia miejsca kultywowania pamięci o ofiarach zbrodni katyńskiej.

Dzieło to nie byłoby możliwe bez wysiłku tych, którzy przez lata walczyli z kłamstwem katyńskim. Mam na myśli Rodziny Katyńskie. Należy podkreślić, że dramat z 1940 r. nie zakończył się na samej zbrodni. Równolegle z decyzją o wymordowaniu oficerów podejmowano decyzje o wywózkach na Sybir. Później pojawiło się kłamstwo katyńskie, które również wiele kosztowało rodziny ofiar. Pamiętajmy, że członkowie Rodzin Katyńskich ponosili konsekwencje swojego pochodzenia – od niemożności dobrego zatrudnienia lub zdobycia wykształcenia aż po ofiarę krwi.

Ostatnia ofiara walki o prawdę o zbrodni katyńskiej to ks. Stefan Niedzielak zamordowany w styczniu 1989 r., a więc kilka miesięcy przed przyznaniem się ZSRS do zbrodni. Chwała więc Rodzinom Katyńskim, które przez dekady walczyły o prawdę i wsparły ideę stworzenia takiego miejsca, ponieważ czuły się depozytariuszami relikwii katyńskich.

Po wielu zabiegach i listach do władz ówczesny minister obrony narodowej wyraził zgodę na powstanie Muzeum Katyńskiego. Wybrano warszawską Sadybę i tamtejszy fort Czerniakowski jako miejsce jego siedziby. Po kilku miesiącach prac działań adaptacyjnych i umieszczeniu ufundowanej przez Rodziny Katyńskie tablicy oznajmiającej powstanie tej placówki udało się udostępnić wystawę. 29 czerwca 1993 r. ekspozycja w kazamatach fortu została otwarta. Autorem koncepcji była Maria Irzyk. Był to ciekawy i sugestywny pomysł ekspozycji, a jednym z jej elementów była tablica składająca się z fotografii ofiar zbrodni. Do dziś prezentowana jest w wielu publikacjach.

Jakie były losy Muzeum Katyńskiego w kolejnych latach?

Sławomir Frątczak: Początkowo wydawało się, że sprawa muzeum będzie miała silne wsparcie, a prawda o zbrodni będzie przybliżana. Z biegiem lat środków i energii pracowników Muzeum Wojska Polskiego, którego oddziałem jest Muzeum Katyńskie, było mniej. Stan budynku fortu był coraz gorszy. Przypomnijmy, że fort Czerniakowski był niszczony bombardowaniami we wrześniu 1939 r. i w Powstaniu Warszawskim.

W styczniu 2009 r. zapadła decyzja o zamknięciu ekspozycji. Powodem był jej stan techniczny. Nie zgadzałem się z tą decyzją, ponieważ obawiałem się, że może być to wstęp do likwidacji muzeum. Robiliśmy wszystko, aby do tego nie doszło. Na szczęście we wrześniu 2011 r. ówczesny dyrektor MWP przeznaczył jedną z największych sal ekspozycyjnych w gmachu przy Al. Jerozolimskich na miejsce wystawy naszego muzeum do czasu otwarcia nowej wystawy na Cytadeli.

W Muzeum Wojska Polskiego pokazywano „poligonowo” koncepcję, która w całości została zrealizowana w nowej siedzibie. W muzealnictwie rzadko się zdarza możliwość urzeczywistnienia pomysłów. Spowodowało to rezygnację z niektórych pomysłów ekspozycyjnych i dodanie nowych elementów.

Przed otwarciem ekspozycji w MWP minister obrony Aleksander Szczygło wydał decyzję o ulokowaniu nowej siedziby Muzeum Katyńskiego w Cytadeli Warszawskiej. Gdy po raz pierwszy pojawiałem się w tym miejscu wraz z przedstawicielami Rodzin Katyńskich i MON, byłem nieco załamany stanem faktycznym terenu wokół przyszłej siedziby placówki. W lepszym stanie była sama kaponiera. Przy dzisiejszym Epitafium Katyńskim powiedziałem do Bożeny Łojek, że szybciej „wyrośnie kaktus, niż będzie tu ekspozycja”.

Ekspozycja jednak powstała.

Sławomir Frątczak: Międzynarodowy konkurs na projekt muzeum ogłoszono w 2010 r. Wybrano do realizacji projekt zespołu BBGK Architekci, którego autorami byli Jan Belina-Brzozowski, Konrad Grabowiecki, Jerzy Kalina – moim zdaniem jeden z najwybitniejszych polskich artystów – oraz Krzysztof Lang. Projekt pod względem architektonicznym i wystawienniczym był strzałem w sedno.

Po wyborze firmy budowlanej w 2012 r. rozpoczęły się prace. Codziennie je dokumentowałem, robiąc zdjęcia. Dziś trudno uwierzyć, jak szybko postępowały prace, szczególnie że stan kaponiery okazał się gorszy, niż początkowo oceniano. Skala prac była ogromna. Poza tym prace objęły 2,5 ha terenów Cytadeli. Projekt zrealizowano zgodnie z obowiązującym dziś trendem zakładającym budowanie „na 100 lat” i projektowaniem wystawy tak, aby mogła funkcjonować przez „20 lat”. W tym drugim przypadku najszybciej starzeją się multimedia.

