Władysław Broniewski - poeta, legionista, więzień Łubianki, żołnierz Andersa, piewca rewolucji hołubiony przez władze PRL - zmarł 55 lat temu, 10 lutego 1962 r. Niedawno ukazał się tom "Zgubiłem okulary" zbierający listy poety i jego ostatniej żony - Wandy.

Broniewski był postacią pełną sprzeczności - komunistą, który lubił przywoływać swoje szlacheckie pochodzenie; redaktorem lewicowego "Miesięcznika Literackiego" chlubiącym się Virtuti Militari i czterema Krzyżami Walecznych zdobytymi w legionach Piłsudskiego i za wojnę z bolszewikami; rewolucyjnym trybunem, który stracił wszystkie zęby w więzieniu na Łubiance, poetą; który odmówił Bierutowi napisania nowego polskiego hymnu, ale ze swojego "Słowa o Stalinie" był bardzo dumny.

Urodził się 17 grudnia 1897 r. w Płocku. Wiersze pisał od dziecka. W 1915 r. jako 17-latek wraz z gimnazjalnymi kolegami zaciągnął się do Legionów Piłsudskiego. Trafił do 4 Pułku Piechoty, brał udział w bitwie pod Jastkowem, a podczas kryzysu przysięgowego został internowany w Szczypiornie. W wojnie 1920 r. Broniewski walczył z bolszewikami pod Dźwińskiem, potem przeniesiono go na front ukraiński. Brał udział w walkach pod Kijowem, uczestniczył w dramatycznym odwrocie przed sowiecką ofensywą wiosną i latem 1920 r.

Broniewski był dzielnym żołnierzem, podczas bojów pod Drohiczynem zasłużył sobie na Virtuti Militari. W uzasadnieniu napisano: "Broniewski wybiegł przed linię, poderwał kompanię, która brawurowym uderzeniem zdobyła wzgórza, zadając bolszewikom wielkie straty w walce na białą broń". Nieco inaczej przedstawia to sam bohater wydarzeń. Oddział Broniewskiego zawędrował na plebanię, gdzie gościnny proboszcz podejmował żołnierzy domowymi nalewkami. O zmierzchu zaatakował oddział kozaków. Chwiejący się na nogach Broniewski namówił towarzyszy biesiady, aby spuścili go na taczkach z karabinem maszynowym ze wzgórza, na którym stała plebania. "Będę ich kosić" - zapowiedział.

Efekt okazał się wspaniały, także dlatego że wznoszone przez Polaków okrzyki "Broniewski, Broniewski" kozacy zrozumieli, jako "Broniewik! Broniewik!" (czyli auto pancerne). Tej nocy pijacka szarża poety na taczkach zakończyła się przesunięciem całego odcinka frontu. W tym czasie Broniewski zdradzał już pewne lewicowe sympatie, ale podczas wojny nie było wątpliwości że opowiedział się po stronie Polski.

Wojnę poeta zakończył w stopniu kapitana, z czterema Krzyżami Walecznych i Virtuti Militari. Wolna Polska, o którą walczył, rozczarowała jednak Broniewskiego, poeta coraz wyraźniej zaczął się skłaniać ku komunizmowi. Jednocześnie szukał swojego miejsca w poezji, publikował w "Skamandrze" i "Wiadomościach Literackich", przyjaźnił się z futurystami. W 1925 r. ukazał się jego debiutancki tomik "Wiatraki", w tym samym roku wyszły "Trzy salwy" - zbiorowy tomik poezji rewolucyjnej. W tym okresie Broniewski zaczął mieć kłopoty z cenzurą, które miały towarzyszyły mu całe życie - utwory konfiskowano mu za sanacji, dla władz sowieckich niecenzuralne było wszystko, co poeta napisał znalazłszy się w ZSRR, w PRL restrykcje dotyczyły przede wszystkim utworów Broniewskiego napisanych podczas wojny.

W latach 30. poeta zaangażował się w wydawanie komunizującego "Miesięcznika Literackiego", za co trafił do więzienia na 3 miesiące. Pod koniec 1932 r. ukazał się tomik "Troska i pieśń" z "Elegią na śmierć Ludwika Waryńskiego" i wierszem "Zagłębie Dąbrowskie" o niedoli górników, kończący się wzywającą do rewolucji frazą "Zapalać! Gotowe? - Gotowe!". Broniewski czytywał ten utwór na spotkaniach z robotnikami zawieszając głos po pytaniu zawartym w ostatnim wersie wiersza. Sala odpowiadała wtedy krzycząc "Gotowe!". W tym czasie Broniewski najbliżej był chyba ideału poety-rewolucjonisty, ale członkiem partii komunistycznej nie był jednak nigdy, ani przed wojną, ani po niej.

