Bez pożyczek nie byłoby postępu. Ani ekonomicznego, ani społecznego. Ale są one również najważniejszą przyczyną kryzysów ekonomicznych, które zazwyczaj efekty rozwoju niwelują. Kredyt i kryzys tworzą więc zazwyczaj rodzaj błędnego koła. Aby zrozumieć, jak się ono toczy, bardzo przydają się tacy pomocnicy, jak Jan Toporowski.
To nie jest jego pierwsza książka ukazująca się po polsku. Ten urodzony i pracujący w Londynie ekonomista polskiego pochodzenia był już zwycięzcą naszego Economicusa (2012 r.) za publikację „Dlaczego gospodarka światowa potrzebuje krachu”. Siła autora polega na jego świeżości. Gdy porównuje się go z polskimi kolegami ekonomistami, to okazuje się, że jego rówieśnicy znad Wisły (Balcerowicz, Kołodko, Glapiński, Hausner) wywodzą się z zupełnie innej szkoły podejścia do ekonomii. Wszyscy oni tkwią w klatce mainstreamowego myślenia neoklasycznego, które wyznacza granice ich świata. Toporowski to zaś tradycja ekonomii heterodoksyjnej. Pilny czytelnik Marksa, Róży Luksemburg, Kaleckiego i Minsky’ego, ale również szkoły austriackiej – Boehm-Bawerka czy Mengera. Gdy po 2008 r. stało się jasne, że ekonomia neoklasyczna nie ma monopolu na prawdę, autorzy tacy jak Toporowski zyskali na atrakcyjności. Z tego właśnie powodu, że umieją dostrzec rzeczy i zjawiska, które neoklasykom przez lata umykały. Właśnie w tym kontekście trzeba czytać „Kredyt i kryzys”.
Jan Toporowski, „Kredyt i kryzys. Od Marksa do Minsky’ego”, Książka i Prasa, Warszawa 2017 / Dziennik Gazeta Prawna
Ta książka najbardziej spodoba się tym, którzy ciekawość innego spojrzenia na ekonomię łączą z zainteresowaniem historią. Toporowski należy do autorów, którzy uważają, że większość dzisiejszych debat i dylematów dotyczących gospodarki już się kiedyś rozgrywała. Zmieniły się czasy i okoliczności, ale nie natura ekonomicznych procesów. Dlatego kredyt i kryzys da się czytać również jako podróż autora (i czytelnika) w ostatnią ćwiartkę XIX w. i połowę XX w. W czasy, gdy podobnie jak dziś kapitalizm przypominał dzikiego zwierza wściekle goniącego swój własny ogon. A ówcześni autorzy próbowali tę dziką pogoń opisać.
Najważniejszy z nich to Michał Kalecki. W końcu Toporowski wydał po angielsku biografię najważniejszego polskiego ekonomisty XX w. i od lat próbuje go przypominać (z sukcesami!) w anglosaskim obiegu intelektualnym. W „Kredycie i kryzysie” Toporowski wyciągnął z Kaleckiego coś zupełnie nowego. Pokazał, że można u niego znaleźć wiele na temat rynków finansowych. Co przeczy tezie, jakoby Kalecki ten wymiar ekonomii lekceważył lub też go nie rozumiał. Innym smaczkiem jest odkurzenie przez Toporowskiego kilku innych nazwisk polskiej międzywojennej myśli ekonomicznej. Na przykład Marka Breita, który nie miał tyle szczęścia, co Kalecki i nie zdołał wyjechać z kraju przed 1939 r. A że był Żydem, to został zamordowany przez Niemców.
Magazyn DGP z 16 lutego 2018 r. / Dziennik Gazeta Prawna
Na koniec małe objaśnienie. Na pierwszy rzut oka lektura „Kredytu i kryzysu” wymaga od czytelnika pewnego przygotowania ekonomicznego. Nie należy traktować tego jako wielkiej przeszkody. Bardzo źle by było, gdyby z powodu niezrozumienia tego czy innego terminu czytelnik się do lektury zniechęcił. Wartość tej książki polega przecież na tym, że reprezentuje ona ten obszar spojrzenia na ekonomię, który jest w Polsce ciągle dość mało znany. Im głębiej jednak się w ten nowy świat wchodzi, tym bardziej zaczyna on wciągać i wyjaśniać zjawiska, wokół których ekonomiczny mainstream przechodzi obojętnie. Język się zaś wygładza i otwiera kolejne perspektywy.