W końcu 17 września 2015 r. nastąpiło otwarcie ekspozycji. Nowy prezydent RP Andrzej Duda powiedział wówczas, że są w Warszawie dwa muzea, które każdy młody człowiek powinien zobaczyć: Muzeum Katyńskie i Muzeum Powstania Warszawskiego.

Artefakty przechowywane w muzeum nazywa pan „relikwiami”.

Sławomir Frątczak: Używam tego określenia, ponieważ przedmioty wydobyte z dołów śmierci nazywał tak jeden z najwybitniejszych przedstawicieli Rodzin Katyńskich i ich kapelan, ks. Zdzisław Peszkowski. Wielokrotnie miałem honor współpracować z księdzem. Bardzo często przychodził do muzeum.

To o tyle trafne określenie, że nie są to wyłącznie artefakty w wymiarze muzealnym, lecz również dowody zbrodni w wymiarze procesowym. Na tym polega wyjątkowość tych przedmiotów. Sama ekspozycja jest chyba jedyną wystawą na świecie, która pokazuje losy oficerów armii. To zatem kontynuacja narracji o dziejach II wojny światowej i losach państwa polskiego w wymiarze militarnym. Jest ona również narzędziem budowania polskiej polityki historycznej w wymiarze przedstawiania martyrologii. Tych relikwii wydobytych z dołów śmierci we wszystkich miejscach ukrycia zwłok jest ponad 30 tys. Wciąż brakuje relikwii z miejsc pochówku, które prawdopodobnie znajdują się na Białorusi. Czekamy na źródłowe potwierdzenie tych informacji.

W zbiorach znajduje się także kilkanaście tysięcy pamiątek po ofiarach zbrodni katyńskiej. Za każdym z tych przedmiotów kryje się żywa postać – człowiek z krwi i kości, patriota, oficer, policjant, żandarm, nauczyciel, prawnik. Ci ludzie byli nerwem intelektualnym Rzeczypospolitej. Straciliśmy dziesiątki tysięcy ludzi, których nigdy Polska nie odzyska. To niezabliźniona rana. Te relikwie krzyczą. Przykładem jest wydarzenie sprzed dwóch dni. Odwiedziła nas grupa rosyjskich dziennikarzy. Oczekiwałem od nich trudnych pytań i zarzutów. Po przejściu przez ekspozycję nie mieli nic do dodania.

Jak po prawie trzech latach oceniana jest ekspozycja w nowej siedzibie muzeum?

Sławomir Frątczak: Muzeum Katyńskie otrzymało dziesięć prestiżowych nagród – od polskiej Sybilli, aż po nominację do nagrody Mies van der Rohe Award. Niedawno otrzymaliśmy żoliborską Nagrodę im. Barbary i Stanisława Brukalskich dla najlepszej inwestycji budowlanej.

Nieco jednak boli nas, że frekwencja w muzeum jest niższa od zakładanej. Przyczyn tego stanu jest kilka. Tematyka katyńska jest trudna. Cieszy jednak, że przychodzi coraz więcej szkół i młodzieży. Zawsze zachęcam nauczycieli, mówiąc, iż zaletą naszego muzeum jest to, że po ekspozycji oprowadzają kustosze, a nie sztampowi przewodnicy. Są profesjonalnie przygotowani i mogą stworzyć swoisty aneks do podręcznika historii. Muzeum odwiedzają też goście zagraniczni, tacy jak wspomniani dziennikarze. Zbrodnia katyńska zaczyna więc powoli docierać do świata.

PAP: Za kilka lat na Cytadeli będą dwa wielkie muzea – Wojska Polskiego i Historii Polski. Czy nie uważa pan, że Muzeum Katyńskie może zostać przesłonięte?

Sławomir Frątczak: Muzeum Katyńskie jest swoistą forpocztą Muzeum Wojska Polskiego, ale również wpisuje się w udostępnienie ogromnego obszaru Cytadeli, który możemy nazwać „Cytadelą Muzeów”. Na świecie istnieją takie kompleksy muzealne i ich cechą jest, że spędza się tam cały dzień. Nie ma znaczenia, od którego muzeum zacznie się zwiedzanie. Moim zdaniem to szansa wpisania się w szerszą formułę i nie obawiam się momentu powstania tych muzeów. Być może ktoś tylko zajrzy do naszego muzeum i może mimo ewentualnego sceptycyzmu zostanie na dłużej.

Pracuje pan w muzealnictwie ponad czterdzieści lat. Pamięta pan czasy, gdy zbrodnia katyńska była przemilczana lub przedstawiano jej wersję sowiecką. Jak takie muzea jak Muzeum Wojska Polskiego przedstawiały tę sprawę, czy pojawiały się pomysły zaprezentowania zakłamanej wersji tej historii?

