Ośrodki promujące trendy w modzie za każdym razem działają na sentymencie docelowej grupy odbiorców w wieku 30-40 lat, dlatego dziś moda czerpie z lat 90-tych – mówi projektant Michał Szulc. Przerobiliśmy już 99,9 proc. tego, co mogliśmy, w projektowaniu i teraz siłą rzeczy będziemy cytować sami siebie - dodaje.

Według niego powtarzalność tendencji w modzie jest łatwo dostrzegalna i nie jest przypadkowa. „Dzisiaj panują lata 90. i to nie jest przypadek, a za wszystkim oczywiście stoją pieniądze” – mówił PAP Michał Szulc, projektant mody i wykładowca w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi.

Jego zdaniem ośrodki trendotwórcze, które lansują nowe pomysły, idee, produkty i wtłaczają je w rytm życia mody, kierują się dość mocno zarysowaną grupą docelową, którą stanowią osoby w wieku 30-40 lat.

„To jest grupa, która zarobiła już pieniądze, wzięła kredyty, kupiła mieszkania, osiedliła się, ma pierwsze dziecko i ma pieniądze, które może wydawać na różne inne rzeczy. Celujemy w taką grupę najprościej jak się da, czyli działając na sentymentach i wspomnieniach. Wracamy do ich lat młodości, wycieramy wszystkie złe rzeczy, pamiętamy tylko te dobre i wyciągamy elementy najbardziej charakterystyczne dla tego okresu” - opowiadał projektant.

Dzisiaj w modzie widać powrót do lat 90-tych. Widać to – zdaniem Szulca - przede wszystkim w dość mocnym nawiązaniu do jeansu i form jeansowych, które były modne w latach 90-tych. Bardzo często w stylizacjach używane są także golfy i półgolfy, ale również zauważalny jest mocny powrót bluzy dresowej i to zarówno w kolekcjach niszowych marek, jak i takich tuzów jak np. Givenchy czy Dior.

W sezonie wiosna-lato 2017 – jego zdaniem - najbardziej spektakularnym zjawiskiem jest zwrot ku Europie Środkowo-Wschodniej lat 90-tych. „To są kultury dresiarzy, blokersi, zresztą blokowiska są podawane najczęściej jako tła do tendencji, co widać w kampaniach dużych marek” - zaznaczył.

Oprócz historycznych nawiązań do dekad i czasów naszej młodości, pojawiają się tendencje w modzie i stylu życia, które nie przyjmują się od razu i powtarzane są co kilka lat. Zdaniem projektanta najlepszym przykładem jest tendencja na życie i produkty eko, czy na kartę kolorów eko, która przyjęła się najszybciej, bo nawiązuje do stylu skandynawskiego. Natomiast życie slow, w zgodzie z naturą, nie przyjmowały się tak szybko i co kilka lat jest to temat lansowany przez ośrodki trendotwórcze.

„Dzisiaj jest chyba najbardziej zmasowany atak na to, żeby trend eko do nas trafił - ośrodki trendotwórcze pokazują, że należy produkować rzeczy zgodne z certyfikatami, zwracając uwagę, gdzie produkujemy i jak pracownicy są wynagradzani, ile wody zużywamy do produkcji odzieży” - wymieniał.

Jego zdaniem, ten „zmasowany atak” widać chociażby po kolorze roku Pantone’a, którym w 2017 r. jest zielony. „I to jest chyba taka najbardziej widoczna sytuacja, która nie do końca przyjęła się na początku, ale wraca z uporem maniaka. Rzeczywista i masowa popularność eko jest ciągle przed nami” - ocenił projektant.

Według Szulca sytuacja powtarzalności w modzie istnieje od momentu, kiedy tendencje zaczęły być kreowane, bo projektanci ubrań użytkowych są dość mocno ograniczeni ich funkcją czy formą. „Wydaje mi się, że przerobiliśmy już 99,9 proc. tego, co mogliśmy zrobić w projektowaniu i teraz siłą rzeczy będziemy cytować sami siebie” - ocenił ekspert.

Jednak – w jego ocenie - po dość wyraźnym marazmie, który był widoczny na wybiegach jeszcze kilka lat temu, dzisiaj widać już, że „moda wysoka” wraca do rzemiosła. „Do takich rzeczy, które są ręcznie wykonywane: haftowane, szyte, tkane. Moda jest przemysłem ludzi kreatywnych” - podsumował projektant.