Moim zdaniem bitwa rozegrała się dwa kilometry od miejsca określanego przez innych historyków. Pole bitwy rozpościerało się nie na południe i wschód od Stębarka, ale na południe i wschód od Grunwaldu – mówi PAP prof. Sven Ekdahl z Instytutu Polsko-Skandynawskiego w Kopenhadze.

PAP: Pańska fascynacja bitwą pod Grunwaldem trwa już ponad pół wieku. W połowie lat sześćdziesiątych dokonał Pan odkrycia ważnego dla zmiany postrzegania tego wydarzenia. W jaki sposób odnalazł Pan anonimowy list skierowany do Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego, w którym przestrzegał go przed taktyką Litwinów pozorujących ucieczkę z miejsca walki?

Prof. Sven Ekdahl: Studiowałem wówczas na Uniwersytecie w Getyndze w Niemczech. Badałem dokumenty dawnego archiwum państwowego z Królewca, które wówczas tam przechowywano. Wówczas, wśród innych listów odkryłem ten niezwykle istotny dokument. Opublikowałem go w 1963 r. Tak zaczęły się moje badania nad bitwą z 1410 r., ale moje zainteresowania są nieco wcześniejsze. Bez wątpienia jednak było to odkrycie kluczowe dla mojej fascynacji.

PAP: List znajdował się w archiwach zakonnych przez całe stulecia. Dlaczego był pomijany przez historyków?

Prof. Sven Ekdahl: Być może, dlatego, że nie padała w nim nazwa miejsca rozegrania bitwy. Autor określa ją jako „wielką bitwę”. Dla mnie oczywiste było, że chodzi o bitwę grunwaldzką. Nie rozumiałem, dlaczego nie było to tak jasne dla innych. Byłem jednak bardzo szczęśliwy, że to odkrycie przypadło właśnie mnie.

Ponadto list był anonimowy. Wydaje się, że był napisany przez kogoś ważnego, na przykład władcę, który osobiście udzielał rad Wielkiemu Mistrzowi. Prawdopodobnie list był załącznikiem do innej korespondencji. Wskazuje na to jego dobry stan i fakt, że nie jest adresowany i podpisany. Sądzę więc, że był dodatkiem do szerszej korespondencji.

PAP: Jak polscy historycy zareagowali na zakwestionowanie dotychczasowych opinii nt. bitwy?

Prof. Sven Ekdahl: Odrzucili moją opinię. Swoją hipotezę po raz pierwszy przedstawiłem w 1965 r., ale opublikowałem dopiero w 1982 r. i rozwinąłem w 2009 r. w zbiorze studiów pokonferencyjnych pod redakcją prof. Jana Gancewskiego. Tam wyłożyłem swoje tezy, ale nie spodobały się one nikomu w Polsce. Wyjątkiem był profesor Gerard Labuda, który bardzo wcześnie, bo już w 1992 r. stwierdził, że moja hipoteza jest poprawna.

PAP: Dlaczego Polscy historycy są tak bardzo przywiązani do wizji bitwy przedstawionej przez Jana Długosza?

Prof. Sven Ekdahl: Dzieło Jana Długosza jest w Polsce traktowane jak Biblia. Nie mam tak sentymentalnego stosunku do tego kronikarza. Jest bardzo ważnym historykiem, ale podobnie jak inni kronikarze był tylko człowiekiem. Porównałem jego wizję z innymi źródłami historycznymi, takimi jak Annalista Toruński, który do niedawna był całkowicie ignorowany przez wszystkich historyków i archeologów. Jego zapisy są bardzo ważnym źródłem, różniącym się od przekazu Długosza. To był fundament mojej teorii.

Annalista twierdzi, że obóz armii królewskiej znajdował się na północno-zachodnim krańcu jeziora Dąbrowa Mała, a nie na południowym krańcu jeziora Dąbrowa Wielka. Mamy więc dwie sprzeczne koncepcje. Druga z nich liczy sobie przeszło 180 lat. Została przedstawiona przez pruskiego historyka Johannesa Voigta w 1836 r., w siódmym tomie jego „Historii Prus”. Później ta teoria została potwierdzona przez Konstantego Górskiego, który opublikował bardzo podobną mapę pola bitwy. Kolejne generacje historyków korzystały z ich teorii dotyczących rozmieszczenia armii na polu bitwy. Jednym z nich był Andrzej Nadolski, który był bardzo popularnym i znanym historykiem. Nie bałem się jednak starcia z nim.

Moim zdaniem bitwa rozegrała się dwa kilometry od miejsca określanego przez innych historyków. Pole bitwy rozpościerało się nie na południe i wschód od Stębarka, ale na południe i wschód od Grunwaldu. Nazwa bitwy staje się więc oczywista. Nie nazwano jej przecież bitwą pod Stębarkiem.

PAP: Być może polscy historycy są tak przywiązani do wizji Jana Długosza, ponieważ pisał w bardzo piękny sposób?

Prof. Sven Ekdahl: Tak, to prawda. Jego dzieła są niezwykle fascynujące, ale należy je porównywać z innymi źródłami i oceniać, które z nich można uznać za bardziej wiarygodne. Od 2014 r. Muzeum Bitwy pod Grunwaldem stara się weryfikować tezy Andrzeja Nadolskiego, ale badania nie przyniosły rezultatów. Nie odnaleziono żadnych śladów pola bitwy na południe i wschód od Stębarka. Z roku na rok są coraz bliżsi stawianych przeze mnie tez. W tym roku, w połowie sierpnia prowadzone będą kolejne, trwające tydzień badania, w których udział wezmą duńscy archeolodzy z Harja Arkaeologisk z Odense, Norwegowie oraz Polacy z Wielkiej Brytanii. Wówczas przekonamy się jakie rezultaty przyniosą badania.

W zeszłym roku badacze z Wilna, wykorzystujący detektory-wykrywacze metalu i georadary odnaleźli jamy grobowe, znajdujące się pomiędzy wsiami Grunwald i Łodwigowo. Zgodnie z moją teorią poszukiwali zbiorowych mogił rycerzy poległych w bitwie. Udało się odnaleźć siedemnaście miejsc, w których mogą znajdować się zbiorowe mogiły. Niektóre z nich znajdują się ponad 240 cm pod ziemią. Do potwierdzenia ich istnienia niezbędne są jednak dalsze badania archeologiczne. To jednak bardzo ważna przesłanka.

PAP: Mogą to być mogiły rycerzy polskich i litewskich czy raczej krzyżackich?

Prof. Sven Ekdahl: Tego nikt nie wie. Być może spoczywają tam walczący po obu stronach. Wedle jednej z papieskich bulli polegli powinni być grzebani we wspólnych mogiłach.

PAP: Kiedy zakończą się badania pola bitwy?

Prof. Sven Ekdahl: Trudno powiedzieć. Być może tegoroczne badania będą już ostatnim etapem poszukiwań. Dokładne planowanie badań prowadzone jest przez Muzeum Bitwy pod Grunwaldem.

Rozmawiał Michał Szukała