Sławomir Frątczak: Do lat osiemdziesiątych wszystkie placówki muzealne poza niektórymi galeriami sztuki były tubami propagandowymi tamtego systemu. Szczęściem w MWP, które było tubą Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego, było realizowanie przeze mnie i innych pracowników zasady, że „pod latarnią najciemniej”. Jeśli niemożliwe było prezentowanie niektórych eksponatów, to przynajmniej ich nie niszczono. Było oczywiście kilka skandali, takich jak przekazywanie do Moskwy zdobytych na sowietach w 1920 r. sztandarów oraz zniszczenie spitfire’a i sprzętu niemieckiego. Jednak pamiątki po marszałku Piłsudskim zostały zachowane.

W latach osiemdziesiątych w warunkach pękającego systemu dokładaliśmy do ekspozycji nowe artefakty, które wcześniej nie mogły się tam pojawić. Główny Zarząd Polityczny WP, „nadzorcę” Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, przekonywano hasłem, że należy „pokazywać naszych przeciwników”. W 1989 r. byliśmy więc muzeum, które w całym bloku komunistycznym musiało zmieniać najmniej elementów ekspozycji. Specyfiką polskiego komunizmu było „puszenie się” doświadczeniami historycznymi, które były mu do czegoś potrzebne. Oczywiście o Katyniu nie mogło być mowy.

O Katyniu mówiono wśród Rodzin Katyńskich. Jeśli ktoś miał szczęście, że chodził do Liceum Ogólnokształcącego im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego i stykał się z nauczycielami, którzy pracowali do 1968 r., to mógł się dowiedzieć o zbrodni katyńskiej. Moja profesor historii powiedziała o Katyniu poprzez beznamiętne streszczenie wersji niemieckiej i sowieckiej oraz decyzję trybunału norymberskiego. Nikt nie mógł jej zarzucić, że promuje wersję „nieprawomyślną”.

Miałem również to szczęście, że pochodzę z rodziny mazowieckiej i kresowej. Ta druga część mojej rodziny słyszała wersję niemiecką, ale i sowiecką, zanim zostali wyrzuceni z domów pod koniec 1944 r. Część rodziny, która została zesłana na Syberię, zetknęła się z wersją prawdziwą, ponieważ spotykała się rodzinami ofiar.

W tym miejscu dodam, że niedawno udało nam się odczytać nieczytelne dotąd karty pocztowe z Miednoje. Chylę czoła przed specjalistami z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji, którym udało się odczytać archiwalia grobowe. Dzięki temu np. symbolicznie „zapętliliśmy” listy od jednego z zamordowanych policjantów do rodziny, z korespondencją przesłaną do niego przez bliskich. Z tych informacji wyłania się przekaz o wysyłkach na Syberię w lutym 1940 r., które dotarły do obozu mimo sowieckiej cenzury. Dowiadywali się więc, czym groziły podawane przez nich podczas przesłuchań informacje na temat rodzin. Wszystkie te informacje docierały do NKWD. To również wielka wartość naszych zbiorów.

Fałszem jest to, że istnieją prawdy skończone. Jeśli ktoś tak mówi, to kłamie. Ciągle odkrywamy coś nowego. Kiedyś odkręciłem słoiczek znaleziony w dole śmierci. W środku była herbata. Poczułem dreszcz, bo poczułem zapach sprzed ponad sześciu dekad. Nigdy więcej nie zrobię niczego podobnego. Doszedłem do żywego człowieka. Ta praca bywa dołująca. Pracuje się w bardzo specyficznej energii. Może ją odczuć tylko człowiek pracujący przez lata przy tych relikwiach. Na Sadybie przychodziłem, żegnałem się i mówiłem: „Chłopcy, dziś jestem sam, dajcie proszę popracować”. Bowiem zawsze miałem wrażenie, że ktoś mi towarzyszy. Był to rok 2002. Wówczas wciąż było wiele niezrozumienia dla sprawy katyńskiej i nadal wciąż brak jest wystarczającego zrozumienia. Dla poprawności politycznej często nie mówi się o niej tak, jak należy.

Kiedyś zapytano mnie, co jest podstawą tej zbrodni. Moim zdaniem jest to zakodowana na Wschodzie nienawiść i brak szacunku do osoby ludzkiej. Do tego dochodzi nienawiść do Polaków i katolicyzmu. Zachód nie rozumie, że nie chodzi o panujący w Rosji reżim, lecz o setki lat doświadczeń historycznych, sięgających czasów panowania mongolskiego.

W piątek 29 czerwca swoje urodziny świętować będzie Muzeum Katyńskie, Oddział Martyrologiczny Muzeum Wojska Polskiego. Uroczystości rozpoczną się mszą św. o godz. 10 w Katedrze Polowej Wojska Polskiego. Następnie o godz. 12 na Placu Apelowym Muzeum Katyńskiego dźwiękiem dzwonu katyńskiego rozpoczną się uroczystości główne, w czasie których zostaną przyznane odznaki pamiątkowe osobom szczególnie zasłużonym i działającym na rzecz Muzeum Katyńskiego.