Należy bez emocji trzymać się prawdy historycznej - mówi PAP Piotr Cywiński, dyr. Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. 10 lat temu, 27 czerwca 2007 r., Komitet Światowego Dziedzictwa UNESCO podjął decyzję o zmianie na Liście Światowego Dziedzictwa nazwy „obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau" na „Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945)".

PAP: Kto wystąpił z inicjatywą zmiany nazwy byłego niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau?

Piotr Cywiński: Auschwitz-Birkenau jako miejsce pamięci zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa w 1979 r. jako "obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau". Ponad 10 lat temu Polska rozpoczęła starania o zmianę tytułu tego wpisu na "Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945)".

Po stronie Polski projekt prowadził świetny, nieodżałowany wiceminister kultury Tomasz Merta (zginął w 2010 r. w katastrofie smoleńskiej-PAP), który, wspierany przez polski rząd, wynegocjował zmiany. Każda międzynarodowa decyzja UNESCO musi być poddana głosowaniu. Zmiana nazwy obozu wymagała więc rozmów z innymi państwami. Te rozmowy wcale nie musiały być łatwe, bo część państw mogła propozycję Polski odbierać jako element zdecydowanej polityki historycznej, nieistotne czy odpowiadającej prawdzie czy nie, ale polityki historycznej.

Uzyskaliśmy jednak przychylność największych graczy międzynarodowych w tym zakresie i żadne państwo nie zgłosiło blokujących uwag.

PAP: Niemcy też nie mieli uwag?

Piotr Cywiński: Niemcy bardzo szybko wyrazili, że nie mają nic przeciwko takiej zmianie.

PAP: Jakie okoliczności towarzyszyły zmianie nazwy?

Piotr Cywiński: Rzecz była dosyć dobrze przygotowana, w szczególności istotne dla projektu okazało się poparcie Izraela. Żadne państwo się nie wychyliło przeciwko temu. Rzecz została sprawnie przegłosowana na posiedzeniu w Christchurch w Nowej Zelandii.

PAP: Co dokładnie oznaczała zmiana nazwy obozu na liście UNESCO?

Piotr Cywiński: Dla Polski głównym osiągnięciem był światowy konsensus w uwypukleniu niemieckiego nazistowskiego charakteru obozu, a także ukazanie, że pod nazwą "obóz koncentracyjny" krył się przede wszystkim ośrodek zagłady. Za zmianą tytułu wpisu poszły też niewielkie zmiany w opisie samego miejsca, stare teksty zostały uaktualnione o dzisiejszą wiedzę oraz zrozumienie tego szczególnego miejsca. Trzeba pamiętać, że na Liście Światowego Dziedzictwa to Miejsce Pamięci reprezentuje wszystkie inne miejsca tego typu.

PAP: Czy można powiedzieć, że nazwa "niemiecki, nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady" słabo się upowszechnia? Wciąż pojawiają się określenia "polski obóz".

Piotr Cywiński: Tytuł wpisu nie wzbudza dziś już żadnych kontrowersji, a zatem funkcjonuje dobrze, przy czym należy dodać, że jest to narzędzie raczej natury dyplomatycznej. Z nazwą zgodziło się ponad 150 państw składowych UNESCO. Tytuł obozu na liście UNESCO - choćby ze względu na swoją stosunkową długość - nie jest jednak hasłem, które pozwala docierać do każdego odbiorcy, gdyż mało kto w życiu codziennym używa nazwy tożsamej z zapisami Listy Światowego Dziedzictwa. Większość ludzi mówi po prostu "Auschwitz-Birkenau". Natomiast w momencie kiedy pada nazwa „polski obóz zagłady" albo jakakolwiek inna, np. tylko „obóz koncentracyjny", a nie "obóz zagłady" - można sobie różne zwichnięcia wyobrazić - wtedy jednak można odwołać się do rzeczywistości, którą uznały wszystkie państwa biorące udział w jednym z największych projektów, jakim są agendy ONZ.

PAP: Co można zrobić, aby nazwa „Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945)" jeszcze bardziej się upowszechniła?

Piotr Cywiński: W moim przekonaniu najważniejsza jest sfera edukacyjna i tego nic nie zastąpi. Istotne są również rozmowy z dziennikarzami. To nie zawsze są łatwe rozmowy. Przygotowaliśmy półtora roku temu taki korektor na główne systemy operacyjne komputerowe, które sobie część poważnych redakcji pobrała i w momencie kiedy piszą np. „polskie obozy", to na komputerze pojawia się to jako błąd.

W moim przekonaniu nadal potrzebne jest mocne współgranie Polonii, MSZ i placówek edukacyjnych.

Trochę sami sobie jesteśmy winni tego określenia „polskie obozy", a to za sprawą uporczywej polonizacji wszelkich nazw niemieckich. Przez całe dekady używano w Polsce nazwy "obóz Oświęcim-Brzezinka" i w zasadzie dopiero po upadku komunizmu została przywrócona nazwa Auschwitz-Birkenau w samej nazwie oświęcimskiego muzeum. Do dziś często słyszę o obozach: Chełmno nad Nerem a nie Kulmhof, Sztutowo a nie Stutthof, Bełżec a nie Belzec, Sobibór a nie Sobibor. Trzeba odróżniać nazwy lokalizacji od nazw niemieckich instytucji historycznych.

PAP: Ostatnio Muzeum Historyczne Miasta Krakowa kładzie nacisk, by mówić obóz Plaszow, a nie Płaszów, jak się powszechnie przyjęło...

Piotr Cywiński: Tak, gdyż nie mówimy o części Krakowa, a o instytucji obozowej. Czym innym jest Oświęcim, a czym innym Auschwitz - instytucja obozowa. Nie odwołujemy się tutaj do nazwy miasta, która została przywrócona po wojnie, tylko do instytucji niemieckiej.

PAP: Znam Niemców, którzy nie chcą, by dawne obozy koncentracyjne określać "niemieckimi". Uważają, że to były "obozy nazistowskie", nie "niemieckie".

Piotr Cywiński: Trendy się zmieniają, natomiast nazewnictwo powinno być zgodne z historią. Jeśli chodzi o instytucję obozową, która była wpisana w system instytucji państwowych, to pisałbym: "niemiecki, nazistowski". Ale już jeśli miałbym na myśli propagandę, to pisałbym o propagandzie "nazistowskiej", a nie "niemieckiej", gdyż przymiotnik "nazistowski" odnosi do ideologii, która leżała u podstaw propagandy.

Warto zwrócić uwagę, że zbytni nacisk na element „niemiecki" powoduje kontrreakcję ze strony ludzi, którzy urodzili się po wojnie i nie mają podstaw, by poczuwać się do osobistej odpowiedzialności. Ponadto w stosowaniu właściwej semantyki brak nam konsekwencji, co osłabia naszą pozycję. W przypadku zbrodni III Rzeszy mocno podkreślamy, że to zbrodnie "niemieckie". W przypadku stalinizmu w Polsce, mówimy o zbrodniach "komunistycznych", ale nie określamy ich "polskimi", nawet jeśli to Polacy dopuszczali się zbrodni.

Uważam, że należy bez emocji trzymać się prawdy historycznej. Czyli umieć nazwać zarówno przynależność państwową, jak i ideową aparatu zbrodni w każdym przypadku. A jednocześnie nie stawiać immanentnego znaku równości pomiędzy sferą państwową a ideologiczną.

Rozmawiała Beata Kołodziej (PAP)