Broniewski zakochiwał się bardzo łatwo, ale sam wyznawał, że najważniejszą kobietą w jego życiu była córka, Anka, która urodziła się w 1929 r. Z jej matką - Janiną, Broniewski rozstał się już kilka lat później, aby związać się z aktorką Marią Zarębińską. Z pierwszą żoną przyjaźnili się jednak do końca życia.

Poeta przeczuwał zbliżającą się wojnę - w kwietniu 1939 r. napisał "Bagnet na broń". Zaledwie kilka miesięcy później, we wrześniu, przejechał rowerem 500 km w ciągu 5 dni, aby dogonić swoją jednostkę wojskową. Wkroczenie wojsk sowieckich zastało go we Lwowie, gdzie wszedł w skład komitetu organizacyjnego nowego związku literatów, odmówił jednak publikowania w propagandowym "Czerwonym Sztandarze". Podobno chodził pijany po lwowskich knajpach i recytował antysowieckie fraszki, rozgoryczony, że ojczyzna proletariatu przyłożyła rękę do upadku Polski.

W styczniu 1940 r. Broniewski m.in. wraz z Aleksandrem Watem zostali aresztowani, trafili na Łubiankę. Broniewski przesiedział tam 13 miesięcy oskarżony o "polski nacjonalizm" i powiązania z polskim wywiadem wojskowym. Wat w "Moim wieku" wspomina, że z podziwem patrzył na postawę Broniewskiego w więzieniu. Gdy za próbę porozumienia się między celami skazano obu na pobyt w karcerze, Broniewski przez 5 dni chodził po celi śpiewając pieśni legionowe. W tym czasie Wat załamał się na śledztwie i zaczął odpowiadać na pytania NKWD-ystów o polskich pisarzy. Broniewski dostał wyrok 5 lat zesłania w Kazachstanie, ale wyszedł z ZSRR z armią Andersa. W Jerozolimie w czerwcu 1943 r. ukazał się najsławniejszy chyba zbiorek Broniewskiego "Bagnet na broń", a w 1945 r. - "Drzewo rozpaczające".

Broniewski wrócił do Polski w listopadzie 1945 r. Niedługo potem okazało się, że jego ukochana żona Maria nabawiła się w Auschwitz nieuleczalnej choroby krwi i mimo leczenia w klinice w Szwajcarii zmarła. Włączył się w oficjalny nurt życia literackiego - komunistyczne hasła równości i wolności mas pracujących były mu przecież bliskie jeszcze przed wojną.

W roku 1949, w związku z 70. rocznicą urodzin Stalina, ogłoszono konkurs na poemat o nim, w którym Broniewski wziął udział. "Słowo o Stalinie" - jak sam Broniewski wyznawał - napisane zostało w trakcie trzydniowego ciągu alkoholowego, ale sam poeta uważał ten wiersz, w którym krwawy dyktator opisywany jest jako motorniczy dziejów, za literacko bardzo udany. Uległość wobec władzy miała jednak dla Broniewskiego pewne granice. Bolesław Bierut poprosił poetę o napisanie nowego hymnu Polski, Broniewski, oczywiście pijany, odmówił bardzo stanowczo. "Bo to tak, jakbym orłowi polskiemu urwał głowę" - argumentował poeta, co zapamiętała Maria Dąbrowska.

Niedawno opublikowany przez Krytykę Polityczną tom "Zgubiłem okulary. Listy z lat 1947-1962" gromadzi po raz pierwszy wydaną korespondencję poety i jego ostatniej żony - Wandy. Ewa Zawistowska, wnuczka Broniewskiego, wspomina ostatnią żonę poety bez sentymentu. Podobno Wanda dążyła do rozluźnienia przyjaźni Broniewskiego z pierwszą żoną, przeszkadzała jej też stała obecność w jego życiu córki Anki i pasierbicy - Majki. Anka ze wspólnych wakacji z nową żoną ojca w 1950 r. w Ustce napisała do matki: "baba jest nie tyle nawet wredna, co po prostu nienormalna. Snobizmy i aspiracje ma takie, że Putramentowa przy niej to kołchoźnica-traktorzystka". Broniewski nazywał Wandę, zapewne nie bez powodu, "cholercia".

Ciągi alkoholowe Broniewskiego stawały się coraz dłuższe, zwłaszcza po tym, gdy w sierpniu 1954 r. zmarła jego córka Anka. Spekulowano, że było to samobójstwo, choć okoliczności wskazują też na nieszczęśliwy wypadek z gazem. Napisany wtedy cykl wierszy "Anka" należy do najbardziej przejmujących jego dokonań. Poeta zmarł na raka krtani 10 lutego 1962